***
Oh, nie jesteś jedynym, który jest zmęczony życiem.
Obawiasz się zapomnienia, gdyż korona na twej głowie, uśmiech, który nosisz, krzyż, który dźwigasz nigdy nie były tak ciężkie...
***
— Gregor? Gregor
Schlierenzauer?
Siedzący
w studiu telewizyjnym ekspert sportów zimowych pochylił głowę i
potarł policzek w chwilowym zamyśleniu.
Było
mu niezmiernie gorąco w przyciasnym wełnianym swetrze, w który
wystylizowano go przed wejściem na antenę, a doskonale wiedział,
że będzie się tak pocić jeszcze spory kawał czasu. Światła
reflektorów odbijały się w szkłach okularów prezentera, a tenże
oczekiwał zwięzłej, lecz treściwej odpowiedzi. Program szedł na
żywo. Był
piątkowy wieczór, siódmy dzień lutego.
-
Dokładnie tak, Gregor zwany ostatnio Gregorem Wielkim - redaktor
uśmiechnął się formalnie, niemo nakłaniając eksperta do
wyrażenia opinii.
Austriackie
media sportowe wprost szalały na punkcie swojego zimowego bohatera -
był im on nadzieją na medal w skokach, jedyną nadzieją. Nikt już
nie zajmował się Morgensternem, Koflerem, Loitzlem czy chociażby
ulubieńcem sieci, Fettnerem. Ich gwiazdy nie świeciły tak jasno
jak w poprzednich sezonach, na medal w drużynie się nie zanosiło.
-
Pozwolę sobie wspomnieć, że ten młody człowiek osiągnął już
więcej, niż niektórzy mają okazję osiągnąć przez całą swoją
karierę - głos eksperta był zdecydowany, lecz nie wyczuwało się
w jego tonie szczególnej fascynacji obiektem rozmowy - starszy pan
nie był bowiem Austriakiem.
-
Tak, to prawda - z wielkim entuzjazmem przytaknął mu redaktor,
widocznie zadowolony z pozytywnej wypowiedzi swojego gościa.
Przechodzący
po cichu asystent reżysera potknął się o leżące na podłodze
zwoje czarnych, grubych kabli. Bardziej spostrzegawczy widzowie przed
telewizorami na pewno zarejestrowali dość głośny hałas, choć
dwaj mężczyźni przy studyjnym stole w żaden sposób nie dali po
sobie poznać, że cokolwiek się wydarzyło.
-
Gregora cechuje niezwykła wręcz siła opanowania w decydujących
momentach rywalizacji - ekspert silił się na okazanie większego
szacunku dla ukochanego przez austriackich kibiców Schlieriego. -
Tam, gdzie inni się spalają, on pozostaje z chłodną głową.
Myślę, że możecie usłyszeć Land
der Berge, Land der Strome
podczas dekoracji pod skoczniami.
Jego
komentarz wywołał szeroki uśmiech na twarzy prezentera, a także
cichy aplauz wśród operatorów kamer i reszty obsługi, którzy
doszli już do siebie po efektownym upadku swojego kolegi. Wszyscy w
studiu byli przecież zapalonymi kibicami.
-
Mam nadzieję, że i wam trafi się jakiś medal, niekoniecznie złoty
- prezenter pozwolił sobie na mały żart, patrząc z przekorą na
swojego gościa.
-
Chętnie usłyszałbym Mazurka
Dąbrowskiego
w Soczi, panie redaktorze. Złoty medal olimpijski byłby wielkim
świętem w naszym kraju.
Ekspert
na chwilkę pozwolił swoim myślom powrócić do szczęśliwego Val
di Fiemme, a przez jego twarz przemknął cień wzruszenia. Oby
to się powtórzyło. Oby...
-
Adam Małysz ma godnego następcę - kurtuazyjnie stwierdził
dziennikarz, śmiesznie wymawiając nazwisko polskiego Orła z Wisły.
- Możemy się podzielić: na dużej wygrywa Schlieri, a na średniej
Stoch.
-
Zgodzę się z tym, ale dodam, że Adam ma następców, bo w naszej
kadrze dosłownie roi się od błyskających geniuszem zawodników.
