poniedziałek, 20 stycznia 2014

13




 ***
Postanowił obudzić się już na dobre i udawać nieświadomego — być może chciał przekonać się, że wyolbrzymiał wszystko, oczywiście oprócz zachowania Sandry i Thomasa, albo upewnić się, że jego rodzina była całkowicie inna, niż sądził.
Całe szczęście, że wyszedłem z tego upadku bez większego szwanku — myślał, uwalniając się ze skórzanej uprzęży, która unieruchamiała jego twarz. Nie mógł wiedzieć ile wysiłku włożyli ratownicy medyczni w jego reanimację, ani tego, że w pewnym momencie był już jedną nogą w tym lepszym, prostszym świecie niebytu.
Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie wyswobodził się całkowicie i mógł podciągnąć się na łokciach nieco do góry. Pokój był jasny i pusty, wszyscy gdzieś wyszli.
Po chwili jednak usłyszał ludzi wchodzących do środka. Zamknął oczy i opadł na poduszki — nie mógł się powstrzymać od podsłuchiwania. Kroki ucichły, czuł obecność, ale wszyscy musieli zgromadzić się dalej, pewnie przy oknie.
Będzie mógł chodzić bez problemów? — spytała zaniepokojona Angelika, a on skrzywił się, bo nie wiedział czy naprawdę martwiła się o niego, czy o sprawność maszynki od kasy.
Mogę państwa zapewnić, że tak — odezwał się rzeczowo męski głos, a w tle zaszeleściły przewracane kartki. — Nie wolno mu się nadwyrężać. Pół roku rehabilitacji w jakimś dobrym ośrodku plus szczególna opieka przed jakimkolwiek upadkiem. Proszę pamiętać, że wasz syn tylko cudem uszedł z życiem, więc tak dobre wyniki w tak krótkim czasie są jak błogosławieństwo. Musieliście szczególnie mocno wierzyć w niego. Podziwiam waszą wytrwałość i siłę jego organizmu.
Nastąpiły podziękowania, wydmuchiwanie nosów i śmiechy ulgi. Zbliżyli się, więc otworzył oczy, wprawiając ich w najwyższe uniesienie. Byli tam wszyscy — brakowało tylko najmłodszego, Lucasa.
Pozwolono mu podnieść się nieco, pół leżał więc, otoczony przez najbliższych, na których patrzył obojętnie, bo wcale ich już nie poznawał. Szczególną ignorancją darzył Sandrę, która tłumiła łzy, ściskając w dłoni swoją komórkę. Był niemal pewien, że płakała, bo miała nadzieję, że jednak się nie obudzi...
Gdzie Lucas? — spytał z zainteresowaniem, bo niecierpliwie oczekiwał przybycia osoby, która pozostawała mu bliska, choć wcale nie było pewne czy w ogóle byli braćmi. — Był tu, gdy spałem?
Angelika spojrzała na swojego męża, dając mu do zrozumienia, by w żadnym wypadku nie zabierał głosu. Posłuchał pokornie, jak zwykle. Stałe, wyblakłe już nieco, poczucie winy wciąż kazało mu uginać się przed nią, by wynagrodzić jego stare grzechy.
Twój brat wyjechał na kilka dni do Niemiec — poinformowała Gregora obojętnym tonem.
Skrzywił się i nie porzucił tematu, tak jak się spodziewała.
Do Niemiec? Po co? — spytał, zaniepokojony.
Na testy.
Opowiedziała mu piękną historię nowego sponsora Lucasa, który proponował wielkie pieniądze za współpracę. Niestety, ani słowem nie wspomniała Gregorowi, że firma ta wcześniej promowała właśnie jego i zobowiązania przerzucono na młodszego brata, by uniknąć sądów. Nie dowiedział się także tego, że Lucas przestał trenować saneczkarstwo dobre trzy lata wcześniej i od tamtej pory w tajemnicy uprawiał skoki.
***
Wypisano go ze szpitala w pewien ciemny, bardzo ponury dzień, gdy śnieg sypał gęsto i paraliżował ruch na wszystkich drogach. Spacerował po pokoju, czekając na powrót rodziców, którzy mieli zabrać go do domu. Odczuwał dyskomfort w nogach, ale tylko lekki, nie przeszkadzał mu on w chodzeniu. Zginał kolana, poruszał palcami — wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do całkowitego wyzdrowienia.
Patrząc przez okno na szalejącą wichurę, myślał o tym kiedy powróci na skocznię, by wznowić treningi. Bieżący sezon był już stracony, ale kolejny zbliżał się wielkimi krokami.
Najgorsze było to, że nie pamiętał wcale momentu upadku — ostatnim jego wspomnieniem była panorama widoczna ze szczytu skoczni, gdy oczekiwał na ruch chorągiewki. Tyle. Ciemność, całkowita i nieprzewidywalna. Nie dawało mu to spokoju, dręczył się ciągle myślami, że można było tego uniknąć. Wznosiłby wtedy pięść w górę, tak jak lubił, a na jego szyi wisiałby złoty medal olimpijski, którym tak bardzo cieszył się ten skaczący tuż za nim przez większość sezonu.
Włożył na siebie kurtkę, po raz kolejny sprawdzając czy dobrze wyglądał — wiedział, że prędzej czy później dziennikarze wytropią go i napadną, jak to zwykle bywało. Nie chciał dać im powodów do zadowolenia. Musiał wyjść z podniesioną głową, jak prawdziwy mistrz!
Drzwi szczęknęły cicho, więc odwrócił się w tamtym kierunku. Sandra się zmieniła — już nie była taka piękna, jak mu się wcześniej wydawało. Może właśnie to, że przyłapał ją na zdradzie sprawiło, że wreszcie spadły mu klapki z oczu? Patrzył na nią i jedyne czego chciał, to wymiotować — długo, aż odczułby w środku całkowitą pustkę.
Jak się czujesz, kochanie? — spytała, podchodząc blisko, a jego uszu nie uszło, że przy ostatnim słowie dziwnie załamał jej się głos.
Odkaszlnęła, udając, że nic się nie stało i podniosła ręce do jego twarzy, całując go prosto w usta. Nie pozwolił sobie na skrzywienie i wytrzymał pieszczotę, jednak jego wargi pozostały nieruchome i obojętne.
A jak byś się czuła na moim miejscu? — odpowiedział pytaniem na pytanie, ucinając temat i odwrócił się z powrotem w stronę okna.
Nie naciskała. Chciała by był w dobrym humorze, bo miała zamiar oświadczyć mu, że będzie miał gościa. Długo myśleli nad tym ruchem — ona i Thomas — aż zdecydowali, że lepiej będzie kontynuować romans w tajemnicy przed wszystkimi. On miał partnerkę, ona Gregora. Mogli żyć szczęśliwie, zachowując się całkowicie normalnie i pozostawiając ich w nieświadomości.
Chciałbyś może się z kimś zobaczyć? — zaczęła, wkładając w tą kwestię tyle radości, że zdołała go zainteresować.
Pomyślał o Lucasie — może przywiozła go ze sobą?
Pewnie — rzucił tylko, czekając. Usiadł na łóżku, by dać nadwyrężonym nogom odrobinę spoczynku.
Oddaliła się, by zajrzeć przez drzwi. Zawołała do kogoś cicho, więc widocznie ten ktoś przez cały czas trzymał się blisko i czekał. Gregor śledził jej ruchy, pocierając dłońmi o kolana. Nie mógł się doczekać, by uściskać brata. Obaj wrócili z dalekiej drogi — młodszy z Niemiec, a on sam z zaświatów.
Dobrze widzieć cię w jednym kawałku, stary — odezwał się Thomas, wślizgując się do środka, a Gregor zaniemówił.
Patrzył na niego szeroko otwartymi oczami i uwierzyć nie mógł, że byli aż tak bezczelni! Żeby po tym wszystkim... przyłaził znów do tego pokoju i jeszcze zachowywał się jakby nic się nie stało. Robili z niego głupca... Kompletnego jelenia! Złość zawrzała w nim, niczym lawa w jądrze wulkanu i tylko sekundy dzieliły go od wybuchu.
Ty! — zawarczał, podnosząc się z miejsca.
Sandra, która natychmiast zwęszyła co się działo, wbiegła przed Thomasa i usiłowała zasłonić go własnym ciałem. Odepchnął ją brutalnie. Zaszlochała głośno, ale oni jej nie słyszeli. Gregor wpatrywał się w blondyna wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. Napięcie dosłownie krzesało iskry, które trzaskały w powietrzu.
Ty skurwielu! — dodał, kilkoma krokami zrównując się z Thomasem i popchnął go z całą mocą, na jaką było stać jego osłabione brakiem treningu mięśnie. — Dobrze ci było?
O czym ty mówisz? — Thomas silił się na spokój, odzyskując równowagę i stając w obronnej pozie. — Musisz się uspokoić, zaszkodziły ci leki.
Gregor dobrze wiedział, że to, co widział nie było wcale senną marą ani halucynacją wywołaną lekarstwami. Tracił panowanie nad złością, co było jego największą wadą, skrywaną głęboko i dokładnie przed wszystkimi. Tylko Sandra wiedziała jak było naprawdę — jeden jedyny raz poczuła jego gniew na własnym ciele i dlatego w tamtym momencie pozostała w miejscu, siedząc na podłodze tam, gdzie upadła, odepchnięta przez Thomasa.
Mogłem umrzeć... — wydusił Gregor, dławiąc obrzydzenie. — Mogłem już nigdy się nie obudzić, a ty posuwałeś moją kobietę... przy moim szpitalnym łóżku? Kim ty jesteś?
Sandra szlochała głośno, załamując dłonie i kiwając się w przód i w tył. Thomas patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, tracąc zdolność mówienia. Nie miał pojęcia co zrobić — nie spodziewał się, że Gregor wiedział o wszystkim.
Widziałeś nas? — spytał ze zgrozą, całkowicie się zapominając.
Brunet roześmiał się histerycznie, zaciskając pięści.
Widziałem, słyszałem a nawet czułem... chce mi się rzygać za każdym razem, gdy ta dziwka dotyka mojej skóry. Chciałbym... chciałbym...
To nie było tak jak myślisz... — przerwał mu Thomas, widząc, że tamten nie mógł wydusić z siebie kolejnych słów. — Wszystko stało się tak niespodziewanie i...
Zamilkł, widząc minę Gregora. Minęło kilka sekund, zanim zdążył zareagować, ale ten już mierzył do niego z pięści i po chwili palący ból rozlał się po policzku Thomasa, wyciskając strumień gorącej krwi z jego nosa i sprawiając, że chwilowo stracił równowagę.
Tego też się nie spodziewałeś, co? — krzyknął Gregor, rzucając się na niego i niemiłosiernie okładając pięściami całe jego ciało.
Sandra wrzeszczała głośno w nadziei, że ktoś z obsługi szpitalnej usłyszy ten harmider i przybiegnie z pomocą. Ona sama nie była w stanie się podnieść — świadomość tego, że Gregor wiedział o wszystkim, pozbawiła ją wszelkich sił. Wszystko przepadło: kariera, pieniądze i miłość.
Gregor miał przewagę. Znajdował przyjemność w głuchych okrzykach bólu swojego byłego przyjaciela. Chciał go zabić.
Nie rusza się rzeczy Schlierenzauera — wycedził, robiąc pauzę na uderzenie po każdym słowie. — Nie... rusza... się...!
Nie wiadomo co stało się później — czy to Gregor, osłabiony długą rekonwalescencją i nadmiernym stresem, stracił energię, czy może Thomas nagle odzyskał panowanie nad ciałem, ale nagle role się odwróciły i to on zaczął bić Gregora. Uderzał mocno i celnie, choć wiedział, że nie powinien. To był szał, znany jedynie młodym mężczyznom. Chęć dominacji i zwycięstwa w pojedynku, pomimo konsekwencji. Coś poszło nie tak — zapamiętali w bójce, nie zauważyli, że niebezpiecznie zbliżyli się do aparatur i urządzeń stojących pod ścianą. Wystarczył jeden ruch, mocne pchnięcie... Gregor wpadł na maszyny, uderzając w nie z całym impetem ciała, po czym padł na podłogę, a sprzęt — ciężki, masywny — wylądował na jego nogach, wywołując ból tak okropny, że natychmiast zabrał mu świadomość.

LENA
***
Jedyne, co zdołałam zrobić, to cofnąć odrobinę nogi, gdy Gregor przemknął obok mnie szybkim krokiem i ruszył w stronę Thomasa, który właśnie znikał za drzwiami pamiętnego pokoju.
Podniosłam zdezorientowane spojrzenie na Sandrę, szukając w jej wzroku jakiegoś świadectwa tego, że mogła jakoś wytłumaczyć mi tą sytuację... ale ona była równie jak ja zdumiona, jeśli nie bardziej. Widziałam jej strach... czułam go, bo sama także zaczęłam się bać.
On chodził... przez ten cały czas był sprawny i zdrowy, oszukując ich wszystkich, a także mnie. Tylko dlaczego? Po co? Co było powodem tego, że przez tyle dni siedział zamknięty w pokoju, udając kalekę?
Podniosłam się do pionu, mimo ostrych zawrotów głowy i zostawiłam stojącą jak słup Sandrę, udając się w stronę drzwi od pokoju z trofeami. Musiałam iść wzdłuż ściany, bo równowaga całkowicie mnie zawodziła. Chwiejnie dotarłam tam i wkroczyłam, jak się później okazało, na pole regularnej bójki.
Najpierw usłyszałam przeraźliwy brzdęk, a później dopiero zobaczyłam, że przezroczysta gablota, która skrywała wszystkie świadectwa kariery Gregora, rozprysła się w drobny mak, gdy obaj uderzyli w nią, złączeni w brutalnym uścisku.
Malutkie kawałki szkła sunęły po śliskiej i gładkiej podłodze, a kilka z nich z cichym szelestem uderzyło w moje buty. Schyliłam się, by podnieść jeden, nie wiadomo po co...
Mówiłem ci, że zginiesz, jeśli jeszcze raz odważysz się przekroczyć próg mojego domu! — ryknął Gregor, zakładając Thomasowi ramię pod brodę w taki sposób, że tamten mógł jedynie wygiąć się rozpaczliwie i walczyć o oddech. — Znów ją pieprzyłeś, mam rację?
Patrzyłam na nich z prawdziwym przerażeniem, bo po raz pierwszy w życiu byłam świadkiem takiego starcia. Gregor miał przewagę — był wyższy i widocznie silniejszy, choć to właśnie Thomas wydawał mi się lepiej zbudowany. Szarpali się i oddychali głośno, blondyn prawie już rzęził.
Nie miałam pojęcia co zrobić — rozpłakać się, jak przystało na dziewczynę, czy rzucić między nich, choć mogłam ucierpieć, i to bardzo. Mrugałam szybko, wyciągając nogę do przodu, by zrobić krok i natychmiast ją cofałam, opierając się na klamce.
Nie zrozumiesz tego... — wycharczał Thomas, ściskając dłońmi silne ramię Gregora, lecz ten wpadł w jakiś rodzaj szału i zamiast puścić go, jeszcze bardziej wzmocnił nacisk.
Masz rację. Masz cholerną rację, bo ja nigdy w życiu nie zabrałem się za obracanie twojej laski! — cedził słowa jakby były czymś wyjątkowo paskudnym. — Jesteś chory i dobrze o tym wiesz! Wszyscy wiedzieliśmy.
Nic z tego nie rozumiałam, ale coraz bardziej niepokoiła mnie słabość w głosie Thomasa — dusił się, to było bardziej niż pewne i w każdej chwili mógł stracić przytomność. Choć byłam całkowicie zdegustowana jego zachowaniem i zawiedziona tym, jaką osobą się okazał, to nie zmieniało faktu, że na moich oczach atakowany był człowiek, a ja nie robiłam dosłownie nic!
Miłość to... nie choroba... Gregor! Tylko ty tak myślisz... — wyszeptał Thomas, a w sekundę później jego ciało zwiotczało dziwnie, nogi się ugięły i padł na podłogę, między kawałki szkła oraz porozwalane puchary.
Właśnie ten moment wybrałam sobie na wybuch niepohamowanych łez i panikę. Widząc nieruchome ciało blondyna, który wyglądał na nieżywego, zaczęłam zanosić się szlochem i podskakiwać w miejscu jak szalona. Niech on nie będzie martwy... niech on nie będzie martwy! — prosiłam w myślach.
Podniosłam wzrok. Gregor poruszał palcami, zaciskał pięści i zginał ręce w łokciach, wciąż patrząc na swoją ofiarę. Nagle spojrzał na mnie, jakby dopiero zauważył, że byłam w tym samym pomieszczeniu. Nie wiem co zobaczył — przerażoną, rozdygotaną dziewczynę, która miała twarz upapraną krwią czy kolejny obiekt swojej żądzy mordu — ruszył w moją stronę, wyciągając dłonie. Wytrzeszczyłam oczy, a serce podeszło mi do gardła. Nie znasz go... — piszczał głos rozsądku, każąc mi jak najszybciej uciekać. Nie zrobi ci krzywdy, przecież to Gregor — tak sądziła druga strona, ta uczuciowa, zupełnie przez niego opanowana.
Nie zbliżaj się! — zawołałam głośno, a zgroza w moich głosie była doskonale słyszalna, nie mogłam ukryć tego, że cholernie się go bałam. — Ani kroku dalej...
Zatrzymał się, ślizgając na szklanych odłamkach i nie spuszczał ze mnie tego mrocznego wzroku, który przerażał, równocześnie hipnotyzując. Oddychałam tak głośno, że w uszach słyszałam jedynie szybki świst powietrza. Robiło mi się słabo.
Lena — powiedział miękko i cicho, głosem delikatnym jak aksamit, a ja zamknęłam oczy, bo jego ton poruszył moje wnętrze jak żaden inny. Cholerny psychopata!
Jesteś... jesteś... — jąkałam się, przełykając łzy. Dokazywałam palcem, ale wcale nie pomogło mi to w ułożeniu zdania. — To było...
Boli? — usłyszałam tuż przed sobą, więc gwałtownie otworzyłam oczy i chciałam cofnąć się do tyłu, ale objął mnie mocno zanim zdążyłam zareagować. Szarpnęłam się, a Gregor nie odpuścił. Podniósł dłoń do mojej twarzy, na co patrzyłam rozbieganym wzrokiem, by dotknąć czoła. Przesunął czubkami palców po opuchniętej skórze i dopiero wtedy poczułam jak rozległe były moje obrażenia. Jęknęłam boleśnie, tym razem jeszcze mocniej zaciskając powieki i całkowicie się poddając.
Przepraszam — szepnął, więc pokręciłam głową.
Drżały mi wargi, a łzy ciekły po policzkach. Musiałam wyglądać okropnie, ale w tamtym momencie miałam to gdzieś, bo właśnie byłam... w pieprzonym szoku!
Przepraszam — powtórzył i poczułam, że się nachylił, więc szeroko otworzyłam oczy, uderzając tyłem głowy w twarde odrzwi.
Jego usta musnęły moje czoło kilka razy — nie było w tym dotyku żadnej namiętności, a raczej chęć ulżenia mi w bólu. Takie pocałunki składa matka, gdy dziecko nabije sobie siniaka. Rozczuliło mnie to do tego stopnia, że kompletnie zapomniałam sprać go za wierutne kłamstwo jakiego się wobec mnie dopuścił. Powinnam była założyć nogi za pas i zwiewać jak najprędzej, ale nie mogłam.
Wytłumaczysz mi wszystko? — spytałam, becząc jak jakaś frajerka. Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam się poużalać — nad sobą, nad nim i nad tym okropnym domem, który był świadkiem tak pokręconych zdarzeń.
Pokiwał głową, patrząc mi prosto w oczy i wiedziałam, że tym razem będzie całkowicie szczery. Gdy jego chłodne dłonie przesunęły się wzdłuż moich rąk, muskając drżące ramiona i znalazły miejsce, obejmując mokre policzki, nie protestowałam. Pozwoliłam się pocałować i oddałam mu wszystko z nawiązką, bo pomimo tego, że był widocznie chwiejnym umysłowo i skorym do przemocy brutalem, chyba się w nim zakochałam.

sobota, 18 stycznia 2014

12




***


Śniło mu się, że umiał latać... To był piękny sen - jeden z tych, które po przebudzeniu dają złudzenie przebywania w innym, lepszym świecie, gdzie wszystko idzie po naszej myśli i mamy pełną kontrolę nad losem.
Euforia dosłownie rozsadzała jego ciało, gdy otworzył oczy i westchnął zaskoczony. Obudził się nagle, zanim ten wspaniały wytwór jego wyobraźni mógł się skończyć - nie doleciał do celu.
Otaczało go światło - białe, ostre i rażące. Zamrugał kilkakrotnie, a wrażliwe oczy zaczęły dokuczliwie piec. Podniósł rękę do twarzy, by choć trochę sobie ulżyć. Palce miał sztywne, jakby dawno nimi nie poruszał, a na wierzchniej stronie dłoni czuł mały dyskomfort, jakby ktoś wbijał w nią grubą igłę, lub coś podobnego. Gdzie jestem? - pomyślał, będąc wciąż pod wpływem wrażeń ze snu. Nie pamiętał niczego. Wiedział tylko, że jest i żyje, bo czuł rytmiczne uderzenia swojego serca i w pewnym sensie je... słyszał. Nie, to były jakieś ciche, mechaniczne piknięcia, gdzieś niedaleko jego głowy.
Drgnął, odsłaniając twarz. Palący blask powrócił, ale delikatniej, niż poprzednio. Leżał na miękkim materacu, a nad jego głową rozciągał się szeroki sufit, który był źródłem tego światła. Pomieszczenie pogrążone w ciszy, przerywanej jedynie tym uciążliwym, regularnym odgłosem pikania było prawie puste - zauważył to zaraz po uniesieniu dziwnie ociężałej głowy.
Duże drzwi wyposażone w sporych rozmiarów szybę, przez którą mógł dojrzeć jedynie rozmazane zarysy sylwetek ludzi. Stolik o metalowych nogach, stojący niedaleko okna. Kilka krzeseł.
Szpital - przeszło mu przez myśl, a głowa z powrotem opadła na miękkie poduszki. Był w szpitalu...
Obrócił głowę w lewo. Rząd migających kontrolek i monitor, a na nim zielone linie i cyfry. Plastikowe rurki ciągnące się w dół z wysokiego wieszaka obwieszonego przezroczystymi workami z jakimś mętnym płynem, aż do jego ręki. Wbito mu wenflon, i to właśnie było źródło tego dziwnego kłucia. Odruchowo zacisnął palce na pościeli - co się stało?
Nagle usłyszał skrzypienie drzwi. Ktoś wszedł do środka, ale Gregor nie mógł widzieć tej osoby, bo kierując się jakimś dziwnym impulsem, zacisnął oczy. Udawał, że śpi. Osoba nachyliła się nad nim - poczuł ruch powietrza i znajomy zapach, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd go znał. Ciepły i słodki, dobrze mu się kojarzył.
Dom... Tak, zapach jego domu, wiedział to już na pewno. Powieki drgnęły lekko, ale pozostały zamknięte. Strasznie go korciło, by otworzyć oczy i przekonać się kto był przy nim, ale ten głupi, wewnętrzny doradca mówił mu żeby tego nie robił. Pikanie przyśpieszyło równo z oddechem.
Czujesz moją obecność, skarbie? — spytał znajomy, kobiecy głos. — Jestem tu... jestem...
Ciepła, szorstka dłoń objęła jego policzek i ledwo widocznie wychylił się w jej stronę. To było silniejsze niż rozsądek nakazujący mu leżeć nieruchomo. Nie uległ jednak — leżał sztywno i dotyk zniknął nagle, a pozostał tylko chłód powietrza. Drzwi znów się poruszyły i pojawiła się kolejna osoba. Głośny stukot obcasów rozniósł się po całym pomieszczeniu — ktoś szedł szybkim i zdecydowanym krokiem, by zatrzymać się tuż obok łóżka.
Mówiłam żebyś nie przyjeżdżała tu sama — kobieta odezwała się podniesionym tonem. Zapadła ciężka cisza, a Gregor dosłownie wychodził z siebie, by powstrzymać drganie powiek.
Chciałam go tylko zobaczyć... — westchnęła ta druga, a jej głos pełen był troski i trochę także rozpaczy. — Choć to już tyle lat, ja nadal...
Dość! — przerwano jej nagle, więc zamilkła.
Nie odezwała się już, a po pokoju poniósł się odgłos kroków, więc Gregor wiedział, że wyszła. Dziwne było to uczucie, które go nagle ogarnęło — chciał, by kobieta, kimkolwiek była, wróciła. Czy to była jego matka? Przecież mógłby tylko uchylić powieki, odrobinę i na kilka sekund, by przekonać się kto przy nim pozostał. Może wtedy przypomniałby sobie jej twarz... jak wyglądała. Mógłby spytać co się stało. Dlaczego leżał w szpitalnym łóżku i nie pamiętał niczego, mając w głowie wielką, czarną dziurę? Nagle poczuł wielką senność i prawie natychmiast zapadł się w otchłani własnego umysłu, czy tego chciał, czy też nie...
Obudził się po raz kolejny i zauważył, że pokój był pełen ludzi — jego rodzina zgromadzona w jednym miejscu, skupiona w kręgu pod oknem. Rozmawiali cicho, nie zwracając na niego uwagi.
Dają nam pięćdziesiąt tysięcy za wywiad na wyłączność, tuż po tym, jak się wybudzi — odezwał się ojciec, drapiąc się po wyłysiałej przedwcześnie głowie. — To powinno wystarczyć na kilkudniowe uspokojenie tych pacanów... Co ja bym dał, żeby się odczepili.
Pięćdziesiąt na początek wystarczy, a kolejni chętni będą musieli dać więcej, albo nici z informacji — wtrąciła się Sandra.
Nie możecie go tak sprzedawać! — odezwała się kobieta o głosie, który kojarzył mu się z domem i dobrym jedzeniem, lecz nie był głosem jego matki, jak wcześniej myślał. — Jego duch jest daleko stąd, a wy nad łóżkiem dzielicie jego majątek! To nie po bożemu tak...
Znasz chyba miejsce swoje i tej... tej... naiwnej wiary — przerwała jej osoba, którą uważał za najważniejszą w swoim życiu. — Szkoda, że nie byłaś taka święta, gdy... wtedy... — zacięła się w swoich oskarżeniach i po pomieszczeniu rozniósł się jej szloch.
Jest coś o czym nie wiem? — spytała zdezorientowana Sandra, a Gregor zawtórował jej mentalnie. Wciąż był zbyt otumaniony, by móc całkowicie logicznie myśleć, ale sens słów docierał do niego wprost, choć z małym opóźnieniem.
Pieniądze, zawsze były tylko pieniądze. Od jego najmłodszych lat, od pierwszych sukcesów. Forsa, szmal... mogli spać na banknotach. Jeśliby chciał, mógł przychylić nieba im wszystkim razem, i każdemu z osobna... szkoda tylko, że oni to niebo chcieli siłą ściągnąć sobie sami.
Wstrząsnął nim niepohamowany gniew, ale nie mógł nic zrobić — jego głowę wcisnęli między jakieś skórzane pasy, więc podnosił ją tylko odrobinę, a nogi rwało mu spore obciążenie. Ręce miał wolne, ale wciąż zbyt słabe, by nimi poruszać. Tuż obok jego głowy pikała rytmicznie maszyna, a oni nic nie słyszeli. Być może wcale nie chcieli słyszeć...
Nie miał pojęcia kiedy zasnął, ale wybudził się nagle, oddychając głośno. Stojąca przy łóżku Angelika odwróciła głowę w stronę okna, więc nie mogła widzieć Gregora marszczącego brwi, gdy z wielkim uporem zabraniał sobie otwarcia oczu. Przez jej twarz przemknął grymas — ta kobieta doprowadzała ją do szału! Wciąż się wtrącała, wciąż chciała mieć z nim kontakt, po tylu latach...! Przecież zrobili wszystko tak, jak należało. Ta historia wydawała się tragiczna, lecz patrząc z perspektywy czasu, sprawy ułożyły się pomyślnie. Gregor i Lucas żyli w zgodzie, wprost przepadali za sobą, nie znajdując podstaw by wątpić... w swoje pokrewieństwo. Ahhh, stare demony wróciły i znów znalazły miejsce w sercu Angeliki, tak zgnębionym i skołatanym głęboko skrywaną tajemnicą.
Trzasnęły drzwi, więc spojrzała w tamtą stronę, widząc Sandrę, która wyglądała na zmęczoną i przekwitłą czterdziestolatkę, a nie kobietę w kwiecie wieku. Jasne włosy miała potargane, skórę szarawą, miejscami zaczerwienioną i źle pokrytą podkładem, a jej szczupłe nogi dosłownie tonęły w zbyt szerokich spodniach. Jak to możliwe, że Gregor potrafił tak za nią szaleć? Zwykła, przeciętna dziewczyna... No cóż, Angelika z własnego doświadczenia wiedziała, że cicha woda brzegi rwie — jej siostra... tak, młodsza, brzydsza, gorsza siostra... Ona...
Dlaczego tak mi się przyglądasz? — spytała Sandra, zajmując miejsce tuż przy głowie Gregora. — Nie zdążył mi zrobić dzieciaka, więc nie zastanawiaj się czy brzuch będzie widoczny zanim on się obudzi — prychnęła, wyciągając dłoń i przelotnie pogłaskała śpiącego po policzku. Ani drgnął, a skórę miał ciepłą i wyglądał jakby tylko na chwilę przymknął powieki.
Nie miałam tego na myśli, moja droga — Angelika zdobyła się na wymuszony uśmiech i usiadła na krześle naprzeciw swojej niedoszłej synowej. — Po prostu wyglądasz na zmęczoną i wyczerpaną, więc zrozum, że się martwię.
Dzieliło je łóżko Gregora, i jak na ironię było też jedynym ich łącznikiem. Angelika wciąż zastanawiała się jak to możliwe, że Gregor zwrócił uwagę na osobę tak przeciętną i zimną, jaką była Sandra, a sama Sandra tonęła w rzece pełnej niepewności, bo nagle wydało jej się, że chyba wolałaby być gdzie indziej... Wciąż rozpamiętywała te upojne momenty ze swoim ukochanym — tym, który potrafił dać jej prawdziwą rozkosz i pokazywał jej rzeczy o jakich nie miała pojęcia. Nie to co Gregor — człowiek zamknięty w sobie, humorzasty i skupiony jedynie na sukcesach. Nie tego pragnęła, nie tego też potrzebowała, ale była z nim, bo... musiała.
Sponsor się wycofa, jestem tego pewna... — głos Angeliki był cichy niczym tłumione westchnienie i napięty, więc spojrzała na nią, wracając z dalekiej drogi własnych myśli. — Musimy pójść na ich propozycję. Jeśli... jeśli on się nie wybudzi, to... będzie nasz koniec.
Donośne, miarowe pikanie aparatury monitorującej Gregora było jedynym źródłem dźwięku, który zakłócał panującą tam ciszę. Mierzyły się przez chwilę spojrzeniami. Sandra poprawiła wysuszone włosy i skupiła wzrok na paznokciach, z których odprysnął krwistoczerwony lakier.
A co z Lucasem? — rzuciła obojętnie.
Lucasa do tego nie mieszaj — skrzywiła się starsza. - On ma swoje sprawy, a zainteresowanie mediów jest ogromne... Nie chcę stracić jedynego syna — odpowiedziała, a przy ostatnich słowach załamał jej się głos.
Żadna z nich tego nie zauważyła — nogi Gregora, skryte pod cienką kołdrą drgnęły gwałtownie, a on sam otworzył szeroko oczy, by natychmiast je zamknąć. Lucas... jedyny syn... jego matka... nie jego matka... Serce przyśpieszyło, co natychmiast dało się słyszeć, ale one były zbyt skupione na sobie.
Przecież Gregor wciąż żyje... Masz dwóch synów — odezwała się ta, której głos rozpoznał najprędzej ze wszystkich i skojarzył go z twarzą. Sandra... jego Sandra.
Chciał wyciągnąć dłoń i dotknąć jej... była mu potrzebna, jak zwykle, gdy był w dołku... Zawsze mógł na nią liczyć, a w tamtym momencie czuł, że materac zapadał się pod nim i wciągała go w swoje czarne czeluście ogromna dziura w ziemi.
Często czuł się inny. Wiedział, że coś było nie tak... ale nigdy nie spodziewałby się, że jego matka... mogła wcale nią nie być. Ta świadomość przyszła tak nagle, że zmęczone serce nie nadążyło z pompowaniem gwałtownie płynącej krwi i Gregor stracił przytomność, cicho i pokornie, nie walcząc z własnym ciałem, jak to miał w zwyczaju.
Gdy otworzył oczy po raz kolejny w pomieszczeniu panował półmrok, a jedynym źródłem światła była ta przeklęta świetlówka zainstalowana tuż nad łóżkiem, która raziła jego oczy. Przez chwilę przyzwyczajał wzrok, mrugając szybko i marszcząc brwi. Coś go drażniło... hałasy, dziwne i przytłumione. Napiął zwiotczałe mięśnie, bolało jak diabli! Chciał poruszyć nogami, ale wciąż były unieruchomione, a jakiś ogromny ciężar sprawiał, że mógł jedynie trzeć piętami po materacu. Wygiął kręgosłup, opierając się na łokciach, ale głowa wciąż pozostawała w tej dziwnej uprzęży, więc po chwili opadł na poduszki. Westchnął nerwowo. Uniósł się delikatnie, potoczył wzrokiem po pokoju i zamarł...
Miała zamknięte oczy, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka. Różową wargę przygryzała tymi cholernie białymi zębami, za których wybielanie oczywiście zapłacił... Wyglądała jak człowiek spragniony wody na pustyni, albo jak ktoś cierpiący w agonii. Cóż za nieopisany ból musiał jej sprawiać ten facet!
Nie zauważyli go. Gregor nie mógł uwierzyć w to, co widział — w to, co się działo tylko klika metrów od jego łóżka. Sandra... Nawet nie pomyślałby, że mogła pragnąć kogoś innego. Nie spodziewał się, że byłaby zdolna do czegoś takiego... Cholera, byli w szpitalu!
Patrzył na to wszystko, nawet nie mrugając. Zdradził ją kiedyś... wiele razy. Twarze tych wszystkich młodych i ładnych dziewczyn zlewały się mu w jedno, bo myślał, że Sandra była mu wierna, a on się przecież tylko bawił. To wszystko było dla sportu, dla rozładowania napięcia, dla zabawy...
Widział w jej zaczerwienionej, napiętej z wysiłku twarzy coś, czego nigdy nie pokazywała, gdy byli razem — pasja... nie, to była... miłość. W tamtym momencie jego zazwyczaj sztywna, idealna narzeczona była prawdziwą sobą, nic to, że wciśnięta między szybę, a jakiegoś faceta. Pokazała twarz, której nie był świadom. To zabolało go najbardziej, lecz sekundę później ten szerzej nie nazwany facet, który posuwał jego Sandrę, odwrócił chwilowo głowę w bok — mignął charakterystyczny uśmiech i zarys szczęki.
Thomas? — szepnął Gregor z prawdziwą zgrozą i opadł na poduszki, całkowicie zaszokowany. Gdy tamci doprowadzili się wzajemnie do szczytu, jego serce, po raz pierwszy w życiu złamane, biło zbyt głośno i za szybko, choć nie było w pokoju osoby, która by się tym przejęła.
LENA
***

Co się tu dzieje? — ryknął rozeźlony, znajomy mi głos, sprawiając, że wyrwałam się ze snu nagle i gwałtownie.
Ból kumulował się gdzieś w okolicach nosa, promieniując na całą twarz tak, że drętwiały mi usta i policzki. Czułam ciepłą substancję spływającą po moich wargach, ale nie miałam wystarczająco dużo siły, by unieść dłoń i sprawdzić co to było. Zaczęłam się krztusić...
Pomocy — wychrypiałam, usiłując przewrócić się na bok, a kolejna fala kleistej mazi buchnęła z mojego nosa prosto na białą, zimną posadzkę, na której leżałam.
Krew... Otworzyłam szerzej oczy, wierzgając nogami. Krwawiłam, i to mocno. Nade mną górował sufit, jasny i surowy, rozświetlony ostrym światłem małych żarówek. Targana nudnością i zawrotami głowy podniosłam się do pozycji siedzącej i omiotłam pomieszczenie nieprzytomnym wzrokiem.
To był korytarz, ten sam, przez który wcześniej szłam... no właśnie, gdzie? Co się stało? Musiałam się przewrócić i niefortunnie upaść, ale... nie, to nie to. Prawda dotarła do mnie w zatrważającym tempie — uderzyła mnie... to Sandra posłała mnie na kafelki! Ścigała mnie, a wraz z nią Thomas, przyjaciel Gregora. Przyjaciel... przyjaciel? Musiałam zacisnąć powieki, bo bałagan i szum myśli w mojej głowie sprawiał, że kompletnie nie mogłam się skupić na wspomnieniach. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch, ale równie dobrze mogło być to złudzenie.
Powoli obejrzałam się za siebie — byli tam, oboje. Sandra stała bliżej mnie, wyprostowana, z wyrazem krańcowego zdziwienia na wytapetowanej twarzy, przyciskając dłoń do ust — zapewne tą samą, którą mnie znokautowała. Thomas cofał się powoli tyłem w stronę drzwi od...
Pokój... — szepnęłam, wciąż nie spuszczając z nich wzroku. Zaczynałam sobie przypominać coś, co nastąpiło zanim wylądowałam na podłodze, ale wciąż było to zagmatwane i niewyraźne, a w dodatku wyprowadzało mnie z równowagi ich dziwne zachowanie. Wyglądali na przerażonych, gdy bez mrugnięcia wpatrywali się w jeden punkt.
Co się tu dzieje? — powtórzył ten sam głos, a ja natychmiast spojrzałam tam, gdzie oni, bo doskonale go znałam. Nie dalej jak kilka chwil wcześniej prosił mnie bym zamknęła oczy... Wróciły wspomnienia, nagle i gwałtownie — wiedziałam już dlaczego Sandra mnie uderzyła. Widziałam ich... chciałam powiedzieć Gregorowi, i to natychmiast, ale gdy tylko go ujrzałam, znów zapomniałam o wszystkim innym.
To, co zobaczyłam, spowodowało, że prawie straciłam przytomność po raz kolejny — Gregor był tam, u szczytu schodów, gniewny jak zwykle i pełen tłumionej złości, w całej swojej krasie. Jego oczy rzucały gromy, a pięści zaciskał tak mocno, że wypukłe żyły na przedramionach i ścięgna napięły się do granic możliwości, sprawiając, że wstrzymałam oddech. Wyglądał jak książę ciemności — wysoki, zły i niezaprzeczalnie piękny. Nie to jednak było najważniejsze — gapiliśmy się na niego, całkowicie zaskoczeni i pozbawieni tchu, bo on... stał.
Stał na dwóch nogach, bez żadnej podpórki, a obok niego nie było ani śladu wózka inwalidzkiego — jego wiernego kompana od wielu, wielu dni...


sobota, 4 stycznia 2014

11



***

  Gdybym chciała w jakiś sposób określić stan moich uczuć w stosunku do Gregora, mogłabym powiedzieć tak: to jakby wrzucić piasek do wody - rozpuszcza się, ale nie całkiem. Tak ja reagowałam na jego bliskość, rozpadając się na miliony małych cząstek. Wiem, było to bardzo głupie z mojej strony, wybitnie naiwne i źle rokujące na przyszłość, ale w tamtym momencie - miałam wszystko daleko gdzieś.
 Minęło już sporo czasu odkąd prawdziwie płakałam, zraniona i odrzucona przez kogoś, w kim pokładałam nadzieje. Polegałam na nim całkowicie, a t o mnie zgubiło. Dlaczego w takim razie - pytałam sama siebie - znów dałaś się omamić pięknym oczom i niepewnemu charakterowi?
 Brnęłam w to bagno coraz bardziej, ale wiedziałam, że nie było już odwrotu. Nie mogłam porzucić Gregora, ot tak. Przecież na mnie liczył, samotny i zamknięty w sobie, skryty gdzieś w ciemnościach tego przeklętego pokoju, z którego nie znajdował wyjścia.
 Nikt mu nie pomagał - oprócz podstawowych czynności, takich jak mycie się czy jedzenie - nie znajdował u nikogo wsparcia. Gdyby nie biedna gosposia, to zapewne wciąż siedziałby w miejscu, brudny i głodny, bo jakoś nie mogłam wyobrazić sobie Sandry w roli opiekunki osoby niepełnosprawnej.
 Wciąż gnębiły mnie te myśli i nie było dnia, bym nie zastanawiała się co u niego i jak sobie radził. Martwiło mnie to, że nie odezwał się przez taki długi czas - istniały przecież telefony! Czy rzeczywiście już się mną znudził? Nie - prychałam niemal od razu, wspominając wyraz jego twarzy, gdy tulił do siebie moją dłoń. Drżałam nieznacznie na samą myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdybym wtedy nie wycofała się pierwsza. Niepełnosprawny, ale to wciąż mężczyzna, prawda? Jego zachowanie jasno dawało do zrozumienia, że... w sumie, to powinnam się powstrzymać od analizowania ludzkich odruchów, bo taki był ze mnie psycholog, jak z koziej dupy trąba* - musiałam to w końcu zaakceptować i jakoś żyć dalej.
 Postanowiłam, że pójdę tam i sprawdzę co z Gregorem. Tak, to była dobra decyzja, bo zawsze mogli mnie wyprosić, ale też nie musieli. Podczas tego długiego spaceru (oczywiście, większość drogi pokonałam z pomocą komunikacji miejskiej, nie byłam przecież aż taką masochistką) rozmyślałam o tym, co będziemy robić, gdy już się tam zjawię. Przecież musiałam jakoś zająć Gregora, by odciągnąć go od złych myśli i tej całej otoczki samotności w pustym pokoju. Cholera - wzdychałam, nie mając najmniejszego pomysłu na odpowiednie propozycje rozrywki. - Chyba nie będziemy lepić garnków z gliny, do licha!**
 Zostawiłam tą opcję z garncarstwem jako alternatywę w razie braku innych, genialnych form zajęć i brodząc w topniejącym, brudnym śniegu, ruszyłam na spotkanie znajomych zabudowań.

***

 Uległam pokusie, której tak bardzo się obawiałam, nagle i całkowicie odruchowo - przyjeżdżając bez zapowiedzi, wślizgnęłam się do willi niezauważona. Prawdopodobnie odprawiono już portiera kontrolującego ruch przy bramie, którego miałam nieprzyjemność słyszeć, marznąc na zewnątrz pierwszego dnia mojej przygody z Gregorem. Wejście na teren posiadłości stało otworem, a głównych wrót nie zamknięto na cztery spusty. Wszystko wyglądało na porzucone i zaniedbane, zupełnie inaczej, niż na początku.
 Klimatu grozy dopełniał fakt, że właśnie zapadał zmierzch, a od kilku godzin zbierało się na jakąś wichurę - ciężkie chmury płynęły po niebie wolno i nisko, powietrze było duszne i dosyć ciepłe jak na tak wczesną porę roku. Zerwał się szumiący, złowieszczy wiatr, który poruszał wyschniętymi gałęziami drzew i resztkami obumarłych liści. Włoski na rękach stawały mi dęba zupełnie bez powodu.
 Gdy tylko weszłam do środka, mój wzrok natychmiast przyciągnęły drzwi -  charakterystyczne, duże z mosiężną klamką - przykuwały uwagę już od dawna, prawdopodobnie jeszcze bardziej od momentu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam w nich Thomasa. Stał tam, nonszalancko oparty o framugę, uśmiechając się bezczelnie do nieznanej dziewczyny, a ja omyłkowo wzięłam go wtedy za brata Sandry. Dlaczego tak bardzo zafascynowało mnie pomieszczenie ukryte za tymi drzwiami? Nie miałam zielonego pojęcia. 
 Odwracałam wzrok wiele razy, mówiąc sobie, że tam nie wejdę, bo to nie wypada. Byłam w obcym miejscu, a każdy dom musiał mieć swoje tajemnice, szczególnie taki jak tamten. Wielki, ociekający bogactwem - na bank skrywał jakieś brudy. 
 Powstrzymałam się i szybko pobiegłam schodami w górę, by nie kusić losu - mogłam zajrzeć tam później. Zaczynałam lubić to uczucie towarzyszące wspinaniu się tym ciemnym korytarzem w dobrze znanym kierunku. Czułam się jak bohaterka jakiegoś gotyckiego romansu, którą zaraz za rogiem miał napaść spragniony jej krwi i ciała wampir. Jeśli o mnie chodziło, wolałabym oryginalnego Lestata, a nie jego współczesne podróbki.
 - Co ty chrzanisz? - mruknęłam z niedowierzaniem, pukając się w czoło.
Jak na ironię, gdy dotarłam wreszcie do stóp jaskini Gregora, na zewnątrz rozległ się potężny, głuchy grzmot, a chwilę później niebo dosłownie się otwarło i na ziemię lunął gęsty deszcz - zaczęła się pierwsza wczesnowiosenna burza. Żarówka w małej lampie wiszącej na ścianie zamrugała gwałtownie, jakby miała zaraz zgasnąć. Przeszedł mnie autentyczny, silny dreszcz.
 Gregor dla odmiany siedział na swoim łóżku - otoczony grubym, polarowym kocem - i czytał książkę. W reakcji na mój widok odłożył ją na bok, nie odrywając ode mnie wzroku. Nic nie powiedział, a i mnie chwilowo brakło języka w gębie. Patrzyliśmy na siebie nieprzerwanie, gdy zbliżałam się do niego, by przysiąść na brzegu materaca.
 Zrobiło mi się gorąco - czy to z powodu temperatury panującej w pokoju, czy pod wpływem jego spojrzenia. Zdjęłam sweter, pozostając jedynie w cienkiej koszulce z kołnierzykiem i żałując, że tak nierozmyślnie się ubrałam.
 - Witaj - powiedziałam cicho, uśmiechając się.
Tak bardzo rozpromieniła mu się twarz, gdy odwzajemnił uśmiech! Byłam zachwycona do tego stopnia, że prawie zapomniałam o gnębiących mnie podejrzeniach wobec niego. Odruchowo rzuciłam okiem na jego wyprostowane, długie nogi - nawet nie drgnęły. Skarciłam się za głupie, nocne myśli - on był skrzywdzonym przez los kaleką, a ja podejrzewałam, że ganiał za mną po klubach. Jaka byłam głupia i próżna!
 - Witaj - powtórzył, klepiąc miejsce obok siebie. 
Chciał, bym usiadła bliżej. Usiadłam, a co! Nie miałam do stracenia nic oprócz resztek słabej woli.

***

 Nie wiem jak bardzo byłam zaszokowana jego propozycją - zdziwiłabym się mniej, gdyby mi się oświadczył. Zapytał po prostu czy obejrzę z nim film. Tak, film. Ledwo opanowałam wybuch śmiechu, widząc, że był całkowicie poważny.
 No cóż, może wielcy skoczkowie mieli w sobie coś ze zwykłych facetów i też oglądali telewizję? Byłam ciekawa co zaproponuje, ale on pozostawił wybór mnie. Moim oczom ukazał się bliźniaczo podobny egzemplarz laptopa, który poprzednim razem został przez Gregora rozłożony na części w bliskim kontakcie z podłogą. Uniosłam brwi, patrząc niepewnie, ale pokazał mi, że nie miałam się czego obawiać - kosztowną maszynę obsługiwało się jak zwykły komputer, dostępny dla takich szaraczków jak ja.
 Po kilku minutach przeszukiwań sieci, znalazłam wreszcie tytuł filmu, który mnie zainteresował. Komedia romantyczna? Wspaniale. Postawiłam sprzęt na małym stoliku, który musiałam przywlec bliżej łóżka i znów usadowiłam się koło Gregora, dbając by utrzymać między nami odpowiedni dystans, jednocześnie nie robiąc mu przykrości - mógł pomyśleć, że nie chciałam się do niego zbliżać.
 Wciąż to czułam - ciężką świadomość, że był tak blisko, a nasze ramiona dzieliły zaledwie centymetry. Nie pomagał mi fakt, że w pokoju było prawie całkiem ciemno, bo jedynym źródłem światła był ekran komputera. 
 Oglądaliśmy w ciszy, jedynie szum deszczu uderzającego o szyby i dźwięki rozmów bohaterów w jakiś sposób sprawiały, że atmosfera odrobinę zelżała. Rozluźniłam się i nawet zaczęłam odczuwać coś na kształt radości - oto właśnie siedziałam sobie obok Gregora, choć jeszcze kilka godzin wcześniej zastanawiałam się czy jeszcze się do mnie odezwie.
 Pewna część mojego rozumu - ta bardziej emocjonalna i kobieca, skupiała się jedynie na wrażeniach związanych z bliskością chłopaka, który mnie fascynował. Zadurzyłam się w nim i nie mogłam tego faktu przed sobą ukrywać. 
 Szkoda tylko, że w tamtym momencie moja uczuciowa strona wzięła górę nad tą rozważną i podejrzliwą. Ta sytuacja nie była normalna. Wszystko, co mnie bezpośrednio otaczało - dom i Gregor, było... jak ze snu. Okoliczności poznania Gregora i naszych dalszych losów były tak nierzeczywiste, że mogłyby posłużyć za scenariusz jakiegoś kiepskiego filmu niskiej klasy. Takiego, jak ten, który właśnie oglądaliśmy.
 Akcja toczyła się szybko - bohaterowie, czyli młody chłopak i równie młoda dziewczyna, poznali się już w pierwszej scenie, a w kolejnej pędzili jego wypasionym samochodem w bliżej nieokreślonym kierunku. Straciłam wątek i zaczęłam skupiać się na ukradkowym podglądaniu Gregora.
 Starałam się wyglądać naturalnie, gdy z całych sił wytężałam wzrok, kierując go mocno w prawo, a nie zmieniając pozycji głowy. Oczy bolały niezmiernie, ale nie zauważyłam kompletnie nic - patrzył prosto w ekran, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
 Spróbowałam jeszcze raz i... musiałam natychmiast spuścić oczy, bo złapałam go na tym, że mi się przyglądał! Wiedziałam, że tak było. Czułam to już wcześniej. Natychmiast się zarumieniłam, choć nie mógł tego zauważyć. Serce mi przyśpieszyło, a skóra na przedramionach zaczęła swędzieć i tak bardzo chciałam się poruszyć, a mimo to... siedziałam sztywno, jak na szpilkach. 
 Napięcie aż trzaskało! Prawie mogłam sobie wyobrazić te impulsy elektryczne, które przechodziły między nami. Zauważyłam też, że bohaterowie filmu wchodzili właśnie do jakiegoś pomieszczenia, ale za nic nie mogłam skupić się na ich poczynaniach, gdy obok mnie siedział on.
 Nagle dziewczyna rzuciła się chłopakowi w ramiona i zatonęli w namiętnym pocałunku. Spadały na ziemię ich ubrania i fragmenty wyposażenia pokoju. Wytrzeszczyłam oczy - cholera, tego nie przewidziałam! To komedia romantyczna, więc jak mogłam zapomnieć, że takie sceny były jak najbardziej możliwe? Między nami już iskrzyło i niepotrzebne były dodatkowe bodźce.
 Westchnęłam zaskoczona, gdy niespodziewanie pochylił się i dotykiem lekkim jak piórko musnął ustami mój policzek. Zamrugałam szybko, ale się nie poruszyłam - dalej wpatrywałam się w ekran, lecz już niewidzącym wzrokiem. Ponowił pocałunek, tym razem mocniej i bliżej kącika ust. Drgnęły mi nogi i odruchowo uniosłam ramię, jakby mnie to łaskotało.
 - Co robisz? - szepnęłam zawstydzona, próbując ignorować mój krzyczący z podniecenia mózg. Spojrzałam na Gregora - pochylał się ku mnie, a jego wzrok znów stał się taki... taki... ciężki.
 - Zamknij oczy - poprosił spokojnie, choć tonem nieznoszącym odmowy.
 - Dlaczego - spytałam, odsuwając się nieznacznie, na co zareagował natychmiast kładąc dłoń na mojej.
 - Zamknij oczy - zażądał.
Oddychałam tak głośno, że zagłuszałam dialogi bohaterów filmu, którzy zapewne skończyli już miłosne igraszki - i co z tego, skoro wpływ tamtej sceny pozostał między nami?

  Wiedziałam, że tego pożałuję - powinnam była zerwać się z tego łóżka jak najprędzej i uciec gdzieś, albo znaleźć inną wymówkę, ale nie mogłam. Sparaliżowana jego spojrzeniem powoli przymknęłam powieki, nie oddychając.
 Najpierw był jego ciepły oddech - w reakcji na to uczucie jeszcze bardziej zacisnęłam powieki, napinając ciało jak strunę, a później... dołączyły usta.  Natychmiast otworzyłam oczy, wciągając powietrze przez nos, gdy przycisnął wargi do moich, a palce wsunął mi we włosy. Myślałam, że zemdleję z nadmiaru niespodziewanych wrażeń, gdy pogłębił pocałunek, napierając na mnie tak, że prawie położyłam się na plecach. Ostre, czerwone światło rozbłysło w mojej głowie niczym znak ostrzegawczy... musiałam to przerwać. Natychmiast! Co jeśli... co jeśli...? Jego język delikatnie otarł się o mój, a on sam zaczął przenosić ciężar ciała na łokcie, jeszcze bardziej się zbliżając i wtedy właśnie... odepchnęłam go, zrywając się z łóżka i wypadłam za drzwi.
  Nie wiem co kierowało mną bardziej - zdezorientowanie po nieudanym pocałunku, który obudził we mnie głębokie i straszne wspomnienia, czy może nagły impuls, by zejść po schodach i ochłonąć w... pokoju na dole.

***


 Szybkim krokiem przemierzyłam schody i w korytarzu odbiłam lekko w lewo - gdyby ktoś mnie nakrył, powiedziałabym po prostu, że przyszłam po coś dla Gregora i pomyliły mi się pokoje. Głupie to było i naiwne, ale w tamtym momencie nie kierował mną przecież rozsądek!
 Otoczenie było ciemne i ciche - nie licząc głuchych hałasów, które mogły dochodzić z zewnątrz, bo za oknem szalała w najlepsze potężna wichura. Prawdopodobnie byliśmy z Gregorem sami w calutkiej rezydencji, a w kontekście wcześniejszego zdarzenia nie dodało mi to na tyle odwagi, bym mogła spokojnie powrócić na górę.
 Uchyliłam drzwi powoli i delikatnie, naciskając klamkę z wielkim wyczuciem. Moje zęby zacisnęły się kurczowo na dolnej wardze, a brwi uniosły w górę, gdy w całkowitym skupieniu przeniosłam ciężar ciała na prawą nogę, robiąc krok do przodu. Ufff... nawet nie skrzypnęły - pomyślałam, przeciągając wolną dłonią po gładkiej powierzchni rzeźbionego drewna.
 Dziwne, przytłumione hałasy, które słyszałam będąc jeszcze w korytarzu, nasiliły się. Oddech przyśpieszył, a bijące mocno serce czułam aż w gardle - ktoś był w pokoju.
 Nie wiem czego się spodziewałam - może jakiegoś tajemniczego, mrocznego gabinetu, którego ktoś zapomniał zamknąć na klucz? Zakazanych książek? Dokumentów, wyciągów z konta? Może nawet jakiegoś pokoju przeznaczonego do dziwnych zabaw, w których lubowali się ekscentryczni bogacze?
 Pokręciłam głową. Pokój był prawie pusty, nie licząc ciągnących się pod ścianą półek zapełnionych przeróżnymi trofeami - były to puchary, medale i przeróżne statuetki. Nagrody Gregora, no tak... Mogłam przewidzieć, że gdzieś tam musi znajdować się przechowalnia tych wszystkich pamiątek, ale nie przyszłoby mi do głowy składowanie takich rzeczy w zimowej rezydencji, która zazwyczaj stoi pusta i zamkniętą na cztery spusty.
 Czy nie jest rzeczą normalną, że utytułowany sportowiec powinien trzymać takie skarby gdzieś na widoku? Przecież to powód do dumy, godny zapamiętania i pochwały, a nie sterta żelastwa, którą można po prostu upchnąć w zwykłym, ciasnym składziku.
Nie to jednak było najważniejsze - gdy już przestałam skupiać się na zakurzonych świadectwach dawnej kariery Gregora, moją uwagę znów przyciągnęły dziwne odgłosy. Zrobiłam kolejny krok do środka, wciąż podpierając się na dłoni trzymającej zimną klamkę. Pachniało tam chłodem, kurzem i... czymś jeszcze.
 - Poczekaj na mnie... - rozległ się błagalny kobiecy głos, nagle stłumiony, a później przeciągły jęk... niezadowolenia. - Zwolnij!
 Wzdrygnęłam się, a równowaga mojego ciała została zachwiana, lecz zdołałam utrzymać się na nogach. Przyszło mi do głowy, że powinnam się wycofać... i to natychmiast! Tam rzeczywiście działo się coś dziwnego i powoli docierało do mnie co to mogło być. Głos należał do Sandry, był nienaturalnie podniesiony i zdyszany jakby właśnie przebiegła maraton.
 Kierowana całkowitą, bezmyślną ciekawością, znaną jedynie młodym kobietom spragnionym wrażeń, wcisnęłam głowę do środka, by widzieć tą część pomieszczenia, którą wcześniej zasłaniały mi drzwi. O, w mordę...
 To, co zobaczyłam, na zawsze spaczyło moje spojrzenie na bliskie relacje między ludźmi odmiennych płci - wyglądali... jakby chcieli pożreć się nawzajem, jednocześnie odpychając. Szarpali za włosy. Dyszeli głośno. On zaciskał swoją dużą dłoń brutalnie na jej ustach, by ją uciszyć. Ona miała zamknięte oczy i łydki owinięte kurczowo wokół jego bioder.
 Zawartość żołądka podeszła mi do gardła... Zachowywali się jak zwierzęta. Na stojąco, pod ścianą. Nigdy czegoś takiego nie widziałam i nie przyszłoby mi nawet do głowy, że mogło mieć miejsce... w tym domu.
 Zwilgotniałe z wrażenia palce zsunęły mi się po klamce, a ja runęłam jak długa, wpadając do środka. Boleśnie uderzyłam szczęką o twardą podłogę, ale niewiele myśląc dźwignęłam się natychmiast, tłumiąc łzy. Zauważyli mnie... a ja wbiłam przerażony wzrok w ich znajome twarze i zamarłam. 

 To była Sandra... z Thomasem - spoceni, oddychali ciężko, całkowicie zaskoczeni. Zabrał silne ramiona, którymi ją podtrzymywał, a ona zsunęła się szybko i poprawiła sukienkę na udach. Thomas ruszył w moim kierunku i właśnie wtedy mój mózg odblokował funkcję poruszania kończynami, co natychmiast wykorzystałam, odwracając się na pięcie i wypadając na korytarz.
 Śliskie kafelki, którymi wyłożona była podłoga skutecznie utrudniały mi bieg, tak jak kompletne zdezorientowanie i narastająca panika, spowodowane obrazem, który zobaczyłam chwilę wcześniej. Cholera jasna, oni to robili... razem! Ona z nim, a on z nią! W tym samym czasie, gdy Gregor spokojnie siedział sobie w swojej jaskini i wcale nie czuł tych wyrastających mu na czubku głowy rogów!
 Poślizgnęłam się tak nagle, że zanim dotarło do mnie, że upadam, moje łokcie poraził gwałtowny ból. Bardziej poczułam, niż usłyszałam rozlegające się za mną szybkie kroki, bo otumaniony umysł reagował głośnym piskiem, który pulsował w głowie.
 Sekundę później ktoś szarpnął mnie za włosy, a drapieżne dłonie wplątane między ich pasma zaczęły ciągnąć mnie do góry. Krzyknęłam. Łzy same wypłynęły mi z oczu w reakcji na ogromne, piekące cierpienie. Stanęłam na nogi i chciałam się odwrócić, by bronić się przed tym gwałtownym atakiem, ale nie miałam żadnych szans.
 - Niczego nie widziałaś, mała dziwko! - zawarczała Sandra, popychając mnie na stojący niedaleko stolik. - Piśnij choć słowo, a znajdą twoje martwe, żałosne ciało na wysypisku śmieci!
 Rąbnęłam plecami w kant z ogromną siłą i na chwilę zabrakło mi tchu. Pochyliłam głowę, dusząc się i walcząc o oddech. Czy to się działo naprawdę? Skąd w niej tyle agresji... tak wiele zła? To było chore... ona była chora. Przyjaciel, no tak - wiedziałam już dlaczego to słowo nie dawało mi spokoju. To jego miał na myśli Gregor w sprzeczce z Sandrą. On wiedział, a taka sytuacja nie miała miejsca po raz pierwszy. Mój Boże, dobrowolnie weszłam do domu wariatów...
 - Powiem mu, i to teraz! Zaraz! - krzyknęłam, gdy wróciły mi siły. Nie miała prawa oszukiwać Gregora! Jak śmiała? W jego własnym domu pieprzyć się z najlepszym przyjacielem. - Jesteś tak obleśna, że chce mi się rzygać!
 Nie zdążyłam zrobić zupełnie nic - w ciągu zaledwie jednego mrugnięcia okiem uniosła dłoń zaciśniętą w pięść. Ostatnie, co zobaczyłam, to była szalona twarz Sandry wykrzywiona w grymasie furii, a później jej prawy sierpowy celujący prosto w moją twarz.

* hasło specjalnie dla Megi^^
** tym razem coś z dedykacją dla @jumpeternity