***
Postanowił
obudzić się już na dobre i udawać nieświadomego — być może
chciał przekonać się, że wyolbrzymiał wszystko, oczywiście
oprócz zachowania Sandry i Thomasa, albo upewnić się, że jego
rodzina była całkowicie inna, niż sądził.
Całe
szczęście, że wyszedłem z tego upadku bez większego szwanku —
myślał, uwalniając się ze skórzanej uprzęży, która
unieruchamiała jego twarz. Nie mógł wiedzieć ile wysiłku włożyli
ratownicy medyczni w jego reanimację, ani tego, że w pewnym
momencie był już jedną nogą w tym lepszym, prostszym świecie
niebytu.
Odetchnął
z ulgą, gdy wreszcie wyswobodził się całkowicie i mógł
podciągnąć się na łokciach nieco do góry. Pokój był jasny i
pusty, wszyscy gdzieś wyszli.
Po
chwili jednak usłyszał ludzi wchodzących do środka. Zamknął
oczy i opadł na poduszki — nie mógł się powstrzymać od
podsłuchiwania. Kroki ucichły, czuł obecność, ale wszyscy
musieli zgromadzić się dalej, pewnie przy oknie.
—
Będzie mógł chodzić bez
problemów? — spytała zaniepokojona Angelika, a on skrzywił się,
bo nie wiedział czy naprawdę martwiła się o niego, czy o
sprawność maszynki od kasy.
—
Mogę państwa zapewnić, że
tak — odezwał się rzeczowo męski głos, a w tle zaszeleściły
przewracane kartki. — Nie wolno mu się nadwyrężać. Pół roku
rehabilitacji w jakimś dobrym ośrodku plus szczególna opieka przed
jakimkolwiek upadkiem. Proszę pamiętać, że wasz syn tylko cudem
uszedł z życiem, więc tak dobre wyniki w tak krótkim czasie są
jak błogosławieństwo. Musieliście szczególnie mocno wierzyć w
niego. Podziwiam waszą wytrwałość i siłę jego organizmu.
Nastąpiły
podziękowania, wydmuchiwanie nosów i śmiechy ulgi. Zbliżyli się,
więc otworzył oczy, wprawiając ich w najwyższe uniesienie. Byli
tam wszyscy — brakowało tylko najmłodszego, Lucasa.
Pozwolono
mu podnieść się nieco, pół leżał więc, otoczony przez
najbliższych, na których patrzył obojętnie, bo wcale ich już nie
poznawał. Szczególną ignorancją darzył Sandrę, która tłumiła
łzy, ściskając w dłoni swoją komórkę. Był niemal pewien, że
płakała, bo miała nadzieję, że jednak się nie obudzi...
—
Gdzie Lucas? — spytał z
zainteresowaniem, bo niecierpliwie oczekiwał przybycia osoby, która
pozostawała mu bliska, choć wcale nie było pewne czy w ogóle byli
braćmi. — Był tu, gdy spałem?
Angelika
spojrzała na swojego męża, dając mu do zrozumienia, by w żadnym
wypadku nie zabierał głosu. Posłuchał pokornie, jak zwykle.
Stałe, wyblakłe już nieco, poczucie winy wciąż kazało mu uginać
się przed nią, by wynagrodzić jego stare grzechy.
—
Twój brat wyjechał na kilka
dni do Niemiec — poinformowała Gregora obojętnym tonem.
Skrzywił
się i nie porzucił tematu, tak jak się spodziewała.
—
Do Niemiec? Po co? — spytał,
zaniepokojony.
—
Na testy.
Opowiedziała
mu piękną historię nowego sponsora Lucasa, który proponował
wielkie pieniądze za współpracę. Niestety, ani słowem nie
wspomniała Gregorowi, że firma ta wcześniej promowała właśnie
jego i zobowiązania przerzucono na młodszego brata, by uniknąć
sądów. Nie dowiedział się także tego, że Lucas przestał
trenować saneczkarstwo dobre trzy lata wcześniej i od tamtej pory w
tajemnicy uprawiał skoki.
***
Wypisano
go ze szpitala w pewien ciemny, bardzo ponury dzień, gdy śnieg
sypał gęsto i paraliżował ruch na wszystkich drogach. Spacerował
po pokoju, czekając na powrót rodziców, którzy mieli zabrać go
do domu. Odczuwał dyskomfort w nogach, ale tylko lekki, nie
przeszkadzał mu on w chodzeniu. Zginał kolana, poruszał palcami —
wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do całkowitego
wyzdrowienia.
Patrząc
przez okno na szalejącą wichurę, myślał o tym kiedy powróci na
skocznię, by wznowić treningi. Bieżący sezon był już stracony,
ale kolejny zbliżał się wielkimi krokami.
Najgorsze
było to, że nie pamiętał wcale momentu upadku — ostatnim jego
wspomnieniem była panorama widoczna ze szczytu skoczni, gdy
oczekiwał na ruch chorągiewki. Tyle. Ciemność, całkowita i
nieprzewidywalna. Nie dawało mu to spokoju, dręczył się ciągle
myślami, że można było tego uniknąć. Wznosiłby wtedy pięść
w górę, tak jak lubił, a na jego szyi wisiałby złoty medal
olimpijski, którym tak bardzo cieszył się ten skaczący tuż za
nim przez większość sezonu.
Włożył
na siebie kurtkę, po raz kolejny sprawdzając czy dobrze wyglądał
— wiedział, że prędzej czy później dziennikarze wytropią go i
napadną, jak to zwykle bywało. Nie chciał dać im powodów do
zadowolenia. Musiał wyjść z podniesioną głową, jak prawdziwy
mistrz!
Drzwi
szczęknęły cicho, więc odwrócił się w tamtym kierunku. Sandra
się zmieniła — już nie była taka piękna, jak mu się wcześniej
wydawało. Może właśnie to, że przyłapał ją na zdradzie
sprawiło, że wreszcie spadły mu klapki z oczu? Patrzył na nią i
jedyne czego chciał, to wymiotować — długo, aż odczułby w
środku całkowitą pustkę.
—
Jak się czujesz, kochanie? —
spytała, podchodząc blisko, a jego uszu nie uszło, że przy
ostatnim słowie dziwnie załamał jej się głos.
Odkaszlnęła,
udając, że nic się nie stało i podniosła ręce do jego twarzy,
całując go prosto w usta. Nie pozwolił sobie na skrzywienie i
wytrzymał pieszczotę, jednak jego wargi pozostały nieruchome i
obojętne.
—
A jak byś się czuła na moim
miejscu? — odpowiedział pytaniem na pytanie, ucinając temat i
odwrócił się z powrotem w stronę okna.
Nie
naciskała. Chciała by był w dobrym humorze, bo miała zamiar
oświadczyć mu, że będzie miał gościa. Długo myśleli nad tym
ruchem — ona i Thomas — aż zdecydowali, że lepiej będzie
kontynuować romans w tajemnicy przed wszystkimi. On miał partnerkę,
ona Gregora. Mogli żyć szczęśliwie, zachowując się całkowicie
normalnie i pozostawiając ich w nieświadomości.
—
Chciałbyś może się z kimś
zobaczyć? — zaczęła, wkładając w tą kwestię tyle radości,
że zdołała go zainteresować.
Pomyślał
o Lucasie — może przywiozła go ze sobą?
—
Pewnie — rzucił tylko,
czekając. Usiadł na łóżku, by dać nadwyrężonym nogom odrobinę
spoczynku.
Oddaliła
się, by zajrzeć przez drzwi. Zawołała do kogoś cicho, więc
widocznie ten ktoś przez cały czas trzymał się blisko i czekał.
Gregor śledził jej ruchy, pocierając dłońmi o kolana. Nie mógł
się doczekać, by uściskać brata. Obaj wrócili z dalekiej drogi —
młodszy z Niemiec, a on sam z zaświatów.
—
Dobrze widzieć cię w jednym
kawałku, stary — odezwał się Thomas, wślizgując się do
środka, a Gregor zaniemówił.
Patrzył
na niego szeroko otwartymi oczami i uwierzyć nie mógł, że byli aż
tak bezczelni! Żeby po tym wszystkim... przyłaził znów do tego
pokoju i jeszcze zachowywał się jakby nic się nie stało. Robili z
niego głupca... Kompletnego jelenia! Złość zawrzała w nim,
niczym lawa w jądrze wulkanu i tylko sekundy dzieliły go od
wybuchu.
—
Ty! — zawarczał, podnosząc
się z miejsca.
Sandra,
która natychmiast zwęszyła co się działo, wbiegła przed Thomasa
i usiłowała zasłonić go własnym ciałem. Odepchnął ją
brutalnie. Zaszlochała głośno, ale oni jej nie słyszeli. Gregor
wpatrywał się w blondyna wzrokiem, którego nie powstydziłby się
sam bazyliszek. Napięcie dosłownie krzesało iskry, które
trzaskały w powietrzu.
—
Ty skurwielu! — dodał,
kilkoma krokami zrównując się z Thomasem i popchnął go z całą
mocą, na jaką było stać jego osłabione brakiem treningu mięśnie.
— Dobrze ci było?
—
O czym ty mówisz? — Thomas
silił się na spokój, odzyskując równowagę i stając w obronnej
pozie. — Musisz się uspokoić, zaszkodziły ci leki.
Gregor
dobrze wiedział, że to, co widział nie było wcale senną marą
ani halucynacją wywołaną lekarstwami. Tracił panowanie nad
złością, co było jego największą wadą, skrywaną głęboko i
dokładnie przed wszystkimi. Tylko Sandra wiedziała jak było
naprawdę — jeden jedyny raz poczuła jego gniew na własnym ciele
i dlatego w tamtym momencie pozostała w miejscu, siedząc na
podłodze tam, gdzie upadła, odepchnięta przez Thomasa.
—
Mogłem umrzeć... — wydusił
Gregor, dławiąc obrzydzenie. — Mogłem już nigdy się nie
obudzić, a ty posuwałeś moją kobietę... przy moim szpitalnym
łóżku? Kim ty jesteś?
Sandra
szlochała głośno, załamując dłonie i kiwając się w przód i w
tył. Thomas patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, tracąc
zdolność mówienia. Nie miał pojęcia co zrobić — nie
spodziewał się, że Gregor wiedział o wszystkim.
—
Widziałeś nas? — spytał ze
zgrozą, całkowicie się zapominając.
Brunet
roześmiał się histerycznie, zaciskając pięści.
—
Widziałem, słyszałem a nawet
czułem... chce mi się rzygać za każdym razem, gdy ta dziwka
dotyka mojej skóry. Chciałbym... chciałbym...
—
To nie było tak jak myślisz...
— przerwał mu Thomas, widząc, że tamten nie mógł wydusić z
siebie kolejnych słów. — Wszystko stało się tak niespodziewanie
i...
Zamilkł,
widząc minę Gregora. Minęło kilka sekund, zanim zdążył
zareagować, ale ten już mierzył do niego z pięści i po chwili
palący ból rozlał się po policzku Thomasa, wyciskając strumień
gorącej krwi z jego nosa i sprawiając, że chwilowo stracił
równowagę.
—
Tego też się nie
spodziewałeś, co? — krzyknął Gregor, rzucając się na niego i
niemiłosiernie okładając pięściami całe jego ciało.
Sandra
wrzeszczała głośno w nadziei, że ktoś z obsługi szpitalnej
usłyszy ten harmider i przybiegnie z pomocą. Ona sama nie była w
stanie się podnieść — świadomość tego, że Gregor wiedział o
wszystkim, pozbawiła ją wszelkich sił. Wszystko przepadło:
kariera, pieniądze i miłość.
Gregor
miał przewagę. Znajdował przyjemność w głuchych okrzykach bólu
swojego byłego przyjaciela. Chciał go zabić.
—
Nie rusza się rzeczy
Schlierenzauera — wycedził, robiąc pauzę na uderzenie po każdym
słowie. — Nie... rusza... się...!
Nie
wiadomo co stało się później — czy to Gregor, osłabiony długą
rekonwalescencją i nadmiernym stresem, stracił energię, czy może
Thomas nagle odzyskał panowanie nad ciałem, ale nagle role się
odwróciły i to on zaczął bić Gregora. Uderzał mocno i celnie,
choć wiedział, że nie powinien. To był szał, znany jedynie
młodym mężczyznom. Chęć dominacji i zwycięstwa w pojedynku,
pomimo konsekwencji. Coś poszło nie tak — zapamiętali w bójce,
nie zauważyli, że niebezpiecznie zbliżyli się do aparatur i
urządzeń stojących pod ścianą. Wystarczył jeden ruch, mocne
pchnięcie... Gregor wpadł na maszyny, uderzając w nie z całym
impetem ciała, po czym padł na podłogę, a sprzęt —
ciężki, masywny — wylądował na jego nogach, wywołując ból
tak okropny, że natychmiast zabrał mu świadomość.
LENA
***
Jedyne,
co zdołałam zrobić, to cofnąć odrobinę nogi, gdy Gregor
przemknął obok mnie szybkim krokiem i ruszył w stronę Thomasa,
który właśnie znikał za drzwiami pamiętnego pokoju.
Podniosłam
zdezorientowane spojrzenie na Sandrę, szukając w jej wzroku
jakiegoś świadectwa tego, że mogła jakoś wytłumaczyć mi tą
sytuację... ale ona była równie jak ja zdumiona, jeśli nie
bardziej. Widziałam jej strach... czułam go, bo sama także
zaczęłam się bać.
On
chodził... przez ten cały czas był sprawny i zdrowy, oszukując
ich wszystkich, a także mnie. Tylko dlaczego? Po co? Co było
powodem tego, że przez tyle dni siedział zamknięty w pokoju,
udając kalekę?
Podniosłam
się do pionu, mimo ostrych zawrotów głowy i zostawiłam stojącą
jak słup Sandrę, udając się w stronę drzwi od pokoju z trofeami.
Musiałam iść wzdłuż ściany, bo równowaga całkowicie mnie
zawodziła. Chwiejnie dotarłam tam i wkroczyłam, jak się później
okazało, na pole regularnej bójki.
Najpierw
usłyszałam przeraźliwy brzdęk, a później dopiero zobaczyłam,
że przezroczysta gablota, która skrywała wszystkie świadectwa
kariery Gregora, rozprysła się w drobny mak, gdy obaj uderzyli w
nią, złączeni w brutalnym uścisku.
Malutkie
kawałki szkła sunęły po śliskiej i gładkiej podłodze, a kilka
z nich z cichym szelestem uderzyło w moje buty. Schyliłam się, by
podnieść jeden, nie wiadomo po co...
—
Mówiłem ci, że zginiesz,
jeśli jeszcze raz odważysz się przekroczyć próg mojego domu! —
ryknął Gregor, zakładając Thomasowi ramię pod brodę w taki
sposób, że tamten mógł jedynie wygiąć się rozpaczliwie i
walczyć o oddech. — Znów ją pieprzyłeś, mam rację?
Patrzyłam
na nich z prawdziwym przerażeniem, bo po raz pierwszy w życiu byłam
świadkiem takiego starcia. Gregor miał przewagę — był wyższy i
widocznie silniejszy, choć to właśnie Thomas wydawał mi się
lepiej zbudowany. Szarpali się i oddychali głośno, blondyn prawie
już rzęził.
Nie
miałam pojęcia co zrobić — rozpłakać się, jak przystało na
dziewczynę, czy rzucić między nich, choć mogłam ucierpieć, i to
bardzo. Mrugałam szybko, wyciągając nogę do przodu, by zrobić
krok i natychmiast ją cofałam, opierając się na klamce.
—
Nie zrozumiesz tego... —
wycharczał Thomas, ściskając dłońmi silne ramię Gregora, lecz
ten wpadł w jakiś rodzaj szału i zamiast puścić go, jeszcze
bardziej wzmocnił nacisk.
—
Masz rację. Masz cholerną
rację, bo ja nigdy w życiu nie zabrałem się za obracanie twojej
laski! — cedził słowa jakby były czymś wyjątkowo paskudnym. —
Jesteś chory i dobrze o tym wiesz! Wszyscy wiedzieliśmy.
Nic
z tego nie rozumiałam, ale coraz bardziej niepokoiła mnie słabość
w głosie Thomasa — dusił się, to było bardziej niż pewne i w
każdej chwili mógł stracić przytomność. Choć byłam całkowicie
zdegustowana jego zachowaniem i zawiedziona tym, jaką osobą się
okazał, to nie zmieniało faktu, że na moich oczach atakowany był
człowiek, a ja nie robiłam dosłownie nic!
—
Miłość to... nie choroba...
Gregor! Tylko ty tak myślisz... — wyszeptał Thomas, a w sekundę
później jego ciało zwiotczało dziwnie, nogi się ugięły i padł
na podłogę, między kawałki szkła oraz porozwalane puchary.
Właśnie
ten moment wybrałam sobie na wybuch niepohamowanych łez i panikę.
Widząc nieruchome ciało blondyna, który wyglądał na nieżywego,
zaczęłam zanosić się szlochem i podskakiwać w miejscu jak
szalona. Niech on nie będzie martwy... niech on nie będzie martwy!
— prosiłam w myślach.
Podniosłam
wzrok. Gregor poruszał palcami, zaciskał pięści i zginał ręce w
łokciach, wciąż patrząc na swoją ofiarę. Nagle spojrzał na
mnie, jakby dopiero zauważył, że byłam w tym samym pomieszczeniu.
Nie wiem co zobaczył — przerażoną, rozdygotaną dziewczynę,
która miała twarz upapraną krwią czy kolejny obiekt swojej żądzy
mordu — ruszył w moją stronę, wyciągając dłonie.
Wytrzeszczyłam oczy, a serce podeszło mi do gardła. Nie znasz
go... — piszczał głos rozsądku, każąc mi jak najszybciej
uciekać. Nie zrobi ci krzywdy, przecież to Gregor — tak sądziła
druga strona, ta uczuciowa, zupełnie przez niego opanowana.
—
Nie zbliżaj się! —
zawołałam głośno, a zgroza w moich głosie była doskonale
słyszalna, nie mogłam ukryć tego, że cholernie się go bałam. —
Ani kroku dalej...
Zatrzymał
się, ślizgając na szklanych odłamkach i nie spuszczał ze mnie
tego mrocznego wzroku, który przerażał, równocześnie
hipnotyzując. Oddychałam tak głośno, że w uszach słyszałam
jedynie szybki świst powietrza. Robiło mi się słabo.
—
Lena — powiedział miękko i
cicho, głosem delikatnym jak aksamit, a ja zamknęłam oczy, bo jego
ton poruszył moje wnętrze jak żaden inny. Cholerny psychopata!
—
Jesteś...
jesteś... — jąkałam się, przełykając łzy. Dokazywałam
palcem, ale wcale nie pomogło mi to w ułożeniu zdania. — To
było...
—
Boli?
— usłyszałam tuż przed sobą, więc gwałtownie otworzyłam oczy
i chciałam cofnąć się do tyłu, ale objął mnie mocno zanim
zdążyłam zareagować. Szarpnęłam się, a Gregor nie odpuścił.
Podniósł dłoń do mojej twarzy, na co patrzyłam rozbieganym
wzrokiem, by dotknąć czoła. Przesunął czubkami palców po
opuchniętej skórze i dopiero wtedy poczułam jak rozległe były
moje obrażenia. Jęknęłam boleśnie, tym razem jeszcze mocniej
zaciskając powieki i całkowicie się poddając.
—
Przepraszam
— szepnął, więc pokręciłam głową.
Drżały
mi wargi, a łzy ciekły po policzkach. Musiałam wyglądać
okropnie, ale w tamtym momencie miałam to gdzieś, bo właśnie
byłam... w pieprzonym szoku!
—
Przepraszam
— powtórzył i poczułam, że się nachylił, więc szeroko
otworzyłam oczy, uderzając tyłem głowy w twarde odrzwi.
Jego
usta musnęły moje czoło kilka razy — nie było w tym dotyku
żadnej namiętności, a raczej chęć ulżenia mi w bólu. Takie
pocałunki składa matka, gdy dziecko nabije sobie siniaka.
Rozczuliło mnie to do tego stopnia, że kompletnie zapomniałam
sprać go za wierutne kłamstwo jakiego się wobec mnie dopuścił.
Powinnam była założyć nogi za pas i zwiewać jak najprędzej, ale
nie mogłam.
—
Wytłumaczysz
mi wszystko? — spytałam, becząc jak jakaś frajerka. Nie mogłam
się powstrzymać. Musiałam się poużalać — nad sobą, nad nim i
nad tym okropnym domem, który był świadkiem tak pokręconych
zdarzeń.
Pokiwał
głową, patrząc mi prosto w oczy i wiedziałam, że tym razem
będzie całkowicie szczery. Gdy jego chłodne dłonie przesunęły
się wzdłuż moich rąk, muskając drżące ramiona i znalazły
miejsce, obejmując mokre policzki, nie protestowałam. Pozwoliłam
się pocałować i oddałam mu wszystko z nawiązką, bo pomimo tego,
że był widocznie chwiejnym umysłowo i skorym do przemocy brutalem,
chyba się w nim zakochałam.