Paskudna śnieżna breja przesiąkła przez materiał moich dżinsów, a ja nawet nie zauważyłam, że marznę. Klęczałam w wysokiej, topniejącej zaspie i gapiłam się w dal. Chętnie zanurzyłabym w śniegu także i głowę, ale się powstrzymałam. Wokół mnie zgaszony szarością świat tonął w strugach marznącego deszczu, czułam krople na twarzy, ramionach. Woda ściekała powoli w dół, lekko mocząc mi bluzkę.
Co ja zrobiłam? Zagryzałam wargi prawie do krwi, nie będąc świadomą bólu, ponieważ to znów się działo... Nie tylko Gregor skrywał w sobie otwarte rany. Jego były jedynie świeższe, co nie znaczy, że mniej bolały...
***
Gdy wróciłam do zaciemnionej sypialni, Gregor siedział na wózku przykryty kocem i... czytał. Uniosłam brwi. Czyżby chwilowo odrzucił laptopa i wałkowanie filmików o upadkach na skoczni? Niebywałe!
Byłam jeszcze nieźle zażenowana poprzednim... zajściem, do którego między nami doszło, ale postanowiłam zachować się profesjonalnie i całkowicie je zignorować. Wyszło, jak wyszło. To był przypadkowy pocałunek i coś podobnego nie miało prawa się powtórzyć. Tylko dlaczego zrobiło mi się smutno już na samą myśl?
Podniósł głowę znad lektury i obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem. Jak miło... Nikły blask lampki nocnej oświetlał lekko jego twarz. Nie był w dobrym humorze, co zdawało się być całkowicie zrozumiałe, jeśliby wziąć pod uwagę wcześniejsze wydarzenia i te melodramatyczne sceny, które miały miejsce.
Przemierzyłam dzielącą nas odległość, a on wciąż nie spuszczał ze mnie beznamiętnego wzroku. Czułam rumieniec rozlewający się po policzkach i wcale mi się to nie podobało. Nie chciałam żeby Gregor domyślił się istnienia tej tajemniczej mocy, jaką nade mną miał. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak musi czuć się zwierzę, gdy skupia się na nim uwaga potężniejszego drapieżnika. Tak właśnie wyglądało to w moim przypadku - instynkt kazał zwiewać, a głupia ciekawość popychała prosto w paszczę smoka.
- Czas spać - odezwałam się, doskonale maskując wstrząsające mną dreszcze.
Odłożył książkę na stolik i zbliżył się do mnie. Wbiłam spojrzenie w kraciasty wzór koca przykrywającego mu kolana. Powinnam się ogarnąć, i to jak najszybciej!
- Jak wrócisz... do siebie? - spytał i to coś w jego głosie sprawiło, że uśmiechnęłam się z niedowierzaniem. Troska. Tak, to była troska. Zainteresowanie.
- Przyjaciółka po mnie wpadnie - skłamałam gładko.
Zastanowił się przez chwilę.
- Opowiedz mi o niej.
Zdziwiłam się i nawet nie próbowałam dopuszczać do siebie tej natrętnej myśli, że celowo przedłużał mój pobyt w willi. Przysiadłam na rogu łóżka i po prostu zaczęłam mówić. Słuchał, naprawdę mnie słuchał, a ja śmiałam się cicho, opisując wygląd i wszystkie przymioty kochanego rudzielca. Wiedziałam, że moje oczy głupio błyszczały w świetle lampki, ale zawsze, gdy myślałam o kimś, kto był dla mnie szczególnie ważny, wszelkie uczucia jasno malowały mi się na twarzy i można w niej było czytać jak w księdze. Byłam całkowicie szczera i nie idealizowałam Duni - dowiedział się nawet tego, że zawsze mobilizowała mnie do odchudzania, stosując przeróżne diety, po czym wyciągała do kawiarni na najlepsze ciastka w mieście.
- Wygląda na to, że dobrze trafiłaś - rzucił głucho, gdy skończyłam.
Zrobiło mi się głupio. Paplałam w najlepsze o naszych babskich głupotach, podczas gdy on znów nie miał przy sobie nikogo. Na wspomnienie tej... Sandry odruchowo zaciskałam zęby - jak ona mogła! Przecież była mu potrzebna, nie wspominając o samej matce, która także się ulotniła. No tak, maszynka do zarabiania pieniędzy chwilowo była bezczynna, więc po co się przy niej krzątać?
- Rzeczywiście - stwierdziłam, nie spuszczając z niego wzroku przepełnionego niepokojem. - Ty także mogłeś trafić gorzej. Piękny dom, pieniądze... - pokiwałam głową z uznaniem. - Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.
Nachylił się jeszcze bliżej, prawdopodobnie wyglądaliśmy jak kapłan i wierna podczas spowiedzi. Spięłam się cała, a chęć ucieczki była ogromna. Nie tak blisko! Odsuń się, proszę...
- Uważaj czego sobie życzysz - szepnął, a jego ciepły oddech połaskotał mnie w ucho.
- Nadmiar forsy zmienia ludzi i wydobywa z nich to, co najgorsze. Odczułem to na własnej skórze.
Serce łomotało mi jak mały ptaszek uwięziony w klatce na wspomnienie napięcia z jakim do mnie przemówił. Odsunął się już, a wraz z tym powrócił mój zapomniany oddech. Przyłożyłam dłoń do szyi, a pod palcami szaleńczo galopował puls.
- Opowiedz mi - poprosiłam z przejęciem.
Potrząsnął głową.
- Jestem śpiący - ogłosił, zapominając o wszystkim i już wiedziałam, że niczego więcej się nie dowiem.
***
Posłałam mu łóżko, odrobinę szydząc w myślach z własnego położenia - oto z namiastki przyszłego psychologa stawałam się również i służącą. Wkrótce jednak doszłam do wniosku, że cieszyło mnie to. Doznawałam dziwnego uczucia radości, gdy z niemałą wprawą poprawiałam poduszki tak, by później było mu wygodnie. Dyskretny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Byłam komuś potrzebna i świetnie dawałam sobie z tym radę - tak, to było coś pokrzepiającego.
- Jak sypiasz? - spytałam, otrzepując zagłówek. Chodziło mi o konkretne ułożenie podczas snu. Niektórzy ludzie robili z tym wielkie problemy.
- Na leżąco - odparł, a jego głos aż ociekał sarkazmem.
Gdy się odwróciłam, zapadła nerwowa cisza. On patrzył na mnie, a ja na niego. Siedział nieporuszony, jednak ja, urodzona obserwatorka, zdążyłam zauważyć, że kurczowo zaciskał dłonie na poręczach, a mięsień na jego szczęce drgał przy każdym ciężkim oddechu.
- Gotowe - objaśniłam i zapraszająco wskazałam na łóżko.
Oderwał wzrok od mojej twarzy i także spojrzał w tamtym kierunku.
- Obróć się - mruknął, podjeżdżając bliżej.
Posłuchałam, bo żaden opór nie miał sensu, gdy chodziło o patrzenie na jego niepełnosprawność. Nie chciał pokazywać swojej słabości, nie oswoił się ze mną do tego stopnia, bym mogła patrzeć na niezgrabne próby wstania z wózka.
Posłusznie stałam plecami do niego, a serce pękało mi odrobinę za każdym razem, gdy moich uszu dochodził nerwowy jęk, czy cichy okrzyk bólu. Zmarszczka na moim czole pogłębiała się, zagryzałam też dolną wargę i wbijałam paznokcie we wnętrza dłoni - chęć pomocy była tak silna, że ledwo nad sobą panowałam.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytałam cicho, gdy metalowe zawiasy zaczęły przeraźliwie skrzypieć.
- Nie - rzucił z paniką w głosie.
Na krótką chwilę wszystko ucichło - dałabym sobie rękę uciąć, że w tamtym momencie wywiercał mi dziurę w plecach, patrząc czy przypadkiem się nie odwrócę. Zamknęłam oczy, próbując uspokoić oddech. Powróciło stękanie i szamotanina. Coś trzasnęło donośnie, sprężyny łóżka zaprotestowały, a ja odetchnęłam z ulgą. Udało mu się.
- Już - ogłosił.
Miał na sobie krótkie spodenki. Patrzyłam w milczeniu, lekko się uśmiechając, lecz tak naprawdę miałam wielką ochotę głośno płakać na widok jego długich nóg bezwładnie spoczywających na kołdrze. Brak bandaży i opatrunków odsłonił liczne blizny i zasinienia na skórze. Nie mogłam oderwać wzroku, choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam gapić się w ten sposób, bo mógł wyczuć moje przerażenie. Co by było gdyby zrozumiał to opacznie? Gdyby pomyślał, że brzydzi mnie jego ciało? Przecież było... całkowicie na odwrót.
- Życzę ci miłych snów - oznajmiłam przyjaźnie, marząc by jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Kilka kroków i chwytałam klamkę, czując niesamowitą ulgę z jednej strony, ale z drugiej... już za nim tęskniłam.
- Zostaniesz ze mną? - usłyszałam zza pleców, więc musiałam się zatrzymać.
- Już późno - odparłam.
Miałam nadzieję, że rozumiał porę i okoliczności. Miałam przed sobą długą drogę, nawet jeśli myślał, że przyjedzie po mnie Dunia. Musiałam wracać zanim miasto pogrąży się w kompletnej ciemności. Musiałam uciekać zanim kompletnie... zawładną mną głupie uczucia.
- Na noc. Zostań tu... na noc.
***
Nie mam pojęcia ile zdradzała mimika mojej twarzy, gdy odruchowo zrobiłam dwa kroki w stronę łóżka. Myśli galopowały niezwykle szybko. O mój Boże!
- Co? - spytałam, modląc się by mój nagle schrypnięty głos nie przeszedł w pisk.
- Połóż się - poprosił spokojnie, wskazując miejsce obok siebie, na co ja jeszcze bardziej wytrzeszczyłam oczy. Otwierałam i zamykałam usta jak ryba wyciągnięta z wody. Zabrakło mi języka w gębie. Co on właśnie powiedział? Czego chciał? Jasny gwint, spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, co przed chwilą opuściło jego usta!
- Nic ci przecież nie zrobię, jeśli o to chodzi. Technicznie rzecz biorąc, nie dam rady - wypalił, opacznie rozumiejąc moją zaszokowaną minę.
Uśmiechnął się pobłażliwie, ale nie bez gorzkiej nuty, co świadczyło o tym, że chyba brakowało mu... bliskich kontaktów z kobietą. Urwałaś się z choinki, kretynko? Jak ma mu nie brakować? To młody, normalny facet!
Wiedziałam, że przepadłam. Na miękkich nogach podeszłam jeszcze bliżej i wdrapałam się na łóżko. Starałam się nie myśleć o przygaszonym świetle i upominaniach babci dotyczących moralności. Pamiętaj, Lenko - mówiła - z facetami dyskutuj tylko w pozycji pionowej, inaczej spuchniesz.
Przyłożyłam głowę do poduszki, leżeliśmy twarzą w twarz, a ciszę panującą w pokoju zakłócał jedynie szumiący za oknem wiatr. Nerwy miałam napięte jak struny, dłonie mi się pociły i ogólnie czułam potrzebę ucieczki. Znowu! Dlaczego ciągnęło mnie do niego jak ćmę do światła, a jednocześnie chciałam wiać gdzie pieprz rośnie?
Nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja niepewnie odwzajemniałam spojrzenie. Napięcie aż piszczało i byłam ciekawa czy on także je czuł. Wyraz jego twarzy kompletnie nic mi nie mówił.
- Zabroniłem ci oddychać? - zamruczał miękko, ale z wyrzutem. Po raz pierwszy w życiu byłam tak dokładnie świadoma reakcji własnego ciała i nie napawało mnie to optymizmem. Gregor mącił mi w głowie, nawet się o to nie starając. Głupia jesteś i tyle.
- Bywasz czasami przygnębiona?
Czekałam na wybuch złości, a nawet to, że nagle się na mnie obrazi i odwróci się bez słowa. Ciągle mnie zaskakiwał. Zastanowiłam się, bo nie chciałam wyskoczyć z czymś durnym, jak to miałam w zwyczaju. Powoli się odprężałam. Ogarniała mnie senność.
- Nie - odparłam. - Teraz już nie.
Kiedyś, jeszcze jako nastolatka, przeżyłam coś... silnego i innego. Gdy się skończyło, byłam przygnębiona, więc doskonale znałam znaczenie tego słowa. Całkowity bezsens, niemożność podjęcia jakiegokolwiek zajęcia, które wydawałoby się pożyteczne, melancholia. Przeszłam przez to wszystko... Dlatego uciekłam na studia do obcego kraju. Nie mogłam dłużej stąpać po ziemi, na której mną wzgardzono, szydząc z naiwności młodej, niedoświadczonej dziewczyny.
- Wiesz gdzie umiejscawia się smutek? - szepnął, niespodziewanie chwytając moją dłoń, a ja prawie pisnęłam z zaskoczenia.
Najpierw przyłożył ją sobie do czoła, zaciskając chwilowo powieki, a później do miejsca, pod którym biło serce. Ciało miał rozgrzane jak w gorączce. Znów przestałam oddychać.
- Bezsilność. To tak bardzo boli.
Nie wiem, czy na moją reakcję większy wpływ miał zbolały głos, czy okropny smutek malujący się grymasem na jego twarzy, ale po chwili... po prostu objęłam go ramionami i mocno przytuliłam. Tak dobrze go rozumiałam! Jedno słowo, wiele znaczeń.
Spiął się cały, poczułam to doskonale, a palce zacisnęły się na moim przedramieniu w obronnym geście. Chyba nawet nie oddychał. Zaczynałam żałować swojego gwałtownego, nieprzemyślanego odruchu - bałam się odrzucenia i tego bólu, który następował bezpośrednio później - gdy Gregor nagle głośno wypuścił powietrze i się rozluźnił.
- Mówiłem już, że nie lubię, gdy dotyka mnie ktoś obcy? - wymamrotał z nosem wciśniętym w moje włosy. Zapłoniłam się po same uszy i chciałam się odsunąć, ale natychmiast mnie powstrzymał.
- Ty już nie jesteś obca - powiedział z mocą i otoczył mnie ramieniem.
Zasnęliśmy w ciszy, jak dwoje samotnych dzieci, którymi niestety nie byliśmy. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze...
O mamuniiooooooo!
OdpowiedzUsuńJak nostalgicznie, ale jakże przyjemnie! :)
Nie mam się tutaj czego przyczepiać, a opisy tutaj no po prostu wooooooooooow!
Gregor i powolne otwieranie się. On pod koniec ewidentnie zalatuje mi Szarym :P
Będę się rozpływać nad rozdziałem, aż do następnego! :)
Nieee... żadnego Szarego się tu nie doszukuj, wolałabym nie wzorować się na tego typu literaturze :P Dziękuję za komentarz :*
OdpowiedzUsuńAle to brzmi niemal identycznie :d Nie dotykaj mnie :P, zjeżdżaj z mojego terytorium cielesnego :P
OdpowiedzUsuńMoja droga, twórczość p. od FSG jest poniżej poziomu twojego. Nie umywa się!
Gdybym miała wydać książkę i czytać ją non stop zdecydowanie wolałabym ciebie choćby "dziewczyna mojego brata" czy owe o Gregorze ;)
Słowo harcerza, że nie wzorowałam się na nikim :) To jest Gregor :) Ma inne powody, by ją odpychać. Nikt w młodości nie lał go pejczem :P
UsuńNo przecież ci pierdoło moja wierzę :D
UsuńDobra idę tworzyć xD
Coraz bardziej mnie to ciekawi. Z Gregora powolutku wychodzą wszystkie tłumione dotąd uczucia i to jest... takie niezwykłe. Bo przecież fakty są takie, że Lena jednak jest dla niego obca. A mimo tego, otworzył się przed nią, a nie przed własną matką, czy dziewczyną.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania. Jest taki lekki, przyjemny.
Pozdrawiam :)
Dziękuję i również pozdrawiam :)
UsuńBrak mi słów. Po prostu świetny rozdział. Tak bardzo szkoda mi Gregora... Jak sobie tak myślę, że naprawdę coś takiego mogłoby spotkać jakiegoś skoczka to aż mam gesią skórkę. Końcówka rozdziału jest cudowna... po prostu się rozpłynęłam. ;) Czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :) Oby jak najmniejsza liczba sportowców musiała przez coś podobnego przechodzić. Skoki są niebezpieczną dyscypliną i to w tym tkwi ich największe piękno.
UsuńO jejku jaki piękny rozdział! Wow jestem pod mega wrażeniem ;)) Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :*
UsuńŚwietne,cudo! *.* Bardzo ciesze się,że Gregor otwiera się przed Leną. A ta ostatnia scenka z tego przytulasa sweet <3 Sory,za taki krótki koment. Pozdrawiam i weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję nawet za taki krótki komentarz :P
UsuńOmamuniuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu *_* ta końcowa scena zmiotła wszystko! omg! to było takie piękne! Gregor powoli zaczyna otwierać się na świat, na Lenę i ohhhh! Cudowne!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
UsuńCieszę się, że Ci się podobało :)
O matko! Genialne! Normalnie nie wiem jak inaczej opisać ten rozdział.
OdpowiedzUsuńBOSKI!
Wspaniale opisujesz emocje dziewczyny gdyż czytając to, czuję się jak ona. Poza tym Gregor, jego tajemniczość ale też pewność siebie jest tutaj pięknie ukazane :)
Cieszę się, że Ci się podobało :) Dziękuję za komentarz :)
UsuńJak mi się podobała taka częstotliwość! Ale cóż, cierpliwość cnotą, więc będę czekać. I ja tam wcale żadnej Sandry i kogoś jeszcze do szczęścia nie potrzebuję. Wystarczą mi oni sami :D
OdpowiedzUsuńSandra jest potrzebna, ktoś musi namieszać :) Dziękuję za komentarz :*
Usuń