Wydaje mi się, że drużynowo także będziecie musieli pójść na
kompromis i to właśnie my staniemy wyżej na podium - ekspert
zakończył wypowiedz uśmiechając się pod wąsem.
Obaj
podali sobie dłonie, ciesząc się z udanych żartów, po czym
program na żywo się zakończył, a wszyscy zebrani, porzuciwszy już
oficjalne "maski", zaczęli przekrzykiwać się między
sobą.
Jeszcze
nie wiedzieli.
Nie
mogli przewidzieć nadchodzących sensacji...
***
Choć
prognozy przewidywały możliwość wystąpienia śladowych opadów
śniegu, na Krasnej Polanie wciąż widoczne pozostawały kępki
trawy. Nie było mrozu - temperatura spadła do pięciu stopni,
wkrótce miał zapaść zmrok, a wszędzie wokół panował spory
gwar.
Duże
grupy ludzi w różnym wieku zmierzały w stronę skoczni
olimpijskiej, która tego dnia miała stać się areną zmagań
światowej elity skoków narciarskich.
W
tłumie dało się słyszeć głośny śmiech wysokiej blondynki,
którą wyróżniała biała, włochata czapka - to właśnie ona
przyciągnęła wzrok młodego reportera. Jakie było zdziwienie
dziewczyny, gdy nagle wyrosła przed nią ekipa telewizyjna, błysnął
reflektor, a wypacykowany facet w puchowej kurtce podetknął jej pod
nos mikrofon.
-
Jest pani fanką skoków? - spytał z dziwnym, twardym akcentem.
-
Taaak - odpowiedziała niepewnie, bo do Soczi przyjechała tylko
dlatego, że namówili ją znajomi.
Reporter
prawie przewrócił oczami w reakcji na jej obszerną wypowiedź.
Facet trzymający kamerę uśmiechnął się z politowaniem.
Dziewczyna jeszcze bardziej się spięła.
-
Komu pani kibicuje? Kto jest pani ulubieńcem?
-
G... Gregor Schlierenzauer... - odparła, nie zastanawiając się
długo, bowiem kojarzyła go ze względu na efektowny wygląd i całą
otoczkę medialną, która mu towarzyszyła.
-
Dlaczego akurat on? - drążył reporter.
Blondynka
rzuciła zdezorientowane spojrzenie w stronę swoich koleżanek,
które chichotały za plecami ekipy.
-
Bo... bo... - przygryzała różową wargę, próbując zmusić swoje
komórki mózgowe do pracy.
-
Jest przystojny! - pisnęła jedna z jej towarzyszek, wystarczająco
głośno, by wszyscy ją usłyszeli.
Reporter
wytrzeszczył oczy, mentalnie trzaskając się po twarzy za wybór
tej właśnie grupki, chwilę później uśmiechnął się jednak
sztucznie i podziękował dziewczynom. Te odeszły w dal, ciągnąc
za sobą blondynkę, która wciąż była w szoku.
-
Dasz wiarę? - spytał swojego operatora lekko zbulwersowany.
Tamten
wzruszył ramionami i wskazał mu tym razem dwóch chłopaków,
którzy wyglądali na prawdziwych kibiców.
-
Co sądzisz o Gregorze Schlierenzauerze? - dziennikarz zagaił do
niższego z nich, trzymając się wcześniejszego tematu, gdyż
zawsze ciekawił go niezmiernie fenomen Austriaka.
-
Nie lubię go - padła zdecydowana odpowiedź. - Jest zbyt pewny
siebie i nie umie przegrywać.
To
się wytnie
- pomyślał reporter.
Trzy
następne osoby odpowiedziały podobnie: Gregor jest zarozumiałym
młodzikiem, który nie nauczył się jeszcze pokory. Nie ma natury
prawdziwego mistrza. Sprawia wrażenie niezbyt miłego człowieka.
-
O co im wszystkim biega? - spytał pod nosem reporter, dziwiąc się,
że nikt nie szanował młodego skoczka za jego osiągnięcia.
Wszyscy oceniali go z perspektywy wyglądu, majątku i charakteru.
