niedziela, 15 września 2013

Prolog

***

Oh, nie jesteś jedynym, który jest zmęczony życiem.
Obawiasz się zapomnienia, gdyż korona na twej głowie, uśmiech, który nosisz, krzyż, który dźwigasz nigdy nie były tak ciężkie...

 ***
  
Gregor? Gregor Schlierenzauer?
Siedzący w studiu telewizyjnym ekspert sportów zimowych pochylił głowę i potarł policzek w chwilowym zamyśleniu. 
Było mu niezmiernie gorąco w przyciasnym wełnianym swetrze, w który wystylizowano go przed wejściem na antenę, a doskonale wiedział, że będzie się tak pocić jeszcze spory kawał czasu. Światła reflektorów odbijały się w szkłach okularów prezentera, a tenże oczekiwał zwięzłej, lecz treściwej odpowiedzi. Program szedł na żywo. Był piątkowy wieczór, siódmy dzień lutego.
  - Dokładnie tak, Gregor zwany ostatnio Gregorem Wielkim - redaktor uśmiechnął się formalnie, niemo nakłaniając eksperta do wyrażenia opinii.
  Austriackie media sportowe wprost szalały na punkcie swojego zimowego bohatera - był im on nadzieją na medal w skokach, jedyną nadzieją. Nikt już nie zajmował się Morgensternem, Koflerem, Loitzlem czy chociażby ulubieńcem sieci, Fettnerem. Ich gwiazdy nie świeciły tak jasno jak w poprzednich sezonach, na medal w drużynie się nie zanosiło. 
     - Pozwolę sobie wspomnieć, że ten młody człowiek osiągnął już więcej, niż niektórzy mają okazję osiągnąć przez całą swoją karierę - głos eksperta był zdecydowany, lecz nie wyczuwało się w jego tonie szczególnej fascynacji obiektem rozmowy - starszy pan nie był bowiem Austriakiem.
   - Tak, to prawda - z wielkim entuzjazmem przytaknął mu redaktor, widocznie zadowolony z pozytywnej wypowiedzi swojego gościa.
  Przechodzący po cichu asystent reżysera potknął się o leżące na podłodze zwoje czarnych, grubych kabli. Bardziej spostrzegawczy widzowie przed telewizorami na pewno zarejestrowali dość głośny hałas, choć dwaj mężczyźni przy studyjnym stole w żaden sposób nie dali po sobie poznać, że cokolwiek się wydarzyło.
   - Gregora cechuje niezwykła wręcz siła opanowania w decydujących momentach rywalizacji - ekspert silił się na okazanie większego szacunku dla ukochanego przez austriackich kibiców Schlieriego. - Tam, gdzie inni się spalają, on pozostaje z chłodną głową. Myślę, że możecie usłyszeć Land der Berge, Land der Strome podczas dekoracji pod skoczniami.
  Jego komentarz wywołał szeroki uśmiech na twarzy prezentera, a także cichy aplauz wśród operatorów kamer i reszty obsługi, którzy doszli już do siebie po efektownym upadku swojego kolegi. Wszyscy w studiu byli przecież zapalonymi kibicami.
   - Mam nadzieję, że i wam trafi się jakiś medal, niekoniecznie złoty - prezenter pozwolił sobie na mały żart, patrząc z przekorą na swojego gościa.
  - Chętnie usłyszałbym Mazurka Dąbrowskiego w Soczi, panie redaktorze. Złoty medal olimpijski byłby wielkim świętem w naszym kraju.
  Ekspert na chwilkę pozwolił swoim myślom powrócić do szczęśliwego Val di Fiemme, a przez jego twarz przemknął cień wzruszenia. Oby to się powtórzyło. Oby...
   - Adam Małysz ma godnego następcę - kurtuazyjnie stwierdził dziennikarz, śmiesznie wymawiając nazwisko polskiego Orła z Wisły. - Możemy się podzielić: na dużej wygrywa Schlieri, a na średniej Stoch.
   - Zgodzę się z tym, ale dodam, że Adam ma następców, bo w naszej kadrze dosłownie roi się od błyskających geniuszem zawodników. Wydaje mi się, że drużynowo także będziecie musieli pójść na kompromis i to właśnie my staniemy wyżej na podium - ekspert zakończył wypowiedz uśmiechając się pod wąsem.
  Obaj podali sobie dłonie, ciesząc się z udanych żartów, po czym program na żywo się zakończył, a wszyscy zebrani, porzuciwszy już oficjalne "maski", zaczęli przekrzykiwać się między sobą.
  Jeszcze nie wiedzieli. 
  Nie mogli przewidzieć nadchodzących sensacji...


