środa, 5 lutego 2014

14



 ***

Na początku nie było niczego — ani bólu, ani żadnego czucia — tak, jakby w miejscu nóg, które przecież widział, pojawiła się całkowita pustka. Skupiając myśli, z całych sił próbował nakłonić otumaniony mózg do poruszenia palcami. Mówił sobie cicho: — Teraz! 
Koncentrował wzrok na stopach, aż piekły go oczy, a między brwiami pojawiała się zmarszczka, zaciskał zęby i spinał się całym ciałem, ale obie kończyny wciąż pozostawały nieruchome. Martwe. Tak strasznie bezużyteczne.
Zamknęli go w pokoju — jego dawnej sypialni, która służyła mu, gdy był młodszy i jeszcze nie tak sławny. Całymi dniami obserwował znajome ściany, teraz zimne i puste, sterylnie czyste, co doprowadzało go do szału.
Chcieli, żeby zwariował — tego był niemal pewien. Nie powiedzieli mu o niczym — odkąd obudził się po operacji i doszedł do siebie po raz drugi, nikt z nim normalnie nie rozmawiał. Za towarzystwo miał jedynie tysiące gniewnych myśli i wózek, na którym przesiadywał długie godziny, sprzęt niezmiernie zimny i brzydki.
Nienawidzę was — szeptał te słowa pod nosem niczym mantrę, a gorące i tak bardzo niechciane łzy spływały mu po policzkach. Nie wiadomo, co miał na myśli... może kierował je w stronę własnych nieruchomych nóg, a może... całkiem obojętnej rodziny?
W miejscu, gdzie jeszcze niedawno biło młode, mocne serce, ziała wielka dziura, po brzegi wypełniona pustką — nie czuł nic oprócz głębokiej, ciemnej złości i obrzydzenia. Dotarło do niego, że wszystko to, co go wcześniej otaczało, było iluzją... rodzina, przyjaciele, narzeczona...
Gdy rozpoczynała się jego oszałamiająca kariera myślał, że jest kimś lepszym, skoro wszyscy mu nadskakiwali, a obcy ludzie na jego widok ściągali czapki z głów, porażeni geniuszem i ideałem jego ciała. Rodzice uśmiechali się z dumą, patrząc jak bił wszystkich rywali na głowę i żaden nie był mu równy. Sponsorzy rozchwytywali go między sobą, wszyscy chcieli, by nosił na sobie ich reklamy. Tabuny dziewczyn piszczały na jego widok, a on czuł się bożyszczem tłumów i nie ukrywał, że bardzo mu to pasowało.
Wystarczył moment... kaprys losu, a później lawina innych zdarzeń, by znalazł się na samym dnie, samotny i opuszczony. Czy chciał jeszcze wracać na szczyt? Czy mógł?
Przychodzili do jego pokoju bardzo często — oni, psychologowie. Przeważnie byli to mężczyźni w średnim wieku, dziwnie ubrani i w okularach o grubych szkłach. Mierzył ich nieufnym spojrzeniem pełnym nienawiści, bo na takie wizyty było jeszcze zbyt wcześnie, a niewidzialne rany krwawiły bardziej, niż te, które miał na pokiereszowanych nogach. Komuś bardzo zależało, by jak najszybciej przywrócić go do psychicznej równowagi.
Przypominali mu o ojcu, ci dystyngowaniu panowie — ojcu, który w jednej chwili zmienił się z mentora i ideału w pazernego złodzieja, sprzedającego własnego syna za szeleszczącą walutę i brudne czeki. 
Wrzeszczał i miotał się jak zwierzę zamknięte w klatce, a oni  rezygnowali z misji i czym prędzej opuszczali pokój, szepcząc, że dla niego nie ma już ratunku. Zostawał sam, a wtedy znów zamykał się w szczelnych granicach własnego umysłu. 
Przyszła pora na starszą kobietę — usiadła przed nim, siwowłosa i uśmiechnięta. Dotknęła jego dłoni, na co zareagował bardzo gwałtownie. Wybiegła na zewnątrz, przyciskając drżącą dłoń do spłonionego policzka. Musiało boleć, co przyjął z obojętnością — ciekawe jak wytrzymałaby ból, który trawił go od środka. Uderzył ją, bo ośmieliła się go dotknąć, a on tak bardzo nienawidził dotyku damskich dłoni odkąd... dowiedział się, że kobiety to zło. Były jak jego matka, fałszywe i przebiegłe. Były jak Sandra... zmienne i niewarte zaufania.
Tego dnia, gdy jego życie uległo nagłej zmianie na lepsze, siedział jak zwykle w samotności, choć za towarzystwo miał swojego laptopa — ktoś przyniósł go kilka dni wcześniej i zostawił na biurku.
Nie zastanawiał się długo i wyszukał potrzebne informacje w sieci. Wypadku nie pamiętał, ale chciał zobaczyć go oczami innych. Wiedział, że wciąż jeszcze był w tamtym momencie gwiazdą mediów, może nawet bardziej, niż wcześniej. 
Odtworzony filmik sprawił, że zapłakał gorzko, choć wstydził się własnej słabości i czym prędzej wytarł oczy. To było... nieprawdopodobne, jak upadek ptaka, który stworzony, by lecieć, spada nagle z nieba bez większej przyczyny i wbrew naturze.
Obserwował własne nieruchome ciało upadające na zeskok niczym kukła, wygięte ręce, plamę krwi na śnieżnobiałym podłożu... Najgorsza była cisza, która trwała aż do końca nagrania — ci ludzie myśleli, że nie przeżył.
Wciąż jeszcze łkał cicho, gdy usłyszał skrzypienie drewnianych schodów — ktoś nadchodził. Zamknął pokrywę laptopa, by nikt nie mógł ujrzeć jego łez i słabości. Nie mieli prawa, by go nachodzić, skoro tyle razy oznajmiał głośno, że chciał być sam.
Kroki były cichutkie, zupełnie inne, niż słyszał zazwyczaj. To był ktoś obcy. Zjeżył się cały, wbijając płonący złością wzrok w ciemność, by przyzwyczaić oczy — ktokolwiek to był, powinien zwiewać jak najszybciej.
Rozległ się potężny huk, a on sapnął z irytacją, bo nie wiedział co się działo. Kobieta krzyknęła głośno, a jej spazmatyczny oddech zaszumiał mu w uszach. Znów przysłali mu kolejną zbędną psycholożkę! Powoli miał już tego wszystkiego dosyć — po co ten cyrk? Równie dobrze mogli całkowicie o nim zapomnieć i pozwolić mu umrzeć w samotności, skoro i tak już do niczego się nie nadawał!
Odezwał się najbardziej gniewnym tonem, na jaki było go stać, a niewidoczna postać przedstawiła się jako Lena. Nieśmiało, cicho... zupełnie nie tak, jak się spodziewał. Jej głos... coś w tym głosie go poruszyło. Dotknął miejsca na piersi, pod którym zabiło mocniej jego serce. Uniósł brwi, zaciskając drugą dłoń na poręczy wózka. Wyrzuć... odepchnij... niech ucieka... — te myśli kłębiły mu się w głowie. 
Kazał jej się wynosić. Panował nad sobą na tyle, by nie wrzeszczeć. Coś go powstrzymywało, nawet, gdy ośmieliła się znów przemówić — użyła jego imienia, a na ten dźwięk znów załomotało mu w piersi.
Nie, nie, nie... nic nie poczuł, choć może jednak... tylko złość i... strach? Zupełnie niespodziewanie chwycił pierwszą lepszą rzecz, którą miał pod ręką, a była to miseczka z zimną, obrzydliwą zupą i rzucił w przestrzeń. Głośny trzask dał mu satysfakcję, lecz już po chwili ta nieznośna kobieta znów zabrała głos.
— Owsianka? — szepnęła, nie ukrywając zdziwienia.
— Kazałem ci się wynosić! — ryknął, kompletnie tracąc nad sobą panowanie.
Musiała się przestraszyć, bo już po chwili mignęło mu światło wpadające przez szczelinę uchylonych drzwi. Jedynie przez ułamki sekund mógł dostrzec zarys jej sylwetki — raczej niska, całkowicie przeciętna. Twarzy nie widział. Nie miał pojęcia kto to mógł być, ale nie sądził, że przysłano ją, by siłą wdzierała się do jego poranionej głowy. Mógłby zgnieść ją niczym natrętną muchę. Mógł zniszczyć, gdyby zbliżyła się zanadto — wciąż był wielkim Gregorem, choć obdartym z godności.
Wszystko powróciłoby do szarej normalności, gdyby nie jego szybko bijące serce — nie dopuszczał do siebie takiej myśli, ale podświadomie wiedział, że to właśnie ten głos go zainteresował i po cichu zaczynał żałować własnej nerwowej reakcji, po raz pierwszy od wielu, wielu dni.
Postać wróciła, gdy po raz kolejny katował się oglądaniem własnego upadku. Nie krył się z tym, choć doskonale wiedział, że podeszła bliżej i zaglądała mu przez ramię. Tak bardzo chciał się odwrócić, bo był ciekaw jej twarzy — czy była stara, czy młoda? 
Nie odwracał się, ponieważ łuna bijąca od ekranu ukazałaby jego oblicze, a nie był gotów na obnażenie się do tego stopnia przed kimś obcym, choć posiadającym głos, który poruszał dziwne, wcześniej martwe struny w jego wnętrzu. 
Chciał z nią porozmawiać, ale chyba onieśmielała ją panująca wokół ciemność. Mówił do niej, by choć przez chwilę ją słyszeć. Targały nim sprzeczne uczucia, co było nowością, bo przez długi okres czasu odczuwał jedynie złość i zupełną pustkę. 
Pragnął zobaczyć jej twarz, ale to było niemożliwe, bo nie dopuszczał do siebie światła, a gdyby to zrobił, musiałby odsłonić przed nią własną cierpiącą duszę, na co nie był jeszcze gotowy.

LENA
*******

 


Pozwoliłam sobie prawdziwie zatonąć w jego ramionach po raz pierwszy — ten pocałunek był głęboki, napędzany jego tłumioną złością i moim widocznym strachem. Drżałam, gdy zachłannie zgniatał moje wargi swoimi, a całe ciało było doskonale świadome tego, że był nieobliczalny.
Oparłam dłonie na jego barkach, zamierzając go odepchnąć, choć tak naprawdę chciałam przyciągnąć go bliżej i pozwolić mu na wszystko — to, że był zdrowy i sprawny całkowicie zawróciło mi w głowie.
Ścisnęłam cienki materiał, pod którym czułam ciepło jego skóry i pracujące mięśnie ramion, gdy obejmował mnie mocniej. Przymknęłam powieki, wędrując niecierpliwymi palcami w górę jego karku, by wreszcie wsunąć je we włosy, na co zareagował cichym pomrukiem. Mogłam prosto i otwarcie przyznać, że po tak długim czasie uciekania przed wszelkimi fizycznymi kontaktami, tego mi było trzeba...
— Jesteś dla mnie ważna — odezwał się nagle zdyszanym głosem, przyciskając usta do mojego ucha, a ja szeroko otworzyłam oczy. — Pamiętaj o tym, cokolwiek by się działo.
Nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić, ale pokiwałam głową na zgodę. Spojrzał mi głęboko w oczy, szukając zrozumienia, a później delikatnie, choć stanowczo się odsunął — dopiero wtedy przypomniałam sobie, że nie byliśmy w pomieszczeniu sami.
Thomas właśnie podnosił się z podłogi, a jego twarz wyrażała mieszaninę uczuć — od zaskoczenia do krańcowej złości. Szyję miał siną, pod skórą wykwitały czerwone plamy, a z dolnej wargi lała mu się krew. Musiał przygryźć ją, gdy walczył o oddech.
Chciałeś mnie zabić? — spytał zdumiony, patrząc na Gregora. — Wiedziałem, że jesteś kłamcą, ale nie sądziłem, że aż takim wariatem!
Czekałam na jego reakcję, gotowa do interwencji. Nie chciałam, by znów rozgorzała między nimi walka, bo tym razem bałam się, że Gregor mógłby zrobić coś znacznie gorszego.
Chciałem! — krzyknął, wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie, a ja pokręciłam głową, bo wyglądał jakby rzeczywiście był szalony. Zniknął gdzieś ten czuły facet, który jeszcze minutę wcześniej namiętnie mnie całował. — Dziwisz mi się? Co byś zrobił, gdybym to ja regularnie stukał twoją panienkę?
Łamał mu się głos i widać było, że pomimo całego chłodu, jaki prezentował, ich zdrada zraniła go bardzo głęboko. Stojąc tam, miałam dziwne wrażenie nierealności zaistniałej sytuacji — nie mogłam uwierzyć, że byłam świadkiem takich wydarzeń, choć z doświadczenia wiedziałam już swoje.
Zagryzłam wargę, bo było mi szkoda Gregora, gdy tak dygotał obok mnie, targany potężnymi emocjami. Wszystko stało się tak nagle — zdrada Sandry, ujawnienie jego wielkiego i niezrozumiałego kłamstwa — a ja chciałam jak najszybciej zostać z nim sam na sam, by wszystkiego się dowiedzieć. Nareszcie!
Właśnie dotarło do mnie, że nigdzie nie widziałam blondyny, gdy usłyszałam donośne prychnięcie Thomasa, więc skupiłam na nim całą swoją uwagę. Minę miał prześmiewczą, gotował się do jakiejś ironicznej uwagi. O, nie... nie... nie rób tego, chłopie — krzyczałam w myślach, ale nie umiałam zmusić się do wypowiedzenia tych słów na głos.
Zmierzył Gregora taksującym spojrzeniem, a ja mimo wszystko się zdziwiłam, bo byłam pewna, że tylko kobiety potrafiły tak robić.
Proszę cię... — stwierdził, zawieszając na chwilę głos. — Nie dałbyś sobie rady z żadną moją kobietą, skoro nawet nie potrafiłeś porządnie zaspokoić swojej... Musiała...
Nie dokończył kwestii, a jego głos utonął w mieszających się okrzykach — moim i Sandry, która właśnie wbiegła do pokoju. Gregor ryknął donośnie i wiedziałam już, że nadchodziła powtórka z rozrywki.
Rzuciłam się ku jego plecom, by powstrzymać go przed natarciem na Thomasa, a Sandra skopiowała moje ruchy, więc w tamtym momencie wkładałyśmy całe swoje wątłe siły w odciąganie od siebie dwóch rozwścieczonych facetów.
Objęłam go w pasie, bardzo mocno, choć ręce drżały mi ze strachu. Szarpał się, jakby całkowicie nieświadomy tego, że to ja go trzymałam, a nie jakiś niewidoczny wróg.
Gregor, błagam! — zaskomlałam, przytulając policzek do jego żeber. — Uspokój się, słyszysz? To nie twoja winaaa...
Nogi ślizgały mi się po gładkim podłożu, silna wola słabła, a zęby zacisnęłam tak mocno, że pod powiekami zobaczyłam gwiazdki. Słyszałam okrzyki Sandry, która mocowała się z Thomasem, nerwowe stękanie Gregora i powarkiwanie jego rywala. Musieli sztyletować się wzrokiem.
Tak, bo to wszystko twoja wina, ty... — wydarła się Sandra, a jej ton stawał się coraz bardziej piskliwy. —... mała, wstrętna pijawko!
Podniosłam głowę, by na nią spojrzeć, a Gregor nagle znieruchomiał w moich ramionach, więc prawie runęłam na podłogę. Wyprostował się, ujmując mnie za łokieć i przytrzymał.
Mówisz do mnie? — warknęłam zdumiona, nieświadomie robiąc krok w ich stronę.
Zauważyłam, że Thomas przestał się szarpać, ale on dla odmiany nawet nie dotykał swojej... kochanki. Stał obok, oddychając głęboko i wyglądał jakby było mu słabo.
Ciepła dłoń stanowczo zacisnęła się na moim przedramieniu, by mnie powstrzymać, a ja nie przerywałam kontaktu wzrokowego z blondyną, która wyglądała na nieźle wkurzoną.
Jasne, że do ciebie. Widzisz tu jakąś inną pijawkę?
Jej głos... ten ton... zaniemówiłam na chwilę z oburzenia — jak mnie nazwała? Pijawką? Niby dlaczego? Pomagałam jej narzeczonemu, podczas gdy ona doprawiała mu rogi i dlatego zasługiwałam na takie miano? Nawet nie żądałam należnych mi pieniędzy! A to... sucha, wredna... małpa!
Nie wiem jak to się stało, ale po chwili ciągnęłam ją za włosy, wrzeszcząc dziko i popychając nas obie w stronę ściany. Włożyłam całą swą siłę, by uderzyć jej ciałem w mur, a później zaczęłam okładać ją dłońmi, bijąc na odlew aż trzaskało. Chciałam, by bolało ją tak bardzo, jak mnie wcześniej! Wciąż byłam w głębokim szoku, dopiero chwilę wcześniej próbowałam powstrzymać Gregora, a tu sama wpadłam w jakiś amok...
Lena — odezwał się spokojny głos, a ja uniosłam się w powietrzu i już po chwili stałam nieco dalej, nie dosięgając Sandry.
Gregor zasłonił mnie własnym ciałem, ślizgając się na kawałkach szkła, które pokrywały całą podłogę. Sandra płakała cicho, dotykając swojej puchnącej twarzy, a wtedy Thomas podszedł do niej i nachylił się, by coś jej szepnąć.
Pokiwała głową i dała się objąć. Wyglądało na to, że postanowili wyjść z pokoju, a nawet z rezydencji. Ucieszyłam się, bo znacznie przejaśniło mi się przed oczami, a czerwona furia, którą czułam jeszcze chwilę wcześniej, zniknęła całkowicie.
Śledziłam ich wzrokiem, a gdy już prawie dotarli do drzwi, Gregor ruszył za nimi, wyciągając rękę w stronę swojej byłej. Thomas natychmiast go zablokował, ale tamten odepchnął jego dłoń z łatwością, jakby była tylko szmacianą kukłą.
Nikomu ani słowa — warknął blondynce w twarz, przytrzymując ją za ramię. — Nikomu... ani... słowa!
Dokładnie widziałam jak ugięła się pod wpływem jego wzroku, nawet nie mrugając. Pokiwała głową, wyswobadzając się z bolesnego uścisku palców i posłusznie ruszyła za Thomasem, który siłą ciągnął ją ku wyjściu.
Wciąż jeszcze oddychałam spazmatycznie, jak po biegu, gdy Gregor odwrócił się moją stronę i w kilku krokach zmniejszył dzielący nas dystans. Zatrzymał się, a ja dopełniłam żądania bliskości widocznego w jego wzroku. Objął mnie w talii, gdy ujęłam jego twarz w dłonie, przyciągając go i złożyłam na spierzchniętych wargach delikatny pocałunek. Powtórzyłam pieszczotę tak, jak on wcześniej wobec mnie i dotykałam ustami jego czoła, powiek i policzków, ofiarując ukojenie nerwów. Przymknął powieki i wiedziałam, że cierpiał. Czułam jego ból własnym ciałem i chciało mi się płakać, ale pozostałam silna, bo okazał, że mnie potrzebuje.
Gdy wtulił twarz w moją szyję, oddechem unosząc splątane włosy, przejęłam część ciężaru na własne barki, i nie chodziło o to, że on kompletnie opadł z sił — w tamtym momencie powzięłam ostateczną decyzję, że będzie mógł dzielić ze mną wszystkie pokrętne tajemnice i wyznam mu gotowość na spotkanie z jego demonami, nie ważne jak były duże i straszne.
Opadliśmy na kolana, przyciągając się wzajemnie, jakby od tego zależało nasze życie, między porozwalanymi pucharami i odbijającymi przytłumione światło drobinkami szkła — otaczało nas wszystko, co pozostało po wielkim mistrzu, Gregorze Schlierenzauerze.