-
Biedny chłopak... bogaty, ale biedny - skwitował to wszystko
kamerzysta, po czym cała ekipa ruszyła na kolejne łowy, tym razem
jednak zamierzali nie pytać już o Gregora.
***
Błysnął
flesz, a narty narzucone na ramię prawie upadły, gdy Gregor
automatycznie uniósł rękę, by zasłonić oczy. Z dużym impetem
wpadł na przechodzącego obok reportera, a siła uderzenia prawie
zwaliła go z nóg.
-
Z drogi! - warknął.
Był
zły, rozdrażniony. Chciał jak najszybciej znaleźć się na górze,
wśród innych skoczków, by w spokoju zaczekać na swoją kolej.
-
Spokój - prychnął ironicznie pod nosem, bo w jego życiu już od
kilku lat nie istniało takie słowo.
Chwycił
za klamkę, drzwi natychmiast ustąpiły, a ze środka dosłownie
wylała się cała masa ludzi z mikrofonami. Były też dwie kamery i
kilka rozwrzeszczanych fanek, które jakimś cudem dostały się do
budynku.
Szybko
uskoczył w bok z nadzieją, że celem ich ataku będzie ktoś inny.
Mylił się jednak - naparli z trzech stron. W plecy wcisnęła mu
się barierka bezpieczeństwa, a oczy poraziło światło reflektorów
oraz rozbłyski tuzina urządzeń, którymi robiono zdjęcia.
Miał
ochotę złapać się za włosy i ciągnąć z całych sił.
Trzaskały flesze, co chwilę ktoś go trącał, a on tak bardzo nie
znosił dotyku obcych rąk...
-
Gregor! - krzyknął młody dziennikarz, wpychając mu mikrofon pod
sam nos. - Wygrasz dzisiaj? Stawka jest wysoka - gość starał się
przekrzyczeć innych. - Złoty medal może wpaść w ręce Kamila
Stocha. Jak się na to zapatrujesz? To dla ciebie zaskoczenie, czy
może już po poprzednim sezonie spodziewałeś się, że Polaka
będzie na to stać?
Gregor
sapnął z irytacją, ale zaraz spróbował się opanować - druga
seria zdecydowanie się opóźniała z powodu złych warunków
wietrznych, a on miał nad Stochem jedynie trzy punkty przewagi.
Jego
narzeczona, Sandra, upominała go często, by nie pokazywał się w
wywiadach ze swojej "złej" strony. Wspomniał jej słowa,
trzy razy wciągnął powietrze głęboko przez nos. Ułożył usta w
coś na kształt udręczonego uśmiechu i uniósł wzrok prosto w
obiektyw kamery. Pamiętał o swoich zobowiązaniach, kontrakcie ze
sponsorem i wyrobionej przez lata marce - uniósł wysoko brodę, by
wyglądać na pewnego siebie.
Jesteś
wielki, Gregor. Największy z nich.
Najspokojniej,
jak tylko potrafił, zaczął udzielać zwięzłych i bardzo
dyplomatycznych odpowiedzi: "Tak, jestem pełen dobrych
przeczuć. Moja forma jest wysoka i stabilna, myślę, że stać mnie
dzisiaj na triumf. " Nie, nie jestem zaskoczony. Kamil jest w
tym momencie najlepszy na świecie i szczerze go podziwiam. Polska to
raczkująca potęga w skokach, ale na to zanosiło się już od
jakiegoś czasu. Nie mogę się doczekać pojedynku drużynowego -
Austria, Niemcy, Polska, Norwegia oraz chociażby Słowenia czy
Japonia - będą rywalizować zaciekle o medale."
Po
tej przemowie cierpliwie podpisał się w zeszytach podanych przez
nastoletnie fanki, nawet nie zwracając uwagi na ich gorączkowe
uśmiechy oraz to, że jedna z nich prawie uwiesiła się na jego
ramieniu.
Rób
to jak automat.
Odetchnął
z ulgą, gdy uwagę tych krwiożerczych pismaków i małych
dziewczynek przykuł przemykający szybko Stoch. W głębi duszy
Gregor bardzo współczuł Polakowi, bo sam wiedział jak wyglądało
życie pod ciągłym obstrzałem prasy i innych mediów. W sezonie
olimpijskim właśnie oni dwaj wygrywali na przemian konkursy w
Pucharze Świata i byli czołowymi faworytami do medali.