***


   Choć prognozy przewidywały możliwość wystąpienia śladowych opadów śniegu, na Krasnej Polanie wciąż widoczne pozostawały kępki trawy. Nie było mrozu - temperatura spadła do pięciu stopni, wkrótce miał zapaść zmrok, a wszędzie wokół panował spory gwar.   
   Duże grupy ludzi w różnym wieku zmierzały w stronę skoczni olimpijskiej, która tego dnia miała stać się areną zmagań światowej elity skoków narciarskich.
   W tłumie dało się słyszeć głośny śmiech wysokiej blondynki, którą wyróżniała biała, włochata czapka - to właśnie ona przyciągnęła wzrok młodego reportera. Jakie było zdziwienie dziewczyny, gdy nagle wyrosła przed nią ekipa telewizyjna, błysnął reflektor, a wypacykowany facet w puchowej kurtce podetknął jej pod nos mikrofon.
   - Jest pani fanką skoków? - spytał z dziwnym, twardym akcentem.
   - Taaak - odpowiedziała niepewnie, bo do Soczi przyjechała tylko dlatego, że namówili ją znajomi.
  Reporter prawie przewrócił oczami w reakcji na jej obszerną wypowiedź. Facet trzymający kamerę uśmiechnął się z politowaniem. Dziewczyna jeszcze bardziej się spięła.
   - Komu pani kibicuje? Kto jest pani ulubieńcem?
  - G... Gregor Schlierenzauer... - odparła, nie zastanawiając się długo, bowiem kojarzyła go ze względu na efektowny wygląd i całą otoczkę medialną, która mu towarzyszyła.
   - Dlaczego akurat on? - drążył reporter.
  Blondynka rzuciła zdezorientowane spojrzenie w stronę swoich koleżanek, które chichotały za plecami ekipy.
  - Bo... bo... - przygryzała różową wargę, próbując zmusić swoje komórki mózgowe do pracy.
  - Jest przystojny! - pisnęła jedna z jej towarzyszek, wystarczająco głośno, by wszyscy ją usłyszeli. 
  Reporter wytrzeszczył oczy, mentalnie trzaskając się po twarzy za wybór tej właśnie grupki, chwilę później uśmiechnął się jednak sztucznie i podziękował dziewczynom. Te odeszły w dal, ciągnąc za sobą blondynkę, która wciąż była w szoku.
   - Dasz wiarę? - spytał swojego operatora lekko zbulwersowany. 
  Tamten wzruszył ramionami i wskazał mu tym razem dwóch chłopaków, którzy wyglądali na prawdziwych kibiców.
   - Co sądzisz o Gregorze Schlierenzauerze? - dziennikarz zagaił do niższego z nich, trzymając się wcześniejszego tematu, gdyż zawsze ciekawił go niezmiernie fenomen Austriaka.
   - Nie lubię go - padła zdecydowana odpowiedź. - Jest zbyt pewny siebie i nie umie przegrywać.
  To się wytnie - pomyślał reporter.
  Trzy następne osoby odpowiedziały podobnie: Gregor jest zarozumiałym młodzikiem, który nie nauczył się jeszcze pokory. Nie ma natury prawdziwego mistrza. Sprawia wrażenie niezbyt miłego człowieka.
   - O co im wszystkim biega? - spytał pod nosem reporter, dziwiąc się, że nikt nie szanował młodego skoczka za jego osiągnięcia. Wszyscy oceniali go z perspektywy wyglądu, majątku i charakteru.
   - Biedny chłopak... bogaty, ale biedny - skwitował to wszystko kamerzysta, po czym cała ekipa ruszyła na kolejne łowy, tym razem jednak zamierzali nie pytać już o Gregora.


***


   Błysnął flesz, a narty narzucone na ramię prawie upadły, gdy Gregor automatycznie uniósł rękę, by zasłonić oczy. Z dużym impetem wpadł na przechodzącego obok reportera, a siła uderzenia prawie zwaliła go z nóg.
   - Z drogi! - warknął.
   Był zły, rozdrażniony. Chciał jak najszybciej znaleźć się na górze, wśród innych skoczków, by w spokoju zaczekać na swoją kolej.
   - Spokój - prychnął ironicznie pod nosem, bo w jego życiu już od kilku lat nie istniało takie słowo.
  Chwycił za klamkę, drzwi natychmiast ustąpiły, a ze środka dosłownie wylała się cała masa ludzi z mikrofonami. Były też dwie kamery i kilka rozwrzeszczanych fanek, które jakimś cudem dostały się do budynku. 
   Szybko uskoczył w bok z nadzieją, że celem ich ataku będzie ktoś inny. Mylił się jednak - naparli z trzech stron. W plecy wcisnęła mu się barierka bezpieczeństwa, a oczy poraziło światło reflektorów oraz rozbłyski tuzina urządzeń, którymi robiono zdjęcia. 
   Miał ochotę złapać się za włosy i ciągnąć z całych sił. Trzaskały flesze, co chwilę ktoś go trącał, a on tak bardzo nie znosił dotyku obcych rąk...
   - Gregor! - krzyknął młody dziennikarz, wpychając mu mikrofon pod sam nos. - Wygrasz dzisiaj? Stawka jest wysoka - gość starał się przekrzyczeć innych. - Złoty medal może wpaść w ręce Kamila Stocha. Jak się na to zapatrujesz? To dla ciebie zaskoczenie, czy może już po poprzednim sezonie spodziewałeś się, że Polaka będzie na to stać?
   Gregor sapnął z irytacją, ale zaraz spróbował się opanować - druga seria zdecydowanie się opóźniała z powodu złych warunków wietrznych, a on miał nad Stochem jedynie trzy punkty przewagi.
   Jego narzeczona, Sandra, upominała go często, by nie pokazywał się w wywiadach ze swojej "złej" strony. Wspomniał jej słowa, trzy razy wciągnął powietrze głęboko przez nos. Ułożył usta w coś na kształt udręczonego uśmiechu i uniósł wzrok prosto w obiektyw kamery. Pamiętał o swoich zobowiązaniach, kontrakcie ze sponsorem i wyrobionej przez lata marce - uniósł wysoko brodę, by wyglądać na pewnego siebie.  
Jesteś wielki, Gregor. Największy z nich. 
   Najspokojniej, jak tylko potrafił, zaczął udzielać zwięzłych i bardzo dyplomatycznych odpowiedzi: "Tak, jestem pełen dobrych przeczuć. Moja forma jest wysoka i stabilna, myślę, że stać mnie dzisiaj na triumf. " Nie, nie jestem zaskoczony. Kamil jest w tym momencie najlepszy na świecie i szczerze go podziwiam. Polska to raczkująca potęga w skokach, ale na to zanosiło się już od jakiegoś czasu. Nie mogę się doczekać pojedynku drużynowego - Austria, Niemcy, Polska, Norwegia oraz chociażby Słowenia czy Japonia - będą rywalizować zaciekle o medale."
   Po tej przemowie cierpliwie podpisał się w zeszytach podanych przez nastoletnie fanki, nawet nie zwracając uwagi na ich gorączkowe uśmiechy oraz to, że jedna z nich prawie uwiesiła się na jego ramieniu.
   Rób to jak automat. 
  Odetchnął z ulgą, gdy uwagę tych krwiożerczych pismaków i małych dziewczynek przykuł przemykający szybko Stoch. W głębi duszy Gregor bardzo współczuł Polakowi, bo sam wiedział jak wyglądało życie pod ciągłym obstrzałem prasy i innych mediów. W sezonie olimpijskim właśnie oni dwaj wygrywali na przemian konkursy w Pucharze Świata i byli czołowymi faworytami do medali.
  Poprawił narty i korzystając z okazji szybko ulotnił się spod światła kamer. Klepnął jeszcze Stocha po ramieniu, a ten odpowiedział mu zmęczonym spojrzeniem, po czym uścisnęli sobie dłonie na znak męskiego szacunku jakim się dażyli.
  Gdy Gregor dotarł wreszcie do budki dla skoczków, czuł jak kropelki potu ściekały mu po plecach pod kombinezonem. Takie coś nie miało prawa się zdarzyć - po sesjach z psychologiem wykluczono jakiekolwiek zdenerwowanie, a wspaniała forma nie dawała prawa bytu wszelkiemu zmęczeniu.
   Usiadł na krześle pomiędzy skulonym Kranjcem, a jakimś młodym skoczkiem, którego wcale nie rozpoznawał.
   - Szaleństwo - zagaił młodzik.
Miał rozszerzone źrenice, a jego dłonie dygotały, złożone płasko na kolanach. Gregor, obserwując go, przytaknął. Za żadne skarby nie kojarzył tego chłopca, jednak wydawało mu się, że był to kolejny Polak. Rozkręcali się biało-czerwoni, co realnie go martwiło, bowiem Austria notowała prawdziwy regres - Morgi i Kofler dołowali całkowicie. Z narodową drużyną działo się coś bardzo złego i jedną z przyczyn mogły być pewne skandale obyczajowe, które całkiem niedawno opanowały opinię publiczną. 
   Gregor nie był święty i przyznawał się do tego, ale z Sandrą starał się postępować w miarę uczciwie. To ludzie przykleili mu łatkę niepohamowanego gbura, który przy okazji każdego wyjazdu musiał zaliczyć jakąś panienkę. Nie było to zupełną prawdą, choć kompletnym kłamstwem też nie. Był młody, bogaty i na fali - dlaczego miał sobie wszystkiego odmawiać?
   Po powrocie do domu zawsze czekały na niego ciepłe ramiona, w których mógł się wyżalić i przygotować na kolejną dawkę prześladowania - to była cena, którą płacił za swoje pięć minut sławy. Nie był w Sandrze na zabój zakochany. Lubił ją, była miła dla oka, ale nie wiązał z nią daleko idących planów. Nie miał oczywiście zamiaru jej o tym informować - dobrze mu było w takim układzie. Ona nie widziała poza nim świata, w czym znaczny udział miał stan jego konta, a on sam miał w niej oparcie w trudnych chwilach...
   Na dużym ekranie zamontowanym pod sufitem obserwował jak kolejni zawodnicy oddawali swoje próby, a w środku robiło się coraz bardziej pusto. 
  Gdy pozostała ich już tylko garstka, wzajemnie życzyli sobie szczęścia i wyruszyli na spotkanie przeznaczenia. Wygrać mógł każdy, zginąć także... 
  Oczywiście, widzowie przed telewizorami zostali uraczeni przez realizatorów wiele mówiącym obrazem, który przedstawiał skupionego Gregora wychodzącego z budki samotnie. Można było odnieść wrażenie, że gwiazdor nie życzył sobie, by ktokolwiek się do niego odzywał...
   Po raz kolejny dał się ponieść tej oszałamiającej atmosferze, która panowała na szczycie skoczni - widok z góry był niesamowity, zimne powietrze paliło w płuca, a wrzawa tłumów zgromadzonych na trybunach mieszała się z donośnym głosem spikera wykrzykującego kolejne nazwiska. Wszystkie te hałasy były przytłumione przez odległość i doskonale wiedział, że w fazie lotu będą stopniowo do niego docierać, jakby ktoś podkręcał wielkie głośniki.
  Skakał jako ostatni - Stoch miał do niego małą stratę, a resztę dzieliła różnica prawie kosmiczna. Podczas sesji z psychologiem kazano mu wyobrażać sobie, że Polak nie istnieje - po prostu nie ma kogoś takiego. Nikt nie depcze mu po piętach, zero zagrożenia, medale i sezon ma w kieszeni. Pokrzepiony tymi myślami dziarsko zasiadł na belce, gdy nadeszła jego kolej. 
  Wygram. 
  Trener dał znak do startu machając chorągiewką, warunki musiały być wyśmienite. Uśmiech, pełen pewności siebie, rozświetlił Gregorowi twarz.  
  Jestem lekki. Jestem najlepszy. Nic mnie nie ogranicza. 
  Wyciszył się i odciął od wszelkich dźwięków. Zacisnął powieki, po czym spojrzał w dół na swoje narty - w porządku. Odruchowo wygładził rękawy kombinezonu tuż przy nadgarstkach, poprawił gogle, skoncentrował wzrok na rozbiegu i agresywnie odepchnął się od belki. 
  Wygram.  
  Uzyskując optymalną pozycję dojazdową skupił się mocno, by dobrze wyczuć próg. 
  Wygram. 
  Wybił się i położył dłonie wzdłuż tułowia, wychylając ciało delikatnie do przodu, pomiędzy narty. Pęd był niesamowity, serce szybko pompowało krew, adrenalina uderzyła do głowy. 
   Wygram!
  Na jego skok patrzyły tysiące osób. Perfekcja, młodość i niezwykły talent - tak określała go większość fachowców. Był w stanie wygrywać zawsze i wszędzie, a wciąż było mu mało.
  Po trybunach niosły się echa wiwatów i pisków. Transparenty i morze austriackich flag powędrowały w górę.
  Skorygował lekko pozycję, silny podmuch bocznego wiatru wytrącił go chwilowo z równowagi. Publiczność wstrzymała oddechy. Flagi załopotały. 
   Sekundę później po prostu brakło mu powietrza pod nartami. 
   Pustka, cisza...
  Zbiorowy jęk przetoczył się przez widownię, gdy Gregor ratując skok, zamachał jedynie rękami i gwałtownie spadł z dużej wysokości. 
  Ogromna siła dosłownie wcisnęła go w twarde, ubite podłoże, a narty wypięły się z wiązań i uderzyły w ciało. Pomagał sobie dłońmi, ale prędkość z jaką się staczał była zbyt wielka - obróciło go kilkakrotnie, po czym znieruchomiał, a najgorszym bólem, jaki czuł, był ten w nogach. 
  Ogień, pali je ogień! 
  Pod skocznią zapanowała grobowa cisza, a w wielu domach przed telewizorami kibice intensywnie wpatrywali się w ekrany - wszystkie spojrzenia skierowane były na leżącego bez ruchu młodego lidera, wokół którego rosła makabrycznie czerwona plama, znacząc gęstym szkarłatem rozorany śnieg i kawałki szpaleru choinek. Jego umysł -  w reakcji na rozdzierający ból - zaczęła spowijać ciemność.  
  Nie wygram... nie wygram...


***
 
  Sygnał odjeżdżającego spod skoczni ambulansu wzniósł się wysoko, wmieszał w tłum, by porazić kibiców straszną świadomością tego, że długo wyczekiwany konkurs olimpijski został przyćmiony tragicznym wydarzeniem. 
   Jakby dla żartu, z lekką ironią pierwsze płatki śniegu zaczęły spadać z nisko płynących po niebie chmur, wirując delikatnie, po czym osadzały się na okryciach ludzi stojących przy skoczni w dziwnym milczeniu.
  Nieliczni - krajanie medalistów - powoli się ożywiali, wzrastał gwar, krzyki radości. Ludzie ściskali się wzajemnie, ekipy telewizyjne śpieszyły do zawodników, by jako pierwsze odbyć wywiad. 
  W otoczeniu świeżego, białego puchu spiker ogłosił nazwisko triumfatora, choć ten wiedział o swojej wygranej już w momencie wypadku Gregora. 
  Hymn odegrano z przytupem, rytmicznie. Powędrowały wysoko flagi, na nowo odżył tłum.
  Mistrz olimpijski wzniósł zaciśnięte pięści w górę i uśmiechnął się do kamery szeroko, tłumiąc łzy i dziękując Bogu, że i tym razem na zeskok nie upadł on. 



