***
Stała się jego obsesją,
odkąd tylko ujrzał jej twarz. Wcześniej urzekły go głos, dobroć
i nieśmiałość bijące od niej, niczym łuna światła, ale
dopiero, gdy pozwolił sobie spojrzeć na nią, tak prawdziwie
spojrzeć, poczuł, że w jego wnętrzu zaszła jakaś zmiana.
Nie
była podobna do Sandry, choć skojarzenia nasuwały mu się same ze
względu na jasne włosy, i to właśnie dlatego nie mógł zbyt
długo na nią patrzeć. Miał serce w strzępach, nie potrzebne mu
były jego szaleńcze podrygi, więc dlaczego w tamtym momencie ten
zraniony mechanizm pracował na zdecydowanie wyższych obrotach, niż
zazwyczaj?
Bał
się tego chaosu myśli i uczuć, bał się tej ładnej twarzy i
oczu, które przewiercały go na wylot, jakby chciały wydrzeć mu
wszystkie, tak skrzętnie skrywane, tajemnice.
Chciał
zostać sam, a równocześnie nie mógł pozwolić jej odejść —
była jego łącznikiem ze światem zewnętrznym, dawała poczucie,
że życie poza willą toczyło się dalej, a nie stało w tym
miejscu, w którym jego się zatrzymało.
Nie
miał pojęcia jak postępować — starał się tonować swój
gniew, by jej nie wystraszyć, ale zwyczajnie mu się to nie udawało.
Agresja gnieżdżąca się gdzieś wewnątrz jego ciała była zbyt
silna, a ochota, by wreszcie się jej pozbyć zbyt wielka. Złościł
się bezustannie, zazwyczaj na samego siebie i własną bezsilność.
Mógł go zrozumieć ten, kto kiedykolwiek doświadczył niemocy
chodzenia.
Dni
mijały, czas przelatywał mu przed nosem, a on nie mógł zrobić
zupełnie nic. Promykiem nadziei w tej monotonnej szarości dni była
ona — Lena, ciekawska i uparta samozwańcza psycholożka.
Śmiał
się gorzko pod nosem — jak małe doświadczenie mogła mieć ta
młoda blondynka i jak wielką odwagę, by się do nich zgłosić.
Nie miał pojęcia co skłoniło jego matkę do zatrudnienia Leny.
Czy zobaczyła w niej coś wyjątkowego, jak on sam? Czy może
pazerny wzrok, skierowany wyłącznie na forsę, nie zarejestrował,
że ta dziewczyna była młodsza nawet od niego?
Tego
miał się nie dowiedzieć, ale wcale mu to nie przeszkadzało.
Cieszył się na jej widok, choć reagował zgoła odmiennie. To
instynkt samozachowawczy, tak silny od czasu pobytu w szpitalu, kazał
mu wystrzegać się innych ludzi. Każdy mógł mieć wobec niego złe
zamiary, skoro własna rodzina sprzedała go za szeleszczące
papierki, bez mrugnięcia okiem.
Co
jeśli ona też chciała pieniędzy? Dlaczego miał jej zaufać? Nie
znał jej, a mimo to ogarniało go dziwne uczucie, że nie byłaby
zdolna do fałszu. To było jak nieme porozumienie między nimi —
wyczuwał, że musiała kiedyś cierpieć, skoro wróciła do niego,
pomimo tego, że był bezużytecznym wrakiem człowieka.
Jej
ciepły uśmiech, który nie obejmował oczu, bo te zostawały przez
cały czas odrobinę przerażone. Jej dotyk, który parzył mu skórę.
Jej... wszystko.
***
Każdy
się czegoś boi. Nie ma od tego żadnego wyjątku, a i ja miałam
sporo strachów, mniejszych i większych, z których najbardziej
przerażający był lęk przed samotnością.
Tak,
znałam ją doskonale, pomimo młodego wieku. Wiedziałam co to
znaczy być całkowicie samą w tłumie ludzi, uciekać przed
ciekawskimi spojrzeniami i kryć się we własnej skorupie, by nie
odczuwać krytyki.
Dlatego
właśnie tak doskonale rozumiałam Gregora, gdy już wszystko mi
wyznał — jak mógł żyć dalej w całkowitej normalności po
takim zdarzeniu, jakim był jego upadek na oczach milionów ludzi?
Nie był w stanie wyjść z podniesioną głową, by stawić czoła
innym, którzy tylko czekali na jego potknięcie, po to, by obalić
legendę.
My
— zwykli ludzie — już tacy jesteśmy. Zazdrośni. Podziwiamy
sportowców i ludzi sukcesu, a w głębi duszy nienawidzimy ich za
to, że mają lepiej w życiu, zapominając o tym, że nie dostali
tego z góry i za darmo.
Gregor
postanowił udawać kalekę ze strachu przed światem zewnętrznym,
bo nie chciał w swoim życiu normalności — on jej nie znał.
Okres dojrzewania był w jego przypadku niezwykle pogmatwany,
podporządkowany karierze. Wydawało mu się, że był królem świata
na wysokim tronie, aż tu nagle spadł z niego i boleśnie się
potłukł.
Gdy
wyznał mi całą prawdę — siedzieliśmy na zimnej podłodze,
między jego trofeami i okruchami szkła z rozbitej gabloty — nie
mogłam uwierzyć w to, co mówił. Chciałam obdarzyć go całkowitym
zaufaniem, bo tak podpowiadało mi serce, ale moja podejrzliwa
kobieca natura wciąż zapalała czerwone światło, które migało
mi przed oczami, nakazując, bym była ostrożna.