Poprawił
narty i korzystając z okazji szybko ulotnił się spod światła
kamer. Klepnął jeszcze Stocha po ramieniu, a ten odpowiedział mu
zmęczonym spojrzeniem, po czym uścisnęli sobie dłonie na znak
męskiego szacunku jakim się dażyli.
Gdy
Gregor dotarł wreszcie do budki dla skoczków, czuł jak kropelki
potu ściekały mu po plecach pod kombinezonem. Takie coś
nie miało prawa się zdarzyć - po sesjach z psychologiem wykluczono
jakiekolwiek zdenerwowanie, a wspaniała forma nie dawała prawa bytu
wszelkiemu zmęczeniu.
Usiadł
na krześle pomiędzy skulonym Kranjcem, a jakimś młodym skoczkiem,
którego wcale nie rozpoznawał.
-
Szaleństwo - zagaił młodzik.
Miał
rozszerzone źrenice, a jego dłonie dygotały, złożone płasko na
kolanach. Gregor, obserwując go, przytaknął. Za żadne skarby nie
kojarzył tego chłopca, jednak wydawało mu się, że był to
kolejny Polak. Rozkręcali się biało-czerwoni, co realnie go
martwiło, bowiem Austria notowała prawdziwy regres - Morgi i Kofler
dołowali całkowicie. Z narodową drużyną działo się coś bardzo
złego i jedną z przyczyn mogły być pewne skandale obyczajowe,
które całkiem niedawno opanowały opinię publiczną.
Gregor
nie był święty i przyznawał się do tego, ale z Sandrą starał
się postępować w miarę uczciwie. To ludzie przykleili mu łatkę
niepohamowanego gbura, który przy okazji każdego wyjazdu musiał
zaliczyć jakąś panienkę. Nie było to zupełną prawdą, choć
kompletnym kłamstwem też nie. Był młody, bogaty i na fali -
dlaczego miał sobie wszystkiego odmawiać?
Po
powrocie do domu zawsze czekały na niego ciepłe ramiona, w których
mógł się wyżalić i przygotować na kolejną dawkę
prześladowania - to była cena, którą płacił za swoje pięć
minut sławy. Nie był w Sandrze na zabój zakochany. Lubił ją,
była miła dla oka, ale nie wiązał z nią daleko idących planów.
Nie miał oczywiście zamiaru jej o tym informować - dobrze mu było
w takim układzie. Ona nie widziała poza nim świata, w czym znaczny
udział miał stan jego konta, a on sam miał w niej oparcie w
trudnych chwilach...
Na
dużym ekranie zamontowanym pod sufitem obserwował jak kolejni
zawodnicy oddawali swoje próby, a w środku robiło się coraz
bardziej pusto.
Gdy
pozostała ich już tylko garstka, wzajemnie życzyli sobie szczęścia
i wyruszyli na spotkanie przeznaczenia. Wygrać mógł każdy, zginąć
także...
Oczywiście,
widzowie przed telewizorami zostali uraczeni przez realizatorów
wiele mówiącym obrazem, który przedstawiał skupionego Gregora
wychodzącego z budki samotnie. Można było odnieść wrażenie, że
gwiazdor nie życzył sobie, by ktokolwiek się do niego odzywał...
Po
raz kolejny dał się ponieść tej oszałamiającej atmosferze,
która panowała na szczycie skoczni - widok z góry był
niesamowity, zimne powietrze paliło w płuca, a wrzawa tłumów
zgromadzonych na trybunach mieszała się z donośnym głosem spikera
wykrzykującego kolejne nazwiska. Wszystkie te hałasy były
przytłumione przez odległość i doskonale wiedział, że w fazie
lotu będą stopniowo do niego docierać, jakby ktoś podkręcał
wielkie głośniki.