14 komentarzy:

  1. EWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

    Jrezu jak się cieszę, że wróciłaś do pisania. I jak cholernie się cieszę, że to opublikowałaś! Gregor jest moim ulubieńcem, podziwiam go od kilku lat. I wreszcie wyczuwam jakieś sensowne opowiadanie o nim! A jak jeszcze przeczytałam, że Sandra jako czarny charakter, to w ogóle się ucieszyłam, bo tej pani to ja po prostu nie trawię :>.
    Najbardziej mnie rozwaliła końcówka i to 'nie wygram, nie wygram'. Aż wstrzymałam oddech.

    Wiedz, ze będę śledzić to opowiadanie!

    Pozdrawiam serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz i cieszę się, że pomysł się spodobał :) Oby więcej takich czytelniczek :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. O Boże! :D Cuda się jednak zdarzają. Żyjesz! Wróciłaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę! :D Historia z Gregorem w roli głównej... Będzie ciekawie. Teraz mi się przypomniało dlaczego tak bardzo kocham Twoje opowiadania. Ten Twój styl... Magia ;-) Błagam, nie zmuszaj nas, abyśmy długo czekali na kolejny rozdział. Weny i czasu życzę. Powtórzę: Bardzo się cieszę, że jesteś! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cuda zaraz :P Cieszę się bardzo, że ktoś jest zadowolony z tego, że jestem :P
      Wow :)Rozdział będzie... niedługo :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Kolejne opowiadanie? Świetnie! :) Chociaż nie przepadam za Gregorem to czuję, że ta historia będzie świetna, zresztą jak każda, którą napiszesz. ;) Zaczyna się fantastycznie. Sezon, w którym na przemian wygrywa Kamil i Gregor? Nie miałabym nic przeciwko gdyby tak miało być w nadchodzącym sezonie. :D
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. ;)
    Pozdrawiam! ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :)
      Ja także nie przepadałam za Gregorem, ale czytając opowiadanie Megi jakoś się nim zainteresowałam :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Hej! Właśnie tutaj trafiłam. Mam setkę rzeczy do robienia w tym momencie, a ja siedzię i czytam z wypiekami na policzkach. To jest geeeenialne. Absolutnie perfekcyjne. Jak mogło mnie tutaj wcześniej nie być???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:*
      Cieszę się, że Cię odciągam od obowiązków, wierz mi, mam tak samo czytając inne opowiadania:P

      Usuń
  5. Ewa, czemu ty mi nic nie pisałaś, że ruszyłaś z debiutem o Gregorze, bo to, że pisać o nim chciałaś przeze mnie to wiedziałam :P
    Cieszę się jednak niesamowicie, że powracasz. Nie ważne jak często czy rzadko będziesz wrzucać, ale się cieszę, że wróciłaś!
    I już samo przez to, że ci tutaj komentuję już wiesz, że będę stałą czytelniczką!
    Pozdrawiam i weny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gszeszek to Twoja wina i cieszę się, że będziesz czytać :)

      Usuń
  6. OMG to jest świetne! Kobieto dawaj więcej ;D czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :) Ciekawi mnie co dalej z Gregorem :) <3 w wolnym czasie zapraszam również do mnie :) dziś dodam rozdział : http://roksiandaustria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabrałam się za nadrabianie Twojego opowiadania i co tu czytam?! :O Już w prologu mój Gregorek miał upadek?! CO!? Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. OBY! O jezusie, blog obowiązkowo dodany do czytanych i lecę nadrabiać następne! :D
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. 35 years old Developer II Nathanial O'Collopy, hailing from Burlington enjoys watching movies like Cold Turkey and Water sports. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Ferrari 750 Monza Spider. zobacz te witryne

    OdpowiedzUsuń