***
Minął tydzień, a ja nadal często o nim myślałam.
Poprawka - nie było takiej chwili bym tego nie robiła. Wstydziłam się przed samą sobą i nawet próbowałam usprawiedliwić jakoś fakt, że nadęty, sławny facet na wózku inwalidzkim plątał się po zakamarkach mojego umysłu, lecz wszelkie tłumaczenia na nic się zdały. Głupia! Taka naiwna i taka głupia...
Pobyt na uczelni zdawał mi się uciążliwym obowiązkiem, a same wykłady nie miały sensu i ciągnęły się w nieskończoność. Patrzyłam na profesorów przewijających się za katedrą, niczym w przyśpieszonym filmie, a każdy z nich opowiadał zwykłe brednie i nic nie było w stanie zająć mojej uwagi.
W ten piątkowy, pochmurny wieczór siedziałam przy samym oknie, słuchając wyjątkowo nudnej opowieści o jakimś filozofie, który wymyślił coś tam...
- Kogo to w ogóle obchodzi? - mruknęłam gniewnie, zaciskając palce na długopisie. Przycisnęłam go do kartki zdecydowanie za mocno, więc zamiast kropki powstała dziura. Koleżanka siedząca po mojej prawej stronie spojrzała na mnie, pytająco unosząc idealnie wystylizowane, grube brwi. Była ładna, choć może przesadzała trochę z samoopalaczami. Miałam wrażenie, że dzielę rząd z blondwłosą Murzynką.
- Lenka, co jest? - spytała, poufale nachylając się w moją stronę. Wzruszyłam ramionami, sztucznie się uśmiechając, by pokazać jej, że u mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Nie było tak - chyba się zadurzyłam, do jasnej ciasnej!
- Nic, nic - machnęłam dłonią. - To tylko ta pogoda.
- Rzeczywiście - zgodziła się, wyglądając przez szybę. - Szkoda psa na dwór wyganiać, a co dopiero studenta. Ten wykład trwa już całą wieczność.
Zostawiła mnie w spokoju, więc rozejrzałam się po sporych rozmiarów auli. Jakieś siedemdziesiąt procent słuchaczy spało, podobnie jak wiekowy profesor, który budził się momentami i poprawiając na nosie ogromne okulary, usiłował kontynuować wywód, ale przegrywał ze samym sobą. Reszta uprawiała różne rodzaje hazardu, a w najdalszym końcu sali migdaliła się jakaś para. Nie dałabym sobie ręki uciąć, że była odmiennych płci.
Wbiłam wzrok w okno - na zewnątrz szalała wichura, na szczęście już nie śnieżyca, choć kto powiedział, że wolałabym deszcz? Zmrok zapadał szybko, a do końca zajęć pozostała jeszcze godzina. Musiałam wytrwać, nie było innej rady, choć pewnie ucieczka uszłaby mi płazem - ten staruszek powinien dawno przejść na emeryturę i nie dobijać młodych ludzi swoją monotonną gadaniną, a także jej brakiem.
Ciepło bijące od grzejnika i cisza, która panowała wokół, przerywana jedynie miarowym pochrapywaniem chłopaka z trzeciego rzędu, uspokoiła mnie i chwilowo nawet przestałam się zamartwiać.
Lena - mówiłam sobie - odpuść. To, że ktoś z ciebie zakpił, nie powinno cię wcale dziwić - w jakim świecie żyjesz? Wszyscy kłamią, by dokonać obranych celów. Ty też nie byłaś z tymi ludźmi całkiem szczera - własne oskarżenie zapiekło jak gorący metal przyłożony wprost do skóry - więc daj już sobie łaskawie spokój z tym poczuciem odrzucenia i innymi bzdurami wymyślonymi przez kobiety, by miały nad czym płakać. Pokaż, że jesteś silną, niezależną dziewczyną i żaden niepełnosprawny pacan nie sprawi już więcej, że dasz się nabrać na jego sztuczki przez swoją naiwną dobroć. Jasne? - spytał na koniec mój wewnętrzny głos.
- Jak cholera - prychnęłam, a pseudo Murzynka znów się zdziwiła. Pewnie myślała, że jestem stuknięta. Bo tak właśnie było, a gadanie do siebie to wystarczający dowód.