Skakał
jako ostatni - Stoch miał do niego małą stratę, a resztę
dzieliła różnica prawie kosmiczna. Podczas sesji z psychologiem
kazano mu wyobrażać sobie, że Polak nie istnieje - po prostu nie
ma kogoś takiego. Nikt nie depcze mu po piętach, zero zagrożenia,
medale i sezon ma w kieszeni. Pokrzepiony tymi myślami dziarsko
zasiadł na belce, gdy nadeszła jego kolej.
Wygram.
Trener
dał znak do startu machając chorągiewką, warunki musiały być
wyśmienite. Uśmiech, pełen pewności siebie, rozświetlił
Gregorowi twarz.
Jestem
lekki. Jestem najlepszy. Nic mnie nie ogranicza.
Wyciszył
się i odciął od wszelkich dźwięków. Zacisnął powieki, po czym
spojrzał w dół na swoje narty - w porządku. Odruchowo wygładził
rękawy kombinezonu tuż przy nadgarstkach, poprawił gogle,
skoncentrował wzrok na rozbiegu i agresywnie odepchnął się od
belki.
Wygram.
Uzyskując
optymalną pozycję dojazdową skupił się mocno, by dobrze wyczuć
próg.
Wygram.
Wybił
się i położył dłonie wzdłuż tułowia, wychylając ciało
delikatnie do przodu, pomiędzy narty. Pęd był niesamowity, serce
szybko pompowało krew, adrenalina uderzyła do głowy.
Wygram!
Na
jego skok patrzyły tysiące osób. Perfekcja, młodość i niezwykły
talent - tak określała go większość fachowców. Był w stanie
wygrywać zawsze i wszędzie, a wciąż było mu mało.
Po
trybunach niosły się echa wiwatów i pisków. Transparenty i morze
austriackich flag powędrowały w górę.
Skorygował
lekko pozycję, silny podmuch bocznego wiatru wytrącił go chwilowo
z równowagi. Publiczność wstrzymała oddechy. Flagi załopotały.
Sekundę
później po prostu brakło mu powietrza pod nartami.
Pustka,
cisza...
Zbiorowy
jęk przetoczył się przez widownię, gdy Gregor ratując skok,
zamachał jedynie rękami i gwałtownie spadł z dużej wysokości.
Ogromna
siła dosłownie wcisnęła go w twarde, ubite podłoże, a narty
wypięły się z wiązań i uderzyły w ciało. Pomagał sobie
dłońmi, ale prędkość z jaką się staczał była zbyt wielka -
obróciło go kilkakrotnie, po czym znieruchomiał, a najgorszym
bólem, jaki czuł, był ten w nogach.
Ogień,
pali je ogień!
Pod
skocznią zapanowała grobowa cisza, a w wielu domach przed
telewizorami kibice intensywnie wpatrywali się w ekrany - wszystkie
spojrzenia skierowane były na leżącego bez ruchu młodego lidera,
wokół którego rosła makabrycznie czerwona plama, znacząc gęstym
szkarłatem rozorany śnieg i kawałki szpaleru choinek. Jego umysł
- w reakcji na rozdzierający ból - zaczęła spowijać
ciemność.
Nie
wygram... nie wygram...
***
Sygnał
odjeżdżającego spod skoczni ambulansu wzniósł się wysoko,
wmieszał w tłum, by porazić kibiców straszną świadomością
tego, że długo wyczekiwany konkurs olimpijski został przyćmiony
tragicznym wydarzeniem.
Jakby
dla żartu, z lekką ironią pierwsze płatki śniegu zaczęły
spadać z nisko płynących po niebie chmur, wirując delikatnie, po
czym osadzały się na okryciach ludzi stojących przy skoczni w
dziwnym milczeniu.
Nieliczni
- krajanie medalistów - powoli się ożywiali, wzrastał gwar,
krzyki radości. Ludzie ściskali się wzajemnie, ekipy telewizyjne
śpieszyły do zawodników, by jako pierwsze odbyć wywiad.
W
otoczeniu świeżego, białego puchu spiker ogłosił nazwisko
triumfatora, choć ten wiedział o swojej wygranej już w momencie
wypadku Gregora.
Hymn
odegrano z przytupem, rytmicznie. Powędrowały wysoko flagi, na nowo
odżył tłum.
Mistrz
olimpijski wzniósł zaciśnięte pięści w górę i uśmiechnął
się do kamery szeroko, tłumiąc łzy i dziękując Bogu, że i tym
razem na zeskok nie upadł on.
EWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńJrezu jak się cieszę, że wróciłaś do pisania. I jak cholernie się cieszę, że to opublikowałaś! Gregor jest moim ulubieńcem, podziwiam go od kilku lat. I wreszcie wyczuwam jakieś sensowne opowiadanie o nim! A jak jeszcze przeczytałam, że Sandra jako czarny charakter, to w ogóle się ucieszyłam, bo tej pani to ja po prostu nie trawię :>.
Najbardziej mnie rozwaliła końcówka i to 'nie wygram, nie wygram'. Aż wstrzymałam oddech.
Wiedz, ze będę śledzić to opowiadanie!
Pozdrawiam serdecznie ♥
Dziękuję Ci za komentarz i cieszę się, że pomysł się spodobał :) Oby więcej takich czytelniczek :) Pozdrawiam!
UsuńO Boże! :D Cuda się jednak zdarzają. Żyjesz! Wróciłaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę! :D Historia z Gregorem w roli głównej... Będzie ciekawie. Teraz mi się przypomniało dlaczego tak bardzo kocham Twoje opowiadania. Ten Twój styl... Magia ;-) Błagam, nie zmuszaj nas, abyśmy długo czekali na kolejny rozdział. Weny i czasu życzę. Powtórzę: Bardzo się cieszę, że jesteś! ;)
OdpowiedzUsuńHaha, cuda zaraz :P Cieszę się bardzo, że ktoś jest zadowolony z tego, że jestem :P
UsuńWow :)Rozdział będzie... niedługo :P
Pozdrawiam!
Kolejne opowiadanie? Świetnie! :) Chociaż nie przepadam za Gregorem to czuję, że ta historia będzie świetna, zresztą jak każda, którą napiszesz. ;) Zaczyna się fantastycznie. Sezon, w którym na przemian wygrywa Kamil i Gregor? Nie miałabym nic przeciwko gdyby tak miało być w nadchodzącym sezonie. :D
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. ;)
Pozdrawiam! ; *
Dziękuję za komentarz :)
UsuńJa także nie przepadałam za Gregorem, ale czytając opowiadanie Megi jakoś się nim zainteresowałam :)
Pozdrawiam!
Hej! Właśnie tutaj trafiłam. Mam setkę rzeczy do robienia w tym momencie, a ja siedzię i czytam z wypiekami na policzkach. To jest geeeenialne. Absolutnie perfekcyjne. Jak mogło mnie tutaj wcześniej nie być???
OdpowiedzUsuńDzięki:*
UsuńCieszę się, że Cię odciągam od obowiązków, wierz mi, mam tak samo czytając inne opowiadania:P
Ewa, czemu ty mi nic nie pisałaś, że ruszyłaś z debiutem o Gregorze, bo to, że pisać o nim chciałaś przeze mnie to wiedziałam :P
OdpowiedzUsuńCieszę się jednak niesamowicie, że powracasz. Nie ważne jak często czy rzadko będziesz wrzucać, ale się cieszę, że wróciłaś!
I już samo przez to, że ci tutaj komentuję już wiesz, że będę stałą czytelniczką!
Pozdrawiam i weny:*
Gszeszek to Twoja wina i cieszę się, że będziesz czytać :)
UsuńOMG to jest świetne! Kobieto dawaj więcej ;D czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :) Ciekawi mnie co dalej z Gregorem :) <3 w wolnym czasie zapraszam również do mnie :) dziś dodam rozdział : http://roksiandaustria.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki :) Odwiedzę wkrótce :)
UsuńZabrałam się za nadrabianie Twojego opowiadania i co tu czytam?! :O Już w prologu mój Gregorek miał upadek?! CO!? Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. OBY! O jezusie, blog obowiązkowo dodany do czytanych i lecę nadrabiać następne! :D
OdpowiedzUsuńhttp://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
35 years old Developer II Nathanial O'Collopy, hailing from Burlington enjoys watching movies like Cold Turkey and Water sports. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Ferrari 750 Monza Spider. zobacz te witryne
OdpowiedzUsuń