Czegoś
mi nie mówił... Ukrywał coś. Widziałam to w jego wzroku, gdy
opowiadał o Sandrze i rodzicach. Ich relacje nie były normalne,
wiedziałam to już wcześniej, ale patrząc w jego oczy widziałam
cień, który mnie przerażał. On ich nienawidził. Prawdziwie
nienawidził...
***
Wracałam
do mieszkania całkowicie pogrążona w myślach, więc nie mogłam
zauważyć niczego dziwnego w swoim otoczeniu. Brnęłam do przodu,
powłócząc nogami w tym, co jeszcze ze śniegu pozostało, a
wspomnienie Gregora klęczącego przy mnie na zimnej, brudnej
posadzce było wciąż bardzo żywe.
Otaczały
mnie odgłosy wielkiego miasta, ludzie śpieszyli gdzieś przed
siebie, okolica tętniła życiem — ciekawe co robił w tym czasie
Gregor? Czy patrzył przez okno swojego pokoju na świat, siedząc na
wózku tam, gdzie go zostawiłam?
—
Musisz tu zostać i udawać, że
wciąż nie wróciłeś do sprawności — powiedziałam mu, gdy już
skończyliśmy zacierać ślady po ostatnich wydarzeniach. — Twoja
matka może wrócić lada chwila. Lepiej, żeby zastała sprawy
takimi, jakie były.
Nie
mam pojęcia skąd wzięła się u mnie taka żyłka do kombinowania
— może był to zwykły odruch w reakcji na to, czego się
dowiedziałam? Było tego sporo, a może nawet zbyt wiele, bym mogła
taką prawdę łatwo dźwignąć.
Łkał
w moich ramionach i był to pierwszy raz, gdy widziałam kogoś w
takim stanie, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie miałam
styczności z prawdziwie zrozpaczonym mężczyzną. Nie wstydził się
tego... a może był do tego stopnia załamany, że było mu wszystko
jedno?
—
Nie zdawałem sobie sprawy, że
takie coś może się przydarzyć właśnie mnie... — wyznał,
ukrywając twarz w dłoniach —... ale stało się, choć wciąż to
do mnie nie dociera.
Głaskałam
jego włosy, policzki... Do oczu cisnęły mi się łzy, ale tłumiłam
je, chciałam być silna i wspomóc go tak, jak potrafiłam
najlepiej.
—
Miałem wszystko, a teraz nie
mam zupełnie nic! — podniósł głos, więc odsunęłam się
nieco, by zajrzeć mu w oczy.
—
To nieprawda — oświadczyłam
z mocą, podnosząc się na równe nogi i ciągnąc go za sobą, choć
protestował.
Szklane
odłamki raniły mu dłonie, gdy opierał ciężar ciała na
dłoniach, kuląc się na podłodze. Stanowczo pociągnęłam go za
koszulkę, ale skapitulował dopiero po dłuższej chwili.
Wyprostował się, górując nade mną o głowę, a to ja czułam się
w tamtym momencie wyższa i silniejsza.
—
Posłuchaj mnie — zwróciłam
się do niego, dźgając palcem w ramię. — Nie jesteś nikim!
Dopiero teraz jesteś sobą, Gregor. Dopiero teraz możesz naprawdę
żyć. Nie spieprz tego, użalając się nad przeszłością. Nie
warto!
Długo
tylko na mnie patrzył... Bałam się, jak zareaguje, bo w momencie,
gdy te słowa opuściły moje usta poczułam, że nie byłam wobec
niego zbyt delikatna. Chciałam nim wstrząsnąć! Pokazać, że
Sandra i rodzice to nie jedyne osoby w jego życiu.
Przecież...
byłam jeszcze ja. Gdyby zechciał dzielić ze mną swoje problemy,
poświęciłabym się bez reszty. Byłam kobietą. Byłam zakochana
i... zdolna do największych poświęceń...
Obserwował
mnie, gdy wychodziłam. Obejrzałam się tylko raz, a widok jego
wysokiej sylwetki znów skulonej na wózku dotknął mnie gdzieś w
głębi duszy do tego stopnia, że tylko siłą woli powstrzymałam
się od powrotu.
Musiałam
skupić myśli i oderwać się choć na chwilę od tego ponurego
domu. Ciągnęło mnie do mieszkania, bo przecież ktoś tam na mnie
czekał. Dunia... musiała być nieziemsko wkurzona! Już wcześniej
dawała mi znać, że irytowało ją to moje przesadne zaangażowanie
w sprawę Gregora, choć nie wiedziała o tym prawie nic! Jej
informacje, to był tylko wierzchołek góry lodowej, bo do dna ja
sama miałam bardzo daleko.
Śpieszyło
mi się, żeby ją zobaczyć, ale miałam do pokonania jeszcze kawał
drogi. Spowalniały mnie te ponure myśli, troska o Gregora i... coś
jeszcze. O tym, że ciemny samochód słynnej niemieckiej marki nie
był tylko przypadkowym pojazdem jadącym w tym samym kierunku
przekonałam się, gdy było już za późno.
Usłyszałam
donośny ryk silnika dochodzący z ulicy po mojej prawej stronie, więc odruchowo
się obejrzałam — właśnie wtedy oślepiło mnie jasne i ostre
światło flesza, który błysnął mi prosto w twarz.
Kilka głośnych
trzasków później zatrzymałam się gwałtownie na chodniku,
patrząc za odjeżdżającym samochodem. Nie było jeszcze na tyle
ciemno, bym nie rozpoznała twarzy fotografa, a to odkrycie zmroziło
mi krew w żyłach! Doskonale kojarzyłam te ciemne włosy i pewny
siebie uśmieszek, gdy wychylił się przez szybę, by mi pomachać.
Musiałam
złapać się za gardło, bo oddech uwiązł mi tam w bolesnym
skurczu — podświadomie prosiłam jakąś siłę wyższą, żeby
pozwoliła mi się mylić. To nie mógł być on! Jak mnie znalazł w
obcym kraju? Dlaczego właśnie w takim momencie?
Dusiłam
się na środku chodnika, a mój umysł storpedowały wspomnienia, w
tym także to najświeższe, pochodzące z wieczora, w którym
wybrałyśmy się z Dunią do klubu. Ten uśmiech... dotarło do mnie
skąd go znałam, a świadomość tego, że nie rozpoznałam wtedy
człowieka, który prawie zniszczył mi życie, była porażająca.
—
Co ty robisz w Austrii? —
szepnęłam w dal, gdzie zniknęły już dawno światła samochodu, a
wraz z nimi Damian, mój były chłopak i dociekliwy dziennikarz w
jednej osobie.
***
—
Nawet nie próbuj tam wracać,
słyszysz? — wydarła się Dunia, gdy zdołała już wciągnąć
mnie po schodach do mieszkania, a nie było to łatwe, bo moje
kończyny odmawiały posłuszeństwa w reakcji na wielki szok jaki
przeżyłam. — Co ten drań ci zrobił? Czy to ta sucha dziwka?
Zatłukę oboje, jeśli będzie trzeba!
Powoli
się uspokajałam, usiłując pogłębić zbyt płytki oddech. Dużo
wysiłku kosztowało mnie nawet pozbycie się butów, kilka razy
wpadałam na ścianę, miotając się z własną słabością. Nie
mogłam w to uwierzyć — Damian mnie śledził, nie było
innego wytłumaczenia! Dunia wcale mi nie pomagała, bo kierowała
swoją złość w całkowicie błędnym kierunku.
—
Nic mi nie zrobili —
uspokoiłam ją, choć pozostałości brudu i zaschniętej krwi mogły
świadczyć zupełnie inaczej. — To nie o nich chodzi.
Zmarszczyła
czoło, niczego nie rozumiejąc.
—
Lena, nie było cię kawał
czasu, nie dawałaś znaku życia, a teraz wracasz ledwo żywa, cała
brudna i ze łzami w oczach. Co ja mam sobie myśleć?
Dotknęłam
jej ramienia, kiwając głową w stronę kuchni i tam też się
skierowałyśmy. Zawsze uspokajało mnie siedzenie w tym małym,
ciasnym pomieszczeniu — sprawiało wrażenie ciepłego i
bezpiecznego. Tego mi było trzeba w tamtym momencie, bo czułam, że
moja sytuacja stawała się coraz bardziej pogmatwana. Pomijając
Gregora i niepokojącą rezydencję pełną tajemnic, miałam wielkie
problemy, bo przeszłość — ta ciemna i straszna — zaczęła
wypełzać z czeluści wspomnień, wyciągając w moją stronę swoje
wielkie łapska.
—
Chciałabyś może usłyszeć
ciekawą, choć smutną historię? — spytałam, patrząc jej prosto
w oczy, gdy przysiadła na stołku naprzeciwko, krzyżując pod sobą
nogi.
Zgodziła
się, a ja zaczęłam mówić. Skończyłam, gdy na zewnątrz zrobiło
się już całkiem jasno — Dunia nie powiedziała ani słowa,
przytuliła mnie tylko najmocniej jak umiała i za to byłam jej
niezmiernie wdzięczna.
***
—
Myślisz, że przyjechał za
tobą i teraz będzie cię prześladował? — spytała wreszcie, gdy
z niewyraźną miną zalewała dla nas kawę.
Za oknem świeciło
piękne słońce, cała okolica budziła się do życia, tylko my
dwie bardziej przypominałyśmy zombie, niż zwykłe studentki, które
powinny zbierać się na zajęcia.
Pokręciłam
głową. Nie, on miał znacznie gorsze zamiary i wiedziałam to już
wtedy, gdy zobaczyłam jego uśmiech. Musiał śledzić mnie
wcześniej, i to było najbardziej przerażające — czy wywęszył
już z kim się zadawałam? Przecież był młodym, dociekliwym
dziennikarzem. Ile czasu potrzebował, by dodać dwa do dwóch i
zrozumieć, że miał pod nosem cholerną sensację?
—
Myślę, że jemu chodziło o
Gregora, nie o mnie — poinformowałam moją przyjaciółkę, a
kubki, które niosła w dłoniach zatrzęsły się niebezpiecznie,
kilka kropel kawy skapnęło na podłogę.
—
Ale jak to? — zdziwiła się,
z ulgą odstawiając naczynia na stół. — Skąd mógłby wiedzieć,
że masz coś wspólnego ze sparaliżowanym skoczkiem narciarskim?
Spojrzałam
na nią z naciskiem, ale zrozumiała dopiero po chwili. Smutek
zagościł na jej twarzy, a ustąpiło zdziwienie.
—
Ojej — westchnęła,
pocierając blade policzki. — Czyli jest taka możliwość, że on
wcale nie wiedział o twoich znajomościach i dowiedział się
przypadkiem, węsząc w sprawie Gregora?
Przyznałam
jej rację.
—
Co teraz zrobisz? — spytała,
przysuwając mi mój kubek.
Zacisnęłam
dłonie na gorącej porcelanie i trzymałam tak długo, dopóki ból
nie zelżał. Podniosłam wzrok, a w głowie miałam zupełną
pustkę. No właśnie, co miałam zrobić?
—
Tym razem na pewno nie popełnię
tego samego błędu, co kiedyś — odparłam z mocą, biorąc duży
łyk kawy, a wrzątek poparzył mi język i gardło. Zacisnęłam
powieki i wytrzymałam. — Nie ucieknę przed nim, jak wtedy. Już
nie jestem tą małą, zlęknioną dziewczynką, którą mógł
zniszczyć swoimi słowami.
Dunia
uśmiechnęła się niepewnie i poklepała mnie po ramieniu, dając
wsparcie, choć doskonale widziałam ten strach czający się gdzieś
w głębi jej oczu. Nie wierzyła w moje wojownicze nastawienie po
tym, co jej wyjawiłam. Przecież kobieta w starciu z mężczyzną, i
to takim, jakim był Damian, nie miała żadnych szans.
Nie zamierzałam się poddać. Wiedziałam, że ktoś miał u mnie
mały dług wdzięczności i moją nadzieją było to, że pan
mroczny i obrażony na cały świat z tego długu się wywiąże.
***
Odczekałam
całe trzy dni, zanim znów udałam się w znajomym kierunku. Nie
była to droga łatwa, bo wciąż miałam w pamięci błysk flesza,
który mógł się powtórzyć w każdym momencie. Oglądałam się
często, ale tym razem okolica była cicha i prawie pusta. Nic
dziwnego, dochodziła już prawie jedenasta... w nocy.
Tak,
chyba upadłam na głowę, żeby spacerować o takiej porze w
pojedynkę i kusić licho. Młoda, samotna dziewczyna nie powinna
robić takich rzeczy, ale ja byłam zbyt skupiona na Gregorze, by
martwić się o samą siebie.
Musiałam
go ostrzec i spytać o radę. Prosić o pomoc nie zamierzałam, choć
liczyłam na niego w głębi duszy. Miałam nadzieję, że pozbierał
się już na tyle, by normalnie rozmawiać.
Lekki
wiosenny wietrzyk zawiewał mi wciąż jeszcze wilgotne pasma na
twarz, więc nerwowo przeczesywałam je palcami. Ogarnęłam się w
wielkim pośpiechu i wymknęłam z mieszkania, zanim Dunia zdążyłaby
zauważyć moją nieobecność. Życzyłam jej dobrej nocy, idąc pod
prysznic i nie miała pojęcia, że tak szybko spod niego wyszłam.
—
Jesteś skończoną idiotką,
Lena — powiedziałam sobie pod nosem, gdy moim oczom ukazał się
tak dobrze już znany budynek, skryty w nocnym cieniu. — Nigdy nie
zmuszałaś się do niepotrzebnego chodzenia, a teraz przeszłaś
kilka kilometrów, jakby to był przyjemny spacerek!
Wciąż
jeszcze dumałam nad własną głupotą, gdy kładłam dłoń na
mosiężnej klamce wejściowych drzwi. Ufff, było otwarte. Uchyliłam
je najciszej jak się dało i postawiłam stopę w ciemnym korytarzu,
wdychając coraz lepiej mi znany zapach tego domu.
Na
kogo mogłam trafić? Gdyby wrócili jego rodzice, to czy drzwi nie
byłyby zamknięte na noc? Tylko ktoś bardzo niedoświadczony
życiowo mógł spać spokojnie w otwartym domu!
Pokręciłam
głową, przesuwając się w głąb korytarza i błądząc w
ciemności. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie znajdował się
włącznik światła, więc wygrzebałam z kieszeni komórkę i
rozjaśniłam nieco otoczenie.
Kroczyłam
po schodach, usiłując narobić jak najmniej hałasu. W miarę
mijania kolejnych stopni opanowywało mnie dziwne uczucie — jakby
coś wierciło mi w brzuchu dziurę! Nie mogłam się doczekać, by
zobaczyć go, gdy spał. Miałam ochotę położyć się obok i czuć
go przy sobie, spokojnego i łagodnego we śnie.
Musiałam
zagryźć wargę, by nie stękać z tęsknoty, gdy byłam już coraz
bliżej tych drzwi. Wystarczyło nacisnąć klamkę... trzy kroki,
może cztery w ciemności i już mogłabym dotknąć jego ramienia,
by przekonać się, że był tam, tak bardzo samotny.
Deski
podłogi skrzypiały jak na złość, a ja zaciskałam powieki,
wyciągając przed siebie dłonie. Pochyliłam się i poczułam pod
palcami miękkość materaca, gładkie prześcieradło i... chłód.
Sięgnęłam
dalej, spinając się wewnątrz, bo nie wiedziałam na co trafią
moje dłonie. Nic. Łóżko było całkowicie puste i takie też mi
się ukazało, gdy wróciłam w stronę wejścia i zapaliłam
światło.
Gregora
nie było, a mogłam być prawie pewna, że nie kładł się tamtej
nocy. Gdzie się podział w takim razie? Może stało mu się coś
złego? Panika ogarnęła mnie całkowicie, gdy sprawdzałam
łazienkę, walcząc z trwogą przy wciskaniu włącznika świateł.
Tam też go nie było... całe szczęście.
Całkowicie
nieświadomie zaczęłam obgryzać paznokcie. Czyżby wyjechał? Ale
jak i gdzie? Może rodzice namówili go, by wyjechał razem z nimi i
zrobił to, znikając bez słowa pożegnania? Jeśli tak, to...
—
Naiwna idiotko! — skarciłam
się, opadając z sił.
Zatrzasnęłam
za sobą drzwi — mocniej, niż było trzeba — i zbiegłam na dół,
przeskakując po dwa stopnie naraz. Głupia, głupia, głupia!
Nie zdążyłam jeszcze opuścić rezydencji, a już układałam w
głowie plan powrotu do normalności — przyłożyć się do nauki i
nadrobić zaległości, zmienić kolor włosów, zadbać o siebie...
—
... a później wyjedz w
cholerę do pieprzonej Afryki i zaszyj się w buszu, bo kolejny facet
wpuścił cię w maliny!
Poślizgnęłam
się na płytkach, co miałam w zwyczaju i nie było to nic
niezwykłego, tym razem także utrzymałam się na nogach, ale...
moją uwagę przyciągnął hałas, który rozległ się gdzieś pod
moimi nogami.
Pochyliłam
głowę, nasłuchując. Co do licha? Włamywacze? Lena, ty
skończona kretynko, zostaniesz zamordowana w cudzym domu na własne
życzenie!
Odgłosy
były dziwne, metaliczne, jakby ktoś uderzył młotkiem w rurę,
albo coś podobnego. Włoski na rękach stanęły mi dęba, więc
obciągnęłam rękawy cienkiej bluzy. Zrobiło się się zimno. Tak,
to był strach. Mimo własnej wielkiej bezmyślności, którą mogłam
złudnie uważać za odwagę, bałam się, i to okropnie! Tak, jak
tylko samotna dziewczyna w ciemności mogła się bać.
—
Mamo, wybacz, jeśli będziesz
tą, która zidentyfikuje moje ciało — wymamrotałam, ruszając w
poszukiwaniu drzwi do piwnicy.
Mogłam
jedynie parsknąć pod nosem, śmiejąc się z własnej głupoty, gdy
wstąpiłam do kuchni po miotłę i zaciskając na niej dłonie, kroczyłam dalej. Był to nerwowy śmiech, którym dodawałam
sobie odwagi.
Znalazły
się i szukane drzwi — małe, niepozorne i w panujących
ciemnościach prawie niezauważalne.Położyłam palce na klamce,
modląc się w duchu, żeby okazały się zamknięte — wtedy
zwiałabym jak najszybciej, zostawiając to wszystko w cholerę!
Pociągnęłam i oślepiło mnie światło — poniżej rozciągały się
drobne schodki prowadzące w dół. Jasny otwór rzucał mi wyzwanie,
a ja — nie myśląc wiele — tą rzuconą rękawicę podniosłam.
Miotła
widziała mi się karabinem, którym w razie potrzeby mogłabym
rozkwasić całą bandę złodziei, morderców czy nawet terrorystów.
Trzymałam ją w pogotowiu, napinając mięśnie do granic
wytrzymałości. Po karku spłynęła mi kropelka potu, a serce
waliło jak dzwon w południe.
Hałas
powtórzył się po raz kolejny — mogłam rozpoznać go trochę
lepiej. Gdzieś już takie słyszałam! Dunia wydzierała mnie na
siłownię kilka razy, gdy dopiero zaczęłam studia i dążyłam do
szybkiego schudnięcia, bo większość osób na roku była ode mnie
szczuplejsza. To właśnie tam słyszałam takie odgłosy — tak
brzmiała sztanga odkładana na miejsce!
Złodzieje
ćwiczący ponoszenie ciężarów w domu Gregora? Czy ja naprawdę
byłam aż taka głupia, żeby to sobie wyobrazić? Tak,
zdecydowanie. Niestety...
Jakie
było moje zdziwienie, gdy wreszcie dotarłam na sam dół i
nieśmiało wychyliłam głowę zza ściany, obejmując wzrokiem
wnętrze — to była wielka, podziemna siłownia!
Ściany
całe w lustrach sięgających sufitu, mnóstwo maszyn i przyrządów,
w kącie jakieś materace... Przestałam nawet mrugać, gdy w centrum
tego wszystkiego ujrzałam znajomą sylwetkę, odwróconą do mnie
plecami.
Mogłam
podziwiać z ukrycia jego ciało — tak szczupłe i silne zarazem —
oraz wspaniałe mięśnie pleców, które poruszały się
widocznie pod obcisłym materiałem koszulki. Zagryzłam wargę z
wrażenia i zmarszczyłam brwi, uśmiechając się pod nosem —
dlaczego musiał być tak imponujący, gdy już porzucił wózek?
Gregor
stękał boleśnie, a na jego ramionach trzęsła się duża sztanga,
wyposażona w ciężkie obciążniki. Przeklinał cicho ale żarliwie,
usiłując podnieść ją aż do całkowitego wyprostu. Nie udawało
mu się wcale...
Przyrząd
uderzył o podłogę z takim brzdękiem, że aż musiałam zatkać
uszy, wypuszczając miotłę z rąk. Upadła tuż przede mną, a ja
podniosłam przerażony wzrok, bo nie chciałam, by tak szybko
dowiedział się o mojej obecności.
—
Lena? — spytał, wkładając
w wypowiedzenie mojego imienia tyle uczucia, że zatrzymałam się
natychmiast, bo jeszcze sekundę wcześniej byłam gotowa do
ucieczki.
—
Ja... ja... nie chciałam.
Przepraszam, pójdę sobie... — jąkałam się, błądząc dłońmi
po ścianie. Mózg kazał iść, nogi nie słuchały. Serce tym
bardziej robiło swoje.
—
Co ty tu robisz? — spytał,
zgrabnie przeskakując porzuconą sztangę i stojącą mu na drodze
ławeczkę. — Już myślałem, że nie przyjedziesz!
Nastąpiła
w nim kolejna zmiana. Słyszałam to w jego lekko zdyszanym głosie i
widziałam w energicznych ruchach, gdy podbiegł, zatrzymując się
ledwo centymetry ode mnie. Był całkowicie inny, niż jeszcze trzy
dni wcześniej — jego oczy błyszczały zdrowym blaskiem, po smutku
i żalu nie został ani ślad! Nie miałam pojęcia jak zareagować,
ani jak się do niego odezwać. Przecież dopiero co płakał w moich
ramionach!
—
Przyszłam — odparłam
elokwentnie, bijąc się w myślach po twarzy na wszystkie możliwe
sposoby. — Przyszłam, żeby zobaczyć co u ciebie słychać...
—
Na piechotę? — spytał
zdumiony, a gdy pokiwałam głową, wstrząsnęła nim złość.
—
Jesteś całkiem niemądra! —
skarcił mnie, marszcząc czoło. — Dlaczego łazisz sama po nocy?
Życie ci niemiłe?
Mogłam
zamrugać tylko, bo jak zwykle wpadłam w pułapkę jego ciemnych
oczu. Tak szybko zmieniał się ich wyraz — od radosnych po
zrozpaczone, od obojętnych po całkowicie złe.
Nie
wiem co wyczytał z mojej twarzy, ale po chwili wyciągnął ramiona
i zamknął mnie w uścisku, dusząc odrobinę. Zacisnęłam powieki,
oddychając ciężko. To było... niespodziewane.
—
Przepraszam, nie złoszczę się
na ciebie — wyjaśnił, rozluźniając uścisk. — Obiecaj mi, że
nie będziesz się samotnie szlajać po ulicach, bo to niebezpieczne.
Pokiwałam
głową, wciąż w lekkim szoku spowodowanym jego bliskością. Tamte
pocałunki były jakby stłumione smutkiem i bólem, więc niewiele z
nich pamiętałam, ale moje pragnienia pozostały wciąż takie same,
jeśli nie większe. Byłam ciekawa co czuł on...
Oddalił
się w stronę sprzętów, zostawiając mnie całkowicie
zdezorientowaną. Ogłupiło mnie ciepło jego ciała i zapach, dotyk
ramion i ulga, że wreszcie znów go widziałam. Czy ona miał tak
samo? Mogłabym przysiąc, że tamte chwile w pokoju z trofeami mogły
dawać mi nadzieję na to, że on też coś do mnie czuł. Przecież
nawet powiedział...
—
Jak ci się podoba moja
prywatna siłownia? — spytał wesoło, poruszając brwiami i
przeczesując palcami włosy. Obserwowałam jak bardzo potrafił je
rozczochrać, bo były już stanowczo zbyt długie. Porzuciłam
własne rozkminy i skupiłam się na tym, z czego był widocznie
bardzo dumny.
—
Jest wspaniała — zachwyciłam
się trochę na pokaz. Sam widok tych sprzętów nieco mnie
przerażał.
—
Lubisz ćwiczyć? Będziesz
ćwiczyć razem ze mną? — entuzjazm w jego głosie mnie zadziwiał.
Po raz pierwszy zobaczyłam w nim normalnego, młodego faceta, a nie
jakiegoś cierpiącego, zmęczonego życiem staruszka.
Nie
czekając na odpowiedz, podszedł do mnie znów i ku mojemu
całkowitemu zdziwieniu jednym zdecydowanym ruchem... rozsunął mi
bluzę. Spojrzałam na niego wielkimi oczami, chwytając za jej poły
i pokazując tym samym, że wolałam sama ją z siebie ściągnąć.
Jego
mina była jak pokerowa maska. Skołowana, to za mało powiedziane,
by określić moje samopoczucie w tamtym momencie. Gdzie się podział
Gregor wiecznie użalający się nad sobą i swoją przeszłością?
—
Postanowiłeś trenować? —
spytałam, odtwarzając w pamięci jak obiecywałam mu pomoc w
powrocie do całkowitej sprawności. Traktowałam własne słowa jak
pocieszenie w trudnych chwilach i nie sądziłam, że je zapamiętał,
a co więcej — wziął na poważnie.
—
Tak! — zawołał, biorąc ode
mnie bluzę i odkładając ją na bok. — Ćwiczę już trzeci dzień
i... cholera, znów to czuję, wiesz?! To niesamowite!
Musiałam
się uśmiechnąć, bo widok jego szczęśliwej twarzy sprawił, że
moje serce podskoczyło, a w brzuchu odżyło stado motyli, które
zawsze tak ostro wyśmiewałam. Gregor odzyskał cel w życiu,
przeszłość zostawiając w oddali.
***
Pracowałam,
angażując wszystkie ważniejsze mięśnie swojego niewyćwiczonego
ciała, albo tylko udawałam, że pracuję. Robiliśmy wszystko w
ciszy, ale nie czułam się jakoś specjalnie spięta z powodu jego
obecności. Nie zwracał na mnie większej uwagi, skupiony na własnym
odbiciu w lustrze, gdy podnosił ciężkie rzeczy, napinając
mięśnie.
Próbowałam
powstrzymać się od gapienia lub chociażby zerkania w jego
kierunku. Chciałam być dobrą wspólniczką ćwiczeń, a nie tylko
zwykłą dziewczyną, której poziom hormonów zwiastował iście
nastoletnie szaleństwo. Ogarnij się, albo uzna cię za kolejną
rozbuchaną fankę! Tak, musiałam skupić się na robocie! Tylko
jak, skoro już po godzinie opadałam z sił, a małe włoski
przykleiły mi się do czoła?
Odpoczęłam
chwilę, czego on wcale nie zauważył, wciąż siłując się ze
swoją ciężką koleżanką. Zdążyłam ochłonąć i podejść do
nowego przyrządu, którego jeszcze nigdy nie miałam okazji
podziwiać.
Stopy
położyłam w wyznaczonych miejscach, dłońmi opierając się o
wąskie drążki, idealnie dopasowujące się do mojego chwytu.
Musiałam lekko się pochylić, przez co wyginałam kręgosłup.
Napięły się mięśnie moich ud i ramion. To było... całkiem
fajne!
Podniosłam
uradowany wzrok, by przejrzeć się w lustrze i właśnie wtedy
spotkałam spojrzenie Gregora, odbijające się tuż za moimi
plecami. Natychmiast zerknęłam w bok, zawstydzona, ale nie na
długo. Ciekawskie oczy same wróciły w tamto miejsce i znów to
samo — jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, moje im
zawtórowały.
—
Może potrzebujesz pomocy? —
spytał, a ciemniejsza część mojej kobiecej duszy wywaliła jęzor
na zewnątrz, oblizując się lubieżnie.
—
Radzę sobie — bąknęłam
szybko, zeskakując z przyrządu, bo ta pozycja była dla mnie zbyt
odważna, biorąc pod uwagę to, że miałam za plecami faceta.
—
Jak uważasz.
Nie
wiedziałam co ze sobą zrobić, więc spacerowałam tylko,
przyglądając się wyposażeniu sali. Na ścianie zauważyłam małą
fotografię przedstawiającą trójkę dzieci w otoczeniu traw i
kwiatów, uchwycone podczas zabawy. Uśmiechnęłam się tylko, nie
pytając o nic, bo jednego z chłopców natychmiast rozpoznałam.
—
Musisz mieć wielkie
powodzenie... u mężczyzn — usłyszałam i byłam prawie pewna, że zmylił mnie słuch.
Spojrzałam
na niego w lustrze, nie odwracając się, by nie zauważył moich
płonących policzków, gdy dotarł do mnie sens tych słów. Miał
dziwny głos i patrzył na mnie... cholera, już dawno nikt tak na
mnie nie patrzył! Może nawet jeszcze nigdy w ten sposób...
—
Nie sądzę — odpowiedziałam
natychmiast, ciągnąc koszulkę w dół, by jak najbardziej się
zakryć. — Dlaczego niby miałoby tak być?
Musiałam
odwrócić się twarzą w jego stronę, bo stare kompleksy dawały o
sobie znać — w głębi duszy nadal byłam tą odrobinę zbyt
pulchną nastolatką, którą chłopcy wyśmiewali na szkolnych
korytarzach. Nie chciałam, żeby mnie oglądał i oceniał. Pewnie
śmiał się w myślach... on, który miał tak perfekcyjne ciało
sportowca.
Zdziwiła
mnie jego mina — wyglądał na... niepewnego? Podniósł dłonie i
zaczął kreślić w powietrzu jakieś kształty, a ja zbaraniałam,
coraz bardziej zdenerwowana.
—
Masz... no wiesz... — jąkał
się, formując coś podobnego do klepsydry, a ja zaczerwieniłam się
już po same cebulki włosów i nerwowo zaciskałam palce, chcąc
znaleźć się choć na chwilę gdzieś bardzo daleko.
—
Nabijasz się, prawda? —
spytałam ze źle maskowanym smutkiem, rozglądając się za bluzą.
— Myślisz, że jesteś zabawny czy coś?
Starym
zwyczajem próbowałam zakryć się koszulką jak najszczelniej, bo
nagle poczułam, że obrosłam dodatkowym tłuszczem, choć od ponad
dwóch lat należałam już do grona tych zdrowo szczupłych osób.
Starałam się zapomnieć przeszłe czasy, ale to wszystko było zbyt
silnie zakorzenione w mojej pamięci. Nie byłam wysoka i chuda jak
przykładowo... tylko Sandra.
—
Nie! — wyjaśnił, podchodząc
bliżej. — To miły widok, wierz mi. Mało rzeczy na tym świecie
jest w stanie przyciągnąć mój wzrok na dłużej... a im dłużej
patrzę na ciebie, tym bardziej mi się podobasz.
Odbiło
mu, czy jak? Co się z nim stało i gdzie był Gregor cierpiący na
ból istnienia? Nie miałam pojęcia czy wolałam go jako tego
starego, czy nowego. To się stało zbyt szybko i niespodziewanie, ta
kolejna przemiana.
Musiałam
wykrzesać z siebie wiele samozaparcia, gdy stanął przede mną,
hipnotyzując wzrokiem. Cholerny czaruś! Zawrócił mi w głowie ten
wariat ciemnooki i omdlewałam trochę wiedząc, że za kilka sekund
prawdopodobnie miałam wylądować w jego ramionach.
—
Gregor — wymamrotałam,
walcząc z nim głupio i odpychając od siebie, choć tak szczerze
mówiąc, to miałam ochotę przewrócić go na podłogę i bardzo
samolubnie wykorzystać. — Przestań, jest późno.
—
Co? — spytał rozbawiony, nie
zwracając uwagi na moje opory. — Jest już raczej wcześnie, jeśli
chcesz być taka dokładna.
O,
nie! Gdzie się ładował z tymi rękami? Nie byłam jeszcze gotowa
na takie poczynania, choć prawie traciłam rozum, prosząc w
myślach, żeby się nie krępował.
Krzyknęłam
cicho ze zdziwienia, gdy uniósł mnie i posadził na czymś twardym.
Nie zdążyłam zauważyć czy był to może parapet, czy coś
innego, bo objął palcami moją brodę i zmusił mnie, bym spojrzała
mu w oczy.
—
Wiem, że czujesz to samo, co
ja... To napięcie między nami — szepnął z wargami tuż przy
moich. — Tego nie można pomylić z niczym innym.
Oddychałam
przez nos, broniąc się przed całkowitym zapomnieniem. Już raz
uwierzyłam swojemu ciału i facetowi, który bardzo źle je
potraktował. Nie mogłam drugi raz popełnić tego samego błędu.
Nie chciałam znów tak dotkliwie cierpieć.
—
Czuję — wyznałam
mimowolnie, bo byłam całkowicie ogłupiona jego bliskością. —
Nie mogę...
Wtulił
twarz w moją szyję i miałam nadzieję, że nie byłam tak bardzo
zgrzana jak mi się wydawało. Cholera, akurat w takim momencie!
Musiałam go jakoś odepchnąć... albo nie, lepiej przyciągnąć go
bliżej, bo to w końcu takie przyjemne... Ratunku!
—
Jestem już całkowicie sprawny
i czekałem na to, odkąd po raz pierwszy usłyszałem twój głos,
Lena. Nie odtrącaj mnie — mruczał mi do ucha, brzmiąc bardzo,
ale to bardzo przekonująco.
Objął
dłońmi moje biodra, przysuwając mnie bliżej siebie. Nie myślałam
już jasno — nic dziwnego, że te panienki tak się do niego
wcześniej garnęły, skoro umiał tak mówić w takim momencie...
—
Gregor, ja nie jestem twoją
fanką! — wysapałam, znajdując ostatki sił, by go od siebie
odsunąć.
Jego
twarz zastygła w wyrazie zdziwienia pomieszanego z... urazą?
Prawdopodobnie przyzwyczajony był dostawać wszystko w trybie
natychmiastowym. Nie ze mną takie numery, panie skoczku wszech
czasów.
—
Nigdy mi to do głowy nie
przyszło — wyjaśnił, unosząc dłonie przed siebie w obronnym
geście. — Chciałem ci tylko... udowodnić, że zajmujesz sporą
część moich myśli. Tęskniłem za tobą, gdy odeszłaś. Czułem
się bardzo samotny i...
Wiedział,
jak rozczulić moje głupie, naiwne serce. Zeskoczyłam z... półki
na obciążniki i szybko go objęłam, całkowicie platonicznie, a
przynajmniej próbowałam.
—
Przykro mi, że musiałeś
siedzieć tu sam. Chcesz pogadać? — pytałam, bojąc się, że
niechcący uruchomiłam w nim mechanizm powrotu do do starej, biernej
postawy.
—
Chodźmy do pokoju —
poprosił, wyciągając w moją stronę dłoń i dając mi wybór.
Nie myślałam długo, tylko tę dłoń chwyciłam.
***
—
Jakie to pokrętne uczucie... —
odezwał się cicho, gdy zaraz za mną wszedł do środka. Uniosłam
brwi i odwróciłam się, by widzieć jego twarz. —... z jednej
strony chciałbym cię chronić przed całym światem, bo jesteś mi
dziwnie bliska, pomimo tego, że ledwie cię znam, a z drugiej... mam
ochotę zrobić ci krzywdę...
Przełknęłam
ślinę, nie całkiem rozumiejąc co mógł mieć na myśli —
chciałby mnie chronić, a później skrzywdzić? To było kompletnie
bez sensu. Nagle opuściła mnie cała odwaga i pewność, jakie
czułam wcześniej. Chciałam go pocieszyć, a on znów coś
kombinował.
Zatrzymał
się w drzwiach, by uczynić krok do przodu, a te zamknęły się za
nim z cichym trzaskiem. Śledził ich ruch, po czym powoli zwrócił
na mnie swoje ciężkie spojrzenie. Przechylił głowę odrobinę w
bok, przyglądając mi się przekornie i robiąc kolejny krok w moim
kierunku. Całkowicie odruchowo zaczęłam się cofać, wyciągając
dłonie za siebie w poszukiwaniu oparcia.
—
Mógłbyś... mógłbyś nie
patrzeć na mnie w taki sposób? — poprosiłam, a głos drżał mi
niczym wprawiona w ruch struna. Nie panowałam nad własnym ciałem
widząc, że się zbliżał.
Uniósł
brwi i uśmiechnął się krzywo, kącik jego ust powędrował w
górę. Oczy mu błyszczały, a z mojej perspektywy wydawały się
bardzo ciemne, prawie całkiem czarne.
—
Jaki sposób? — spytał,
chyba celowo zniżając głos.
Mój
oddech znacznie przyśpieszył w reakcji na ten szczególny ton oraz
na bliskość, bo dzieliły nas już tylko centymetry. Był ode mnie
sporo wyższy. Wiedziałam, że był też silny. Podobało mi się
to.
—
Jakbyś chciał mnie zjeść,
czy coś — mój szept poniósł się po pomieszczeniu niczym ulotne
westchnienie, a ja natychmiast się zawstydziłam. To nie miało
żadnego sensu, choć przyciąganie, które czułam, musiał czuć i
on. Mówił o nim już wcześniej.
—
Może i chciałbym... —
zawiesił głos, gdy moje plecy dotknęły zimnej ściany. —... jak
sądzisz?
Nie
mogłam się już dłużej cofać, więc uniosłam brodę wysoko,
stawiając czoła temu zmienionemu Gregorowi, który najwidoczniej
miał wobec mnie bardzo nieczyste zamiary. Walczyłam z silną pokusą
wyjścia naprzeciw własnym pragnieniom, które wzmogły się jeszcze
bardziej, gdy dowiedziałam się, że był całkowicie sprawny.
Na
swoje usprawiedliwienie nie miałam kompletnie nic — podobał mi
się już wcześniej, jeszcze na wózku, gdy tak gniewnie próbował
mnie od siebie odepchnąć. Nie byłam już małą dziewczynką i
umiałam nazwać własne pragnienia, a po tym jak zachowywał się
on, mogłam stwierdzić, że jego były dokładnie takie same.
Podszedł
na tyle blisko, że nie dzieliło nas już nic, poza warstwą ubrań.
Unieruchomił mnie, dotykając dłonią mojego brzucha, a ja
wciągnęłam powietrze, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Widziałam dokładnie miejsca, które trafiła pięść Thomasa,
wciąż jeszcze sine. Sama nie wiem dlaczego, ale te obrażenia
dodawały mu tylko uroku.
Chrzanić
to, idę na całość! — pomyślałam w momencie, w którym
powiódł palcem po mojej dolnej wardze, naciskając lekko, a później
zmysłowo otarł się o nią ustami, prosząc o pozwolenie, które
natychmiast dostał...