Poprawiłam się na krześle, odprężona i pokrzepiona tym, że podjęłam jakąś decyzję - zero myśli o Gregorze... o kim? No właśnie. Nadeszła pora, by wyrzucić z głowy ten króciutki, choć intensywny epizod. To mi się tylko przyśniło i nie zdarzyło się naprawdę. Tak, dokładnie...
Nagle w sali rozbrzmiał głośny sygnał czyjejś komórki - modna, klubowa melodyjka grała w najlepsze, sprawiając, że zaspani studenci poderwali głowy w górę, a profesor zachybotał niebezpiecznie na krześle, gubiąc okulary. Potrząsnęłam głową z niesmakiem - czy ci ludzie nie wiedzą do czego służy wyciszenie dzwonka?
- To chyba u ciebie... - rzuciła półszeptem moja towarzyszka, trącając mnie lekko w ramię i mrugając w stronę leżącej obok torebki. Żachnęłam się, chcąc zaprzeczyć, ale nagle dotarło do mnie, że to rzeczywiście był mój telefon. Zaśmiawszy się przepraszająco, wygrzebałam wściekle wibrujące urządzenie i chyłkiem wymknęłam się na korytarz.
- Dunia, pożałujesz tego, że ustawiłaś mi taki dzwonek - pomstowałam pod nosem, a jak się okazało, sama zainteresowana właśnie do mnie dzwoniła. Wciągnęłam powietrze głęboko przez nos i odebrałam.
- Lena? - natychmiast odezwała się ta zdrajczyni.
- Dlaczego zawsze się pytasz, skoro to do mnie dzwonisz? - warknęłam, przygotowując w myślach zemstę. Odpowiedziało mi głośne sapanie, jakby biegła, albo dźwigała coś wyjątkowo ciężkiego.
- Lena? - powtórzyła zadyszana, a jej głos był tak cichy i niewyraźny, że ledwo ją rozumiałam. Co do licha?
- Tak, słyszę cię. Co ty wyprawiasz? - spytałam, coraz bardziej się martwiąc.
- Chowam się.
Ręka, w której trzymałam telefon zwilgotniała mi ze zdenerwowania.
- Co takiego? - pisnęłam, potykając się lekko o wystający kant ławki. Usiadłam.
Wiedziałam, że może sobie stroić ze mnie żarty - robiła takie numery już niezliczoną ilość razy.
- Musisz szybko przyjechać do mieszkania! - wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu, szepcząc.
- Co się stało? O co chodzi? - domagałam się odpowiedzi, a serce zaczęło mi bić znacznie szybciej.
- Wracaj jak najprędzej, bo masz gościa.
Znów cisza i głośny oddech. Czyżby siedziała w... szafie? Natychmiast wpadło mi do głowy tysiąc złych wieści - nad wszystkimi górowała kontrolna wizyta mojej mamy. O nie... o nie... Tylko nie mamusia wpadająca bez zapowiedzi. Jęknęłam cicho, całkowicie nieświadoma, że czekało na mnie coś lepszego... a raczej gorszego.
- Słyszysz? - Dunia warknęła z naciskiem, a ja nerwowo zagryzłam dolną wargę. - Masz tu natychmiast przyjechać, bo w naszej kuchni stoi właśnie pieprzona podróbka Claudii Schiffer i mówi, że nie wyjdzie, dopóki z tobą nie pogada!
***
Stała tam sobie - w mojej kochanej, ciasnej jak cholera kuchni i wpatrywała się we mnie prowokująco. Sandra, w całej swej idealności. Biłam się z myślami, porównując siebie do niej - wynik tej walki nie był dla mnie pomyślny.
- Prosił o ciebie... - zaczęła, ale nagle głos uwiązł jej w gardle, jakby broniła się przed powiedzeniem czegoś wyjątkowo obrzydliwego. Zmarszczyła brwi, odwracając wzrok.
Nie mogła mieć zielonego pojęcia jakie wrażenie zrobiły na mnie te skromne słowa. Prosił o mnie... Prosił. W kilka sekund zapomniałam o tym, że ledwie tydzień wcześniej wywalił mnie za drzwi, podstępem skłonił do spędzenia nocy w jego łóżku (co z tego, że do niczego między nami nie doszło?) a także naraził na gniew tej oto walecznej żmii.
Jak absurdalnie wyglądało jej wspaniałe ubranie na tle naszych starych, odrapanych mebli... Swoją obecnością sprawiała, że pomieszczenie wydawało się kurczyć i zapadać, a ja sama siedziałam jak na szpilkach, wsłuchując się w cichy stukot obcasów tych drogich, markowych butów, na jakie nigdy nie mogłabym sobie pozwolić.
