poniedziałek, 24 marca 2014

15



***

Stała się jego obsesją, odkąd tylko ujrzał jej twarz. Wcześniej urzekły go głos, dobroć i nieśmiałość bijące od niej, niczym łuna światła, ale dopiero, gdy pozwolił sobie spojrzeć na nią, tak prawdziwie spojrzeć, poczuł, że w jego wnętrzu zaszła jakaś zmiana.
Nie była podobna do Sandry, choć skojarzenia nasuwały mu się same ze względu na jasne włosy, i to właśnie dlatego nie mógł zbyt długo na nią patrzeć. Miał serce w strzępach, nie potrzebne mu były jego szaleńcze podrygi, więc dlaczego w tamtym momencie ten zraniony mechanizm pracował na zdecydowanie wyższych obrotach, niż zazwyczaj?
Bał się tego chaosu myśli i uczuć, bał się tej ładnej twarzy i oczu, które przewiercały go na wylot, jakby chciały wydrzeć mu wszystkie, tak skrzętnie skrywane, tajemnice.
Chciał zostać sam, a równocześnie nie mógł pozwolić jej odejść — była jego łącznikiem ze światem zewnętrznym, dawała poczucie, że życie poza willą toczyło się dalej, a nie stało w tym miejscu, w którym jego się zatrzymało.
Nie miał pojęcia jak postępować — starał się tonować swój gniew, by jej nie wystraszyć, ale zwyczajnie mu się to nie udawało. Agresja gnieżdżąca się gdzieś wewnątrz jego ciała była zbyt silna, a ochota, by wreszcie się jej pozbyć zbyt wielka. Złościł się bezustannie, zazwyczaj na samego siebie i własną bezsilność. Mógł go zrozumieć ten, kto kiedykolwiek doświadczył niemocy chodzenia.
Dni mijały, czas przelatywał mu przed nosem, a on nie mógł zrobić zupełnie nic. Promykiem nadziei w tej monotonnej szarości dni była ona — Lena, ciekawska i uparta samozwańcza psycholożka.
Śmiał się gorzko pod nosem — jak małe doświadczenie mogła mieć ta młoda blondynka i jak wielką odwagę, by się do nich zgłosić. Nie miał pojęcia co skłoniło jego matkę do zatrudnienia Leny. Czy zobaczyła w niej coś wyjątkowego, jak on sam? Czy może pazerny wzrok, skierowany wyłącznie na forsę, nie zarejestrował, że ta dziewczyna była młodsza nawet od niego?
Tego miał się nie dowiedzieć, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Cieszył się na jej widok, choć reagował zgoła odmiennie. To instynkt samozachowawczy, tak silny od czasu pobytu w szpitalu, kazał mu wystrzegać się innych ludzi. Każdy mógł mieć wobec niego złe zamiary, skoro własna rodzina sprzedała go za szeleszczące papierki, bez mrugnięcia okiem.
Co jeśli ona też chciała pieniędzy? Dlaczego miał jej zaufać? Nie znał jej, a mimo to ogarniało go dziwne uczucie, że nie byłaby zdolna do fałszu. To było jak nieme porozumienie między nimi — wyczuwał, że musiała kiedyś cierpieć, skoro wróciła do niego, pomimo tego, że był bezużytecznym wrakiem człowieka.
Jej ciepły uśmiech, który nie obejmował oczu, bo te zostawały przez cały czas odrobinę przerażone. Jej dotyk, który parzył mu skórę. Jej... wszystko. 

***
 
Każdy się czegoś boi. Nie ma od tego żadnego wyjątku, a i ja miałam sporo strachów, mniejszych i większych, z których najbardziej przerażający był lęk przed samotnością.
Tak, znałam ją doskonale, pomimo młodego wieku. Wiedziałam co to znaczy być całkowicie samą w tłumie ludzi, uciekać przed ciekawskimi spojrzeniami i kryć się we własnej skorupie, by nie odczuwać krytyki.
Dlatego właśnie tak doskonale rozumiałam Gregora, gdy już wszystko mi wyznał — jak mógł żyć dalej w całkowitej normalności po takim zdarzeniu, jakim był jego upadek na oczach milionów ludzi? Nie był w stanie wyjść z podniesioną głową, by stawić czoła innym, którzy tylko czekali na jego potknięcie, po to, by obalić legendę.
My — zwykli ludzie — już tacy jesteśmy. Zazdrośni. Podziwiamy sportowców i ludzi sukcesu, a w głębi duszy nienawidzimy ich za to, że mają lepiej w życiu, zapominając o tym, że nie dostali tego z góry i za darmo.
Gregor postanowił udawać kalekę ze strachu przed światem zewnętrznym, bo nie chciał w swoim życiu normalności — on jej nie znał. Okres dojrzewania był w jego przypadku niezwykle pogmatwany, podporządkowany karierze. Wydawało mu się, że był królem świata na wysokim tronie, aż tu nagle spadł z niego i boleśnie się potłukł.
Gdy wyznał mi całą prawdę — siedzieliśmy na zimnej podłodze, między jego trofeami i okruchami szkła z rozbitej gabloty — nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Chciałam obdarzyć go całkowitym zaufaniem, bo tak podpowiadało mi serce, ale moja podejrzliwa kobieca natura wciąż zapalała czerwone światło, które migało mi przed oczami, nakazując, bym była ostrożna.
Czegoś mi nie mówił... Ukrywał coś. Widziałam to w jego wzroku, gdy opowiadał o Sandrze i rodzicach. Ich relacje nie były normalne, wiedziałam to już wcześniej, ale patrząc w jego oczy widziałam cień, który mnie przerażał. On ich nienawidził. Prawdziwie nienawidził...
***

 Wracałam do mieszkania całkowicie pogrążona w myślach, więc nie mogłam zauważyć niczego dziwnego w swoim otoczeniu. Brnęłam do przodu, powłócząc nogami w tym, co jeszcze ze śniegu pozostało, a wspomnienie Gregora klęczącego przy mnie na zimnej, brudnej posadzce było wciąż bardzo żywe. 
Otaczały mnie odgłosy wielkiego miasta, ludzie śpieszyli gdzieś przed siebie, okolica tętniła życiem — ciekawe co robił w tym czasie Gregor? Czy patrzył przez okno swojego pokoju na świat, siedząc na wózku tam, gdzie go zostawiłam?
Musisz tu zostać i udawać, że wciąż nie wróciłeś do sprawności — powiedziałam mu, gdy już skończyliśmy zacierać ślady po ostatnich wydarzeniach. — Twoja matka może wrócić lada chwila. Lepiej, żeby zastała sprawy takimi, jakie były.
Nie mam pojęcia skąd wzięła się u mnie taka żyłka do kombinowania — może był to zwykły odruch w reakcji na to, czego się dowiedziałam? Było tego sporo, a może nawet zbyt wiele, bym mogła taką prawdę łatwo dźwignąć. 
Łkał w moich ramionach i był to pierwszy raz, gdy widziałam kogoś w takim stanie, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie miałam styczności z prawdziwie zrozpaczonym mężczyzną. Nie wstydził się tego... a może był do tego stopnia załamany, że było mu wszystko jedno?
Nie zdawałem sobie sprawy, że takie coś może się przydarzyć właśnie mnie... — wyznał, ukrywając twarz w dłoniach —... ale stało się, choć wciąż to do mnie nie dociera.
Głaskałam jego włosy, policzki... Do oczu cisnęły mi się łzy, ale tłumiłam je, chciałam być silna i wspomóc go tak, jak potrafiłam najlepiej. 
Miałem wszystko, a teraz nie mam zupełnie nic! — podniósł głos, więc odsunęłam się nieco, by zajrzeć mu w oczy.
To nieprawda — oświadczyłam z mocą, podnosząc się na równe nogi i ciągnąc go za sobą, choć protestował.
Szklane odłamki raniły mu dłonie, gdy opierał ciężar ciała na dłoniach, kuląc się na podłodze. Stanowczo pociągnęłam go za koszulkę, ale skapitulował dopiero po dłuższej chwili. Wyprostował się, górując nade mną o głowę, a to ja czułam się w tamtym momencie wyższa i silniejsza.
Posłuchaj mnie — zwróciłam się do niego, dźgając palcem w ramię. — Nie jesteś nikim! Dopiero teraz jesteś sobą, Gregor. Dopiero teraz możesz naprawdę żyć. Nie spieprz tego, użalając się nad przeszłością. Nie warto!
Długo tylko na mnie patrzył... Bałam się, jak zareaguje, bo w momencie, gdy te słowa opuściły moje usta poczułam, że nie byłam wobec niego zbyt delikatna. Chciałam nim wstrząsnąć! Pokazać, że Sandra i rodzice to nie jedyne osoby w jego życiu. 
Przecież... byłam jeszcze ja. Gdyby zechciał dzielić ze mną swoje problemy, poświęciłabym się bez reszty. Byłam kobietą. Byłam zakochana i... zdolna do największych poświęceń...
Obserwował mnie, gdy wychodziłam. Obejrzałam się tylko raz, a widok jego wysokiej sylwetki znów skulonej na wózku dotknął mnie gdzieś w głębi duszy do tego stopnia, że tylko siłą woli powstrzymałam się od powrotu.
 Musiałam skupić myśli i oderwać się choć na chwilę od tego ponurego domu. Ciągnęło mnie do mieszkania, bo przecież ktoś tam na mnie czekał. Dunia... musiała być nieziemsko wkurzona! Już wcześniej dawała mi znać, że irytowało ją to moje przesadne zaangażowanie w sprawę Gregora, choć nie wiedziała o tym prawie nic! Jej informacje, to był tylko wierzchołek góry lodowej, bo do dna ja sama miałam bardzo daleko.
Śpieszyło mi się, żeby ją zobaczyć, ale miałam do pokonania jeszcze kawał drogi. Spowalniały mnie te ponure myśli, troska o Gregora i... coś jeszcze. O tym, że ciemny samochód słynnej niemieckiej marki nie był tylko przypadkowym pojazdem jadącym w tym samym kierunku przekonałam się, gdy było już za późno.
Usłyszałam donośny ryk silnika dochodzący z ulicy po mojej prawej stronie, więc odruchowo się obejrzałam — właśnie wtedy oślepiło mnie jasne i ostre światło flesza, który błysnął mi prosto w twarz. 
Kilka głośnych trzasków później zatrzymałam się gwałtownie na chodniku, patrząc za odjeżdżającym samochodem. Nie było jeszcze na tyle ciemno, bym nie rozpoznała twarzy fotografa, a to odkrycie zmroziło mi krew w żyłach! Doskonale kojarzyłam te ciemne włosy i pewny siebie uśmieszek, gdy wychylił się przez szybę, by mi pomachać.
Musiałam złapać się za gardło, bo oddech uwiązł mi tam w bolesnym skurczu — podświadomie prosiłam jakąś siłę wyższą, żeby pozwoliła mi się mylić. To nie mógł być on! Jak mnie znalazł w obcym kraju? Dlaczego właśnie w takim momencie?
Dusiłam się na środku chodnika, a mój umysł storpedowały wspomnienia, w tym także to najświeższe, pochodzące z wieczora, w którym wybrałyśmy się z Dunią do klubu. Ten uśmiech... dotarło do mnie skąd go znałam, a świadomość tego, że nie rozpoznałam wtedy człowieka, który prawie zniszczył mi życie, była porażająca.
Co ty robisz w Austrii? — szepnęłam w dal, gdzie zniknęły już dawno światła samochodu, a wraz z nimi Damian, mój były chłopak i dociekliwy dziennikarz w jednej osobie. 

***

Nawet nie próbuj tam wracać, słyszysz? — wydarła się Dunia, gdy zdołała już wciągnąć mnie po schodach do mieszkania, a nie było to łatwe, bo moje kończyny odmawiały posłuszeństwa w reakcji na wielki szok jaki przeżyłam. — Co ten drań ci zrobił? Czy to ta sucha dziwka? Zatłukę oboje, jeśli będzie trzeba!
Powoli się uspokajałam, usiłując pogłębić zbyt płytki oddech. Dużo wysiłku kosztowało mnie nawet pozbycie się butów, kilka razy wpadałam na ścianę, miotając się z własną słabością. Nie mogłam w to uwierzyć — Damian mnie śledził,  nie było innego wytłumaczenia! Dunia wcale mi nie pomagała, bo kierowała swoją złość w całkowicie błędnym kierunku.
Nic mi nie zrobili — uspokoiłam ją, choć pozostałości brudu i zaschniętej krwi mogły świadczyć zupełnie inaczej. — To nie o nich chodzi.
Zmarszczyła czoło, niczego nie rozumiejąc.
Lena, nie było cię kawał czasu, nie dawałaś znaku życia, a teraz wracasz ledwo żywa, cała brudna i ze łzami w oczach. Co ja mam sobie myśleć?
Dotknęłam jej ramienia, kiwając głową w stronę kuchni i tam też się skierowałyśmy. Zawsze uspokajało mnie siedzenie w tym małym, ciasnym pomieszczeniu — sprawiało wrażenie ciepłego i bezpiecznego. Tego mi było trzeba w tamtym momencie, bo czułam, że moja sytuacja stawała się coraz bardziej pogmatwana. Pomijając Gregora i niepokojącą rezydencję pełną tajemnic, miałam wielkie problemy, bo przeszłość — ta ciemna i straszna — zaczęła wypełzać z czeluści wspomnień, wyciągając w moją stronę swoje wielkie łapska.
Chciałabyś może usłyszeć ciekawą, choć smutną historię? — spytałam, patrząc jej prosto w oczy, gdy przysiadła na stołku naprzeciwko, krzyżując pod sobą nogi. 
Zgodziła się, a ja zaczęłam mówić. Skończyłam, gdy na zewnątrz zrobiło się już całkiem jasno — Dunia nie powiedziała ani słowa, przytuliła mnie tylko najmocniej jak umiała i za to byłam jej niezmiernie wdzięczna.

***

Myślisz, że przyjechał za tobą i teraz będzie cię prześladował? — spytała wreszcie, gdy z niewyraźną miną zalewała dla nas kawę. 
Za oknem świeciło piękne słońce, cała okolica budziła się do życia, tylko my dwie bardziej przypominałyśmy zombie, niż zwykłe studentki, które powinny zbierać się na zajęcia.
Pokręciłam głową. Nie, on miał znacznie gorsze zamiary i wiedziałam to już wtedy, gdy zobaczyłam jego uśmiech. Musiał śledzić mnie wcześniej, i to było najbardziej przerażające — czy wywęszył już z kim się zadawałam? Przecież był młodym, dociekliwym dziennikarzem. Ile czasu potrzebował, by dodać dwa do dwóch i zrozumieć, że miał pod nosem cholerną sensację?
Myślę, że jemu chodziło o Gregora, nie o mnie — poinformowałam moją przyjaciółkę, a kubki, które niosła w dłoniach zatrzęsły się niebezpiecznie, kilka kropel kawy skapnęło na podłogę.
Ale jak to? — zdziwiła się, z ulgą odstawiając naczynia na stół. — Skąd mógłby wiedzieć, że masz coś wspólnego ze sparaliżowanym skoczkiem narciarskim?
Spojrzałam na nią z naciskiem, ale zrozumiała dopiero po chwili. Smutek zagościł na jej twarzy, a ustąpiło zdziwienie.
Ojej — westchnęła, pocierając blade policzki. — Czyli jest taka możliwość, że on wcale nie wiedział o twoich znajomościach i dowiedział się przypadkiem, węsząc w sprawie Gregora?
Przyznałam jej rację.
Co teraz zrobisz? — spytała, przysuwając mi mój kubek.
Zacisnęłam dłonie na gorącej porcelanie i trzymałam tak długo, dopóki ból nie zelżał. Podniosłam wzrok, a w głowie miałam zupełną pustkę. No właśnie, co miałam zrobić?
Tym razem na pewno nie popełnię tego samego błędu, co kiedyś — odparłam z mocą, biorąc duży łyk kawy, a wrzątek poparzył mi język i gardło. Zacisnęłam powieki i wytrzymałam. — Nie ucieknę przed nim, jak wtedy. Już nie jestem tą małą, zlęknioną dziewczynką, którą mógł zniszczyć swoimi słowami.
Dunia uśmiechnęła się niepewnie i poklepała mnie po ramieniu, dając wsparcie, choć doskonale widziałam ten strach czający się gdzieś w głębi jej oczu. Nie wierzyła w moje wojownicze nastawienie po tym, co jej wyjawiłam. Przecież kobieta w starciu z mężczyzną, i to takim, jakim był Damian, nie miała żadnych szans. 
Nie zamierzałam się poddać. Wiedziałam, że ktoś miał u mnie mały dług wdzięczności i moją nadzieją było to, że pan mroczny i obrażony na cały świat z tego długu się wywiąże.

***

Odczekałam całe trzy dni, zanim znów udałam się w znajomym kierunku. Nie była to droga łatwa, bo wciąż miałam w pamięci błysk flesza, który mógł się powtórzyć w każdym momencie. Oglądałam się często, ale tym razem okolica była cicha i prawie pusta. Nic dziwnego, dochodziła już prawie jedenasta... w nocy.
Tak, chyba upadłam na głowę, żeby spacerować o takiej porze w pojedynkę i kusić licho. Młoda, samotna dziewczyna nie powinna robić takich rzeczy, ale ja byłam zbyt skupiona na Gregorze, by martwić się o samą siebie.
Musiałam go ostrzec i spytać o radę. Prosić o pomoc nie zamierzałam, choć liczyłam na niego w głębi duszy. Miałam nadzieję, że pozbierał się już na tyle, by normalnie rozmawiać.
Lekki wiosenny wietrzyk zawiewał mi wciąż jeszcze wilgotne pasma na twarz, więc nerwowo przeczesywałam je palcami. Ogarnęłam się w wielkim pośpiechu i wymknęłam z mieszkania, zanim Dunia zdążyłaby zauważyć moją nieobecność. Życzyłam jej dobrej nocy, idąc pod prysznic i nie miała pojęcia, że tak szybko spod niego wyszłam.
Jesteś skończoną idiotką, Lena — powiedziałam sobie pod nosem, gdy moim oczom ukazał się tak dobrze już znany budynek, skryty w nocnym cieniu. — Nigdy nie zmuszałaś się do niepotrzebnego chodzenia, a teraz przeszłaś kilka kilometrów, jakby to był przyjemny spacerek!
Wciąż jeszcze dumałam nad własną głupotą, gdy kładłam dłoń na mosiężnej klamce wejściowych drzwi. Ufff, było otwarte. Uchyliłam je najciszej jak się dało i postawiłam stopę w ciemnym korytarzu, wdychając coraz lepiej mi znany zapach tego domu.
Na kogo mogłam trafić? Gdyby wrócili jego rodzice, to czy drzwi nie byłyby zamknięte na noc? Tylko ktoś bardzo niedoświadczony życiowo mógł spać spokojnie w otwartym domu! 
Pokręciłam głową, przesuwając się w głąb korytarza i błądząc w ciemności. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie znajdował się włącznik światła, więc wygrzebałam z kieszeni komórkę i rozjaśniłam nieco otoczenie.
Kroczyłam po schodach, usiłując narobić jak najmniej hałasu. W miarę mijania kolejnych stopni opanowywało mnie dziwne uczucie — jakby coś wierciło mi w brzuchu dziurę! Nie mogłam się doczekać, by zobaczyć go, gdy spał. Miałam ochotę położyć się obok i czuć go przy sobie, spokojnego i łagodnego we śnie.
Musiałam zagryźć wargę, by nie stękać z tęsknoty, gdy byłam już coraz bliżej tych drzwi. Wystarczyło nacisnąć klamkę... trzy kroki, może cztery w ciemności i już mogłabym dotknąć jego ramienia, by przekonać się, że był tam, tak bardzo samotny.
Deski podłogi skrzypiały jak na złość, a ja zaciskałam powieki, wyciągając przed siebie dłonie. Pochyliłam się i poczułam pod palcami miękkość materaca, gładkie prześcieradło i... chłód. 
Sięgnęłam dalej, spinając się wewnątrz, bo nie wiedziałam na co trafią moje dłonie. Nic. Łóżko było całkowicie puste i takie też mi się ukazało, gdy wróciłam w stronę wejścia i zapaliłam światło.
Gregora nie było, a mogłam być prawie pewna, że nie kładł się tamtej nocy. Gdzie się podział w takim razie? Może stało mu się coś złego? Panika ogarnęła mnie całkowicie, gdy sprawdzałam łazienkę, walcząc z trwogą przy wciskaniu włącznika świateł. Tam też go nie było... całe szczęście.
Całkowicie nieświadomie zaczęłam obgryzać paznokcie. Czyżby wyjechał? Ale jak i gdzie? Może rodzice namówili go, by wyjechał razem z nimi i zrobił to, znikając bez słowa pożegnania? Jeśli tak, to...
Naiwna idiotko! — skarciłam się, opadając z sił.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi — mocniej, niż było trzeba — i zbiegłam na dół, przeskakując po dwa stopnie naraz. Głupia, głupia, głupia! Nie zdążyłam jeszcze opuścić rezydencji, a już układałam w głowie plan powrotu do normalności — przyłożyć się do nauki i nadrobić zaległości, zmienić kolor włosów, zadbać o siebie...
... a później wyjedz w cholerę do pieprzonej Afryki i zaszyj się w buszu, bo kolejny facet wpuścił cię w maliny!
Poślizgnęłam się na płytkach, co miałam w zwyczaju i nie było to nic niezwykłego, tym razem także utrzymałam się na nogach, ale... moją uwagę przyciągnął hałas, który rozległ się gdzieś pod moimi nogami.
Pochyliłam głowę, nasłuchując. Co do licha? Włamywacze? Lena, ty skończona kretynko, zostaniesz zamordowana w cudzym domu na własne życzenie! 
Odgłosy były dziwne, metaliczne, jakby ktoś uderzył młotkiem w rurę, albo coś podobnego. Włoski na rękach stanęły mi dęba, więc obciągnęłam rękawy cienkiej bluzy. Zrobiło się się zimno. Tak, to był strach. Mimo własnej wielkiej bezmyślności, którą mogłam złudnie uważać za odwagę, bałam się, i to okropnie! Tak, jak tylko samotna dziewczyna w ciemności mogła się bać. 
Mamo, wybacz, jeśli będziesz tą, która zidentyfikuje moje ciało — wymamrotałam, ruszając w poszukiwaniu drzwi do piwnicy.
Mogłam jedynie parsknąć pod nosem, śmiejąc się z własnej głupoty, gdy wstąpiłam do kuchni po miotłę i zaciskając na niej dłonie, kroczyłam dalej. Był to nerwowy śmiech, którym dodawałam sobie odwagi. 
Znalazły się i szukane drzwi — małe, niepozorne i w panujących ciemnościach prawie niezauważalne.Położyłam palce na klamce, modląc się w duchu, żeby okazały się zamknięte — wtedy zwiałabym jak najszybciej, zostawiając to wszystko w cholerę!
Pociągnęłam i oślepiło mnie światło — poniżej rozciągały się drobne schodki prowadzące w dół. Jasny otwór rzucał mi wyzwanie, a ja — nie myśląc wiele — tą rzuconą rękawicę podniosłam.
Miotła widziała mi się karabinem, którym w razie potrzeby mogłabym rozkwasić całą bandę złodziei, morderców czy nawet terrorystów. Trzymałam ją w pogotowiu, napinając mięśnie do granic wytrzymałości. Po karku spłynęła mi kropelka potu, a serce waliło jak dzwon w południe.
Hałas powtórzył się po raz kolejny — mogłam rozpoznać go trochę lepiej. Gdzieś już takie słyszałam! Dunia wydzierała mnie na siłownię kilka razy, gdy dopiero zaczęłam studia i dążyłam do szybkiego schudnięcia, bo większość osób na roku była ode mnie szczuplejsza. To właśnie tam słyszałam takie odgłosy — tak brzmiała sztanga odkładana na miejsce!
Złodzieje ćwiczący ponoszenie ciężarów w domu Gregora? Czy ja naprawdę byłam aż taka głupia, żeby to sobie wyobrazić? Tak, zdecydowanie. Niestety...
Jakie było moje zdziwienie, gdy wreszcie dotarłam na sam dół i nieśmiało wychyliłam głowę zza ściany, obejmując wzrokiem wnętrze — to była wielka, podziemna siłownia!
Ściany całe w lustrach sięgających sufitu, mnóstwo maszyn i przyrządów, w kącie jakieś materace... Przestałam nawet mrugać, gdy w centrum tego wszystkiego ujrzałam znajomą sylwetkę, odwróconą do mnie plecami.
Mogłam podziwiać z ukrycia jego ciało — tak szczupłe i silne zarazem — oraz  wspaniałe mięśnie pleców, które poruszały się widocznie pod obcisłym materiałem koszulki. Zagryzłam wargę z wrażenia i zmarszczyłam brwi, uśmiechając się pod nosem — dlaczego musiał być tak imponujący, gdy już porzucił wózek?
Gregor stękał boleśnie, a na jego ramionach trzęsła się duża sztanga, wyposażona w ciężkie obciążniki. Przeklinał cicho ale żarliwie, usiłując podnieść ją aż do całkowitego wyprostu. Nie udawało mu się wcale...
Przyrząd uderzył o podłogę z takim brzdękiem, że aż musiałam zatkać uszy, wypuszczając miotłę z rąk. Upadła tuż przede mną, a ja podniosłam przerażony wzrok, bo nie chciałam, by tak szybko dowiedział się o mojej obecności.
Lena? — spytał, wkładając w wypowiedzenie mojego imienia tyle uczucia, że zatrzymałam się natychmiast, bo jeszcze sekundę wcześniej byłam gotowa do ucieczki.
Ja... ja... nie chciałam. Przepraszam, pójdę sobie... — jąkałam się, błądząc dłońmi po ścianie. Mózg kazał iść, nogi nie słuchały. Serce tym bardziej robiło swoje.
Co ty tu robisz? — spytał, zgrabnie przeskakując porzuconą sztangę i stojącą mu na drodze ławeczkę. — Już myślałem, że nie przyjedziesz!
Nastąpiła w nim kolejna zmiana. Słyszałam to w jego lekko zdyszanym głosie i widziałam w energicznych ruchach, gdy podbiegł, zatrzymując się ledwo centymetry ode mnie. Był całkowicie inny, niż jeszcze trzy dni wcześniej — jego oczy błyszczały zdrowym blaskiem, po smutku i żalu nie został ani ślad! Nie miałam pojęcia jak zareagować, ani jak się do niego odezwać. Przecież dopiero co płakał w moich ramionach!
Przyszłam — odparłam elokwentnie, bijąc się w myślach po twarzy na wszystkie możliwe sposoby. — Przyszłam, żeby zobaczyć co u ciebie słychać...
Na piechotę? — spytał zdumiony, a gdy pokiwałam głową, wstrząsnęła nim złość.
Jesteś całkiem niemądra! — skarcił mnie, marszcząc czoło. — Dlaczego łazisz sama po nocy? Życie ci niemiłe?
Mogłam zamrugać tylko, bo jak zwykle wpadłam w pułapkę jego ciemnych oczu. Tak szybko zmieniał się ich wyraz — od radosnych po zrozpaczone, od obojętnych po całkowicie złe.
Nie wiem co wyczytał z mojej twarzy, ale po chwili wyciągnął ramiona i zamknął mnie w uścisku, dusząc odrobinę. Zacisnęłam powieki, oddychając ciężko. To było... niespodziewane.
Przepraszam, nie złoszczę się na ciebie — wyjaśnił, rozluźniając uścisk. — Obiecaj mi, że nie będziesz się samotnie szlajać po ulicach, bo to niebezpieczne.
Pokiwałam głową, wciąż w lekkim szoku spowodowanym jego bliskością. Tamte pocałunki były jakby stłumione smutkiem i bólem, więc niewiele z nich pamiętałam, ale moje pragnienia pozostały wciąż takie same, jeśli nie większe. Byłam ciekawa co czuł on...
Oddalił się w stronę sprzętów, zostawiając mnie całkowicie zdezorientowaną. Ogłupiło mnie ciepło jego ciała i zapach, dotyk ramion i ulga, że wreszcie znów go widziałam. Czy ona miał tak samo? Mogłabym przysiąc, że tamte chwile w pokoju z trofeami mogły dawać mi nadzieję na to, że on też coś do mnie czuł. Przecież nawet powiedział...
Jak ci się podoba moja prywatna siłownia? — spytał wesoło, poruszając brwiami i przeczesując palcami włosy. Obserwowałam jak bardzo potrafił je rozczochrać, bo były już stanowczo zbyt długie. Porzuciłam własne rozkminy i skupiłam się na tym, z czego był widocznie bardzo dumny.
Jest wspaniała — zachwyciłam się trochę na pokaz. Sam widok tych sprzętów nieco mnie przerażał.
Lubisz ćwiczyć? Będziesz ćwiczyć razem ze mną? — entuzjazm w jego głosie mnie zadziwiał. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim normalnego, młodego faceta, a nie jakiegoś cierpiącego, zmęczonego życiem staruszka.
Nie czekając na odpowiedz, podszedł do mnie znów i ku mojemu całkowitemu zdziwieniu jednym zdecydowanym ruchem... rozsunął mi bluzę. Spojrzałam na niego wielkimi oczami, chwytając za jej poły i pokazując tym samym, że wolałam sama ją z siebie ściągnąć.
Jego mina była jak pokerowa maska. Skołowana, to za mało powiedziane, by określić moje samopoczucie w tamtym momencie. Gdzie się podział Gregor wiecznie użalający się nad sobą i swoją przeszłością?
Postanowiłeś trenować? — spytałam, odtwarzając w pamięci jak obiecywałam mu pomoc w powrocie do całkowitej sprawności. Traktowałam własne słowa jak pocieszenie w trudnych chwilach i nie sądziłam, że je zapamiętał, a co więcej — wziął na poważnie.
Tak! — zawołał, biorąc ode mnie bluzę i odkładając ją na bok. — Ćwiczę już trzeci dzień i... cholera, znów to czuję, wiesz?! To niesamowite!
Musiałam się uśmiechnąć, bo widok jego szczęśliwej twarzy sprawił, że moje serce podskoczyło, a w brzuchu odżyło stado motyli, które zawsze tak ostro wyśmiewałam. Gregor odzyskał cel w życiu, przeszłość zostawiając w oddali.

***

Pracowałam, angażując wszystkie ważniejsze mięśnie swojego niewyćwiczonego ciała, albo tylko udawałam, że pracuję. Robiliśmy wszystko w ciszy, ale nie czułam się jakoś specjalnie spięta z powodu jego obecności. Nie zwracał na mnie większej uwagi, skupiony na własnym odbiciu w lustrze, gdy podnosił ciężkie rzeczy, napinając mięśnie.
Próbowałam powstrzymać się od gapienia lub chociażby zerkania w jego kierunku. Chciałam być dobrą wspólniczką ćwiczeń, a nie tylko zwykłą dziewczyną, której poziom hormonów zwiastował iście nastoletnie szaleństwo. Ogarnij się, albo uzna cię za kolejną rozbuchaną fankę! Tak, musiałam skupić się na robocie! Tylko jak, skoro już po godzinie opadałam z sił, a małe włoski przykleiły mi się do czoła?
Odpoczęłam chwilę, czego on wcale nie zauważył, wciąż siłując się ze swoją ciężką koleżanką. Zdążyłam ochłonąć i podejść do nowego przyrządu, którego jeszcze nigdy nie miałam okazji podziwiać.
Stopy położyłam w wyznaczonych miejscach, dłońmi opierając się o wąskie drążki, idealnie dopasowujące się do mojego chwytu. Musiałam lekko się pochylić, przez co wyginałam kręgosłup. Napięły się mięśnie moich ud i ramion. To było... całkiem fajne!
Podniosłam uradowany wzrok, by przejrzeć się w lustrze i właśnie wtedy spotkałam spojrzenie Gregora, odbijające się tuż za moimi plecami. Natychmiast zerknęłam w bok, zawstydzona, ale nie na długo. Ciekawskie oczy same wróciły w tamto miejsce i znów to samo — jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, moje im zawtórowały.
Może potrzebujesz pomocy? — spytał, a ciemniejsza część mojej kobiecej duszy wywaliła jęzor na zewnątrz, oblizując się lubieżnie.
Radzę sobie — bąknęłam szybko, zeskakując z przyrządu, bo ta pozycja była dla mnie zbyt odważna, biorąc pod uwagę to, że miałam za plecami faceta.
Jak uważasz.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc spacerowałam tylko, przyglądając się wyposażeniu sali. Na ścianie zauważyłam małą fotografię przedstawiającą trójkę dzieci w otoczeniu traw i kwiatów, uchwycone podczas zabawy. Uśmiechnęłam się tylko, nie pytając o nic, bo jednego z chłopców natychmiast rozpoznałam.
Musisz mieć wielkie powodzenie... u mężczyzn — usłyszałam i byłam prawie pewna, że zmylił mnie słuch. 
Spojrzałam na niego w lustrze, nie odwracając się, by nie zauważył moich płonących policzków, gdy dotarł do mnie sens tych słów. Miał dziwny głos i patrzył na mnie... cholera, już dawno nikt tak na mnie nie patrzył! Może nawet jeszcze nigdy w ten sposób...
Nie sądzę — odpowiedziałam natychmiast, ciągnąc koszulkę w dół, by jak najbardziej się zakryć. — Dlaczego niby miałoby tak być?
Musiałam odwrócić się twarzą w jego stronę, bo stare kompleksy dawały o sobie znać — w głębi duszy nadal byłam tą odrobinę zbyt pulchną nastolatką, którą chłopcy wyśmiewali na szkolnych korytarzach. Nie chciałam, żeby mnie oglądał i oceniał. Pewnie śmiał się w myślach... on, który miał tak perfekcyjne ciało sportowca.
Zdziwiła mnie jego mina — wyglądał na... niepewnego? Podniósł dłonie i zaczął kreślić w powietrzu jakieś kształty, a ja zbaraniałam, coraz bardziej zdenerwowana.
Masz... no wiesz... — jąkał się, formując coś podobnego do klepsydry, a ja zaczerwieniłam się już po same cebulki włosów i nerwowo zaciskałam palce, chcąc znaleźć się choć na chwilę gdzieś bardzo daleko.
Nabijasz się, prawda? — spytałam ze źle maskowanym smutkiem, rozglądając się za bluzą. — Myślisz, że jesteś zabawny czy coś?
Starym zwyczajem próbowałam zakryć się koszulką jak najszczelniej, bo nagle poczułam, że obrosłam dodatkowym tłuszczem, choć od ponad dwóch lat należałam już do grona tych zdrowo szczupłych osób. Starałam się zapomnieć przeszłe czasy, ale to wszystko było zbyt silnie zakorzenione w mojej pamięci. Nie byłam wysoka i chuda jak przykładowo... tylko Sandra.
Nie! — wyjaśnił, podchodząc bliżej. — To miły widok, wierz mi. Mało rzeczy na tym świecie jest w stanie przyciągnąć mój wzrok na dłużej... a im dłużej patrzę na ciebie, tym bardziej mi się podobasz.
Odbiło mu, czy jak? Co się z nim stało i gdzie był Gregor cierpiący na ból istnienia? Nie miałam pojęcia czy wolałam go jako tego starego, czy nowego. To się stało zbyt szybko i niespodziewanie, ta kolejna przemiana. 
Musiałam wykrzesać z siebie wiele samozaparcia, gdy stanął przede mną, hipnotyzując wzrokiem. Cholerny czaruś! Zawrócił mi w głowie ten wariat ciemnooki i omdlewałam trochę wiedząc, że za kilka sekund prawdopodobnie miałam wylądować w jego ramionach.
Gregor — wymamrotałam, walcząc z nim głupio i odpychając od siebie, choć tak szczerze mówiąc, to miałam ochotę przewrócić go na podłogę i bardzo samolubnie wykorzystać. — Przestań, jest późno.
Co? — spytał rozbawiony, nie zwracając uwagi na moje opory. — Jest już raczej wcześnie, jeśli chcesz być taka dokładna.
O, nie! Gdzie się ładował z tymi rękami? Nie byłam jeszcze gotowa na takie poczynania, choć prawie traciłam rozum, prosząc w myślach, żeby się nie krępował.
Krzyknęłam cicho ze zdziwienia, gdy uniósł mnie i posadził na czymś twardym. Nie zdążyłam zauważyć czy był to może parapet, czy coś innego, bo objął palcami moją brodę i zmusił mnie, bym spojrzała mu w oczy.
Wiem, że czujesz to samo, co ja... To napięcie między nami — szepnął z wargami tuż przy moich. — Tego nie można pomylić z niczym innym.
Oddychałam przez nos, broniąc się przed całkowitym zapomnieniem. Już raz uwierzyłam swojemu ciału i facetowi, który bardzo źle je potraktował. Nie mogłam drugi raz popełnić tego samego błędu. Nie chciałam znów tak dotkliwie cierpieć.
Czuję — wyznałam mimowolnie, bo byłam całkowicie ogłupiona jego bliskością. — Nie mogę...
Wtulił twarz w moją szyję i miałam nadzieję, że nie byłam tak bardzo zgrzana jak mi się wydawało. Cholera, akurat w takim momencie! Musiałam go jakoś odepchnąć... albo nie, lepiej przyciągnąć go bliżej, bo to w końcu takie przyjemne... Ratunku!
Jestem już całkowicie sprawny i czekałem na to, odkąd po raz pierwszy usłyszałem twój głos, Lena. Nie odtrącaj mnie — mruczał mi do ucha, brzmiąc bardzo, ale to bardzo przekonująco.
Objął dłońmi moje biodra, przysuwając mnie bliżej siebie. Nie myślałam już jasno — nic dziwnego, że te panienki tak się do niego wcześniej garnęły, skoro umiał tak mówić w takim momencie...
Gregor, ja nie jestem twoją fanką! — wysapałam, znajdując ostatki sił, by go od siebie odsunąć.
Jego twarz zastygła w wyrazie zdziwienia pomieszanego z... urazą? Prawdopodobnie przyzwyczajony był dostawać wszystko w trybie natychmiastowym. Nie ze mną takie numery, panie skoczku wszech czasów.
Nigdy mi to do głowy nie przyszło — wyjaśnił, unosząc dłonie przed siebie w obronnym geście. — Chciałem ci tylko... udowodnić, że zajmujesz sporą część moich myśli. Tęskniłem za tobą, gdy odeszłaś. Czułem się bardzo samotny i...
Wiedział, jak rozczulić moje głupie, naiwne serce. Zeskoczyłam z... półki na obciążniki i szybko go objęłam, całkowicie platonicznie, a przynajmniej próbowałam. 
Przykro mi, że musiałeś siedzieć tu sam. Chcesz pogadać? — pytałam, bojąc się, że niechcący uruchomiłam w nim mechanizm powrotu do do starej, biernej postawy.
Chodźmy do pokoju — poprosił, wyciągając w moją stronę dłoń i dając mi wybór. Nie myślałam długo, tylko tę dłoń chwyciłam.

***


Jakie to pokrętne uczucie... — odezwał się cicho, gdy zaraz za mną wszedł do środka. Uniosłam brwi i odwróciłam się, by widzieć jego twarz. —... z jednej strony chciałbym cię chronić przed całym światem, bo jesteś mi dziwnie bliska, pomimo tego, że ledwie cię znam, a z drugiej... mam ochotę zrobić ci krzywdę...
Przełknęłam ślinę, nie całkiem rozumiejąc co mógł mieć na myśli — chciałby mnie chronić, a później skrzywdzić? To było kompletnie bez sensu. Nagle opuściła mnie cała odwaga i pewność, jakie czułam wcześniej. Chciałam go pocieszyć, a on znów coś kombinował.
Zatrzymał się w drzwiach, by uczynić krok do przodu, a te zamknęły się za nim z cichym trzaskiem. Śledził ich ruch, po czym powoli zwrócił na mnie swoje ciężkie spojrzenie. Przechylił głowę odrobinę w bok, przyglądając mi się przekornie i robiąc kolejny krok w moim kierunku. Całkowicie odruchowo zaczęłam się cofać, wyciągając dłonie za siebie w poszukiwaniu oparcia.
Mógłbyś... mógłbyś nie patrzeć na mnie w taki sposób? — poprosiłam, a głos drżał mi niczym wprawiona w ruch struna. Nie panowałam nad własnym ciałem widząc, że się zbliżał.
Uniósł brwi i uśmiechnął się krzywo, kącik jego ust powędrował w górę. Oczy mu błyszczały, a z mojej perspektywy wydawały się bardzo ciemne, prawie całkiem czarne.
Jaki sposób? — spytał, chyba celowo zniżając głos.
Mój oddech znacznie przyśpieszył w reakcji na ten szczególny ton oraz na bliskość, bo dzieliły nas już tylko centymetry. Był ode mnie sporo wyższy. Wiedziałam, że był też silny. Podobało mi się to.
Jakbyś chciał mnie zjeść, czy coś — mój szept poniósł się po pomieszczeniu niczym ulotne westchnienie, a ja natychmiast się zawstydziłam. To nie miało żadnego sensu, choć przyciąganie, które czułam, musiał czuć i on. Mówił o nim już wcześniej.
Może i chciałbym... — zawiesił głos, gdy moje plecy dotknęły zimnej ściany. —... jak sądzisz?
Nie mogłam się już dłużej cofać, więc uniosłam brodę wysoko, stawiając czoła temu zmienionemu Gregorowi, który najwidoczniej miał wobec mnie bardzo nieczyste zamiary. Walczyłam z silną pokusą wyjścia naprzeciw własnym pragnieniom, które wzmogły się jeszcze bardziej, gdy dowiedziałam się, że był całkowicie sprawny.
Na swoje usprawiedliwienie nie miałam kompletnie nic — podobał mi się już wcześniej, jeszcze na wózku, gdy tak gniewnie próbował mnie od siebie odepchnąć. Nie byłam już małą dziewczynką i umiałam nazwać własne pragnienia, a po tym jak zachowywał się on, mogłam stwierdzić, że jego były dokładnie takie same.
Podszedł na tyle blisko, że nie dzieliło nas już nic, poza warstwą ubrań. Unieruchomił mnie, dotykając dłonią mojego brzucha, a ja wciągnęłam powietrze, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Widziałam dokładnie miejsca, które trafiła pięść Thomasa, wciąż jeszcze sine. Sama nie wiem dlaczego, ale te obrażenia dodawały mu tylko uroku.
Chrzanić to, idę na całość! — pomyślałam w momencie, w którym powiódł palcem po mojej dolnej wardze, naciskając lekko, a później zmysłowo otarł się o nią ustami, prosząc o pozwolenie, które natychmiast dostał...