- Nic mnie to nie obchodzi - oznajmiłam drżącym głosem.
Spojrzała na mnie ostro - jej niebieskie oczy ciskały błyskawice. Nie była przyzwyczajona do nieposłuszeństwa. Myślała przez chwilę, wpatrując mi się prosto w twarz, a ja wytrwałam dzielnie, nie dając po sobie poznać jak bardzo chciałam, by już sobie poszła. Postanowiła wytoczyć cięższe działa.
- Nie chce jeść - wyznała, spuszczając wzrok. Otrzepała niewidoczny pyłek z długiego do kolan, czarnego płaszcza. - Przestał się myć i znów z nikim nie rozmawia.
Zacisnęłam powieki. Nie, nie, nie... Nie słuchaj jej!
- Całymi dniami gapi się w ten cholerny monitor, więc jeśli masz choć odrobinę zdrowego sumienia, to daj się tam zawieźć - jej głos wzrastał w siłę i prawie już krzyczała. Podniosłam się z miejsca, choć nogi dygotały mi jakby były z waty.
- Nie mogę... - szepnęłam, prosząc, by to całe zajście okazało się tylko snem. Wiedziałam, że jeśli tam wrócę... gdy go zobaczę... to nie będzie już dla mnie odwrotu. Przepadnę, by po skończonej zabawie Gregor mógł mnie odesłać z kwitkiem. Wsadzić do worka, jak pakuje się kukły po skończonym przedstawieniu. Tylko cieniutka linia dzieliła mnie od stania się jego marionetką, zależną od ruchu jego rąk, zdaną na łaskę. Dlaczego? Bo byłam słaba...
- Zapłacę ci.
Jej zniecierpliwiony głos wyrwał mnie z zamyślenia - a więc to przyszło jej do głowy. Myślała, że chcę naciągnąć ją na pieniądze.
- Nie o to chodzi! - chciałam się usprawiedliwić, gdy nagle szybkim krokiem przemierzyła dzielącą nas przestrzeń i gwałtownym ruchem chwyciła za przód mojej bluzki. Musiałam stanąć na palcach.
- Już ja dobrze wiem o co chodzi - warknęła, szarpiąc mnie. Złość w jej oczach była porażająca, zważywszy na ich jasną, delikatną oprawę. - Ładuj się do auta i masz być dla niego miła, skoro tak bardzo tego pragnie.
Rozluźniła palce, a ja się zachwiałam. Oddech stawał mi w gardle - to zabrzmiało jak jakiś szantaż albo groźba. Po raz kolejny żałowałam tego śnieżnego dnia, w którym przypadkowo znalazłam pewne dziwne ogłoszenie...
Mogłabym przyzwyczaić się do jazdy takim autem. Nie zdążyłam jednak nacieszyć się uczuciem jakie daje podróż maszyną, która zwraca uwagę przechodniów na ulicy, bo kierowca prowadził szybko i sprawnie. Widziałam jedynie profil twarzy Sandry, a jej mina nie wyrażała żadnych uczuć. Koła zapiszczały w kontakcie z twardym podłożem, samochód zatrzymał się przed wejściem do willi.
Znowu tam byłam - który to już raz? Kpiłam w myślach, zastanawiając się w jaki sposób opuszczę ten przeklęty dom przy kolejnej okazji. Wyluzuj.
Schody pokonywałam powoli - nikt się mną nie zajął, nie wskazał drogi. Sandra minęła mnie przy wejściu, znikając w ciemnym korytarzu. Przekroczyłam próg i uniosłam wzrok. Te same długie, drewniane schody prowadzące w górę - do niego. Do Gregora.
- Dasz radę - zmobilizowałam się szeptem.
Nie miałam innego wyjścia, biorąc pod uwagę siłę wątłych dłoni Sandry, zaciskających mi się na karku. Odrzuciłam ten makabryczny obraz i zrobiłam krok do przodu, a wtedy z boku, od strony dużych, przeszklonych drzwi mignęło mi światło. Zastygłam w oczekiwaniu - pewnie to Sandra, bo kto inny?
Osoba, która pojawiła się w zasięgu mojego wzroku nie była Sandrą, a nawet nie kobietą. Wysoki i szczupły blondyn oparł się o framugę, zakładając muskularne ręce na piersi. Przyglądał mi się bez skrępowania czy zaskoczenia, tak samo jak ja jemu. Był bardzo przystojny.
Nie odezwał się, a ja, biorąc go za brata Sandry, skinęłam mu głową nieznacznie i ruszyłam w górę. Wciąż czułam, że odprowadzał mnie wzrokiem, więc obróciłam się na chwilkę - jego twarz rozjaśnił uśmiech, lecz nie mogłam w nim znaleźć niczego, co by mnie nie zaniepokoiło.
Przed znajomymi drzwiami wzięłam głęboki wdech i poprawiłam bluzkę. Bałam się tego pokoju i jego lokatora. Czy znów zastanę zgaszone światło? Rozświetlony monitor powtarzający to samo nagranie w kółko, aż do szaleństwa? Dawno tak nie drżałam...
Mosiężna klamka szczeknęła głośno, choć bardzo starałam się wykorzystać element zaskoczenia. Było ciemno, moje podejrzenia okazały się słuszne. Bezmyślnie pomacałam ścianę w poszukiwaniu kontaktu i...
- Mówiłem, żebyście zostawili mnie samego! - zabrzmiał spanikowany głos, a ja z żalem stwierdziłam, że wszelkie postępy, które uczynił wcześniej, wzięły w łeb.
- Nie mogę... - szepnęłam, prosząc, by to całe zajście okazało się tylko snem. Wiedziałam, że jeśli tam wrócę... gdy go zobaczę... to nie będzie już dla mnie odwrotu. Przepadnę, by po skończonej zabawie Gregor mógł mnie odesłać z kwitkiem. Wsadzić do worka, jak pakuje się kukły po skończonym przedstawieniu. Tylko cieniutka linia dzieliła mnie od stania się jego marionetką, zależną od ruchu jego rąk, zdaną na łaskę. Dlaczego? Bo byłam słaba...
- Zapłacę ci.
Jej zniecierpliwiony głos wyrwał mnie z zamyślenia - a więc to przyszło jej do głowy. Myślała, że chcę naciągnąć ją na pieniądze.
- Nie o to chodzi! - chciałam się usprawiedliwić, gdy nagle szybkim krokiem przemierzyła dzielącą nas przestrzeń i gwałtownym ruchem chwyciła za przód mojej bluzki. Musiałam stanąć na palcach.
- Już ja dobrze wiem o co chodzi - warknęła, szarpiąc mnie. Złość w jej oczach była porażająca, zważywszy na ich jasną, delikatną oprawę. - Ładuj się do auta i masz być dla niego miła, skoro tak bardzo tego pragnie.
Rozluźniła palce, a ja się zachwiałam. Oddech stawał mi w gardle - to zabrzmiało jak jakiś szantaż albo groźba. Po raz kolejny żałowałam tego śnieżnego dnia, w którym przypadkowo znalazłam pewne dziwne ogłoszenie...
***
Znowu tam byłam - który to już raz? Kpiłam w myślach, zastanawiając się w jaki sposób opuszczę ten przeklęty dom przy kolejnej okazji. Wyluzuj.
Schody pokonywałam powoli - nikt się mną nie zajął, nie wskazał drogi. Sandra minęła mnie przy wejściu, znikając w ciemnym korytarzu. Przekroczyłam próg i uniosłam wzrok. Te same długie, drewniane schody prowadzące w górę - do niego. Do Gregora.
- Dasz radę - zmobilizowałam się szeptem.
Nie miałam innego wyjścia, biorąc pod uwagę siłę wątłych dłoni Sandry, zaciskających mi się na karku. Odrzuciłam ten makabryczny obraz i zrobiłam krok do przodu, a wtedy z boku, od strony dużych, przeszklonych drzwi mignęło mi światło. Zastygłam w oczekiwaniu - pewnie to Sandra, bo kto inny?
Osoba, która pojawiła się w zasięgu mojego wzroku nie była Sandrą, a nawet nie kobietą. Wysoki i szczupły blondyn oparł się o framugę, zakładając muskularne ręce na piersi. Przyglądał mi się bez skrępowania czy zaskoczenia, tak samo jak ja jemu. Był bardzo przystojny.
Nie odezwał się, a ja, biorąc go za brata Sandry, skinęłam mu głową nieznacznie i ruszyłam w górę. Wciąż czułam, że odprowadzał mnie wzrokiem, więc obróciłam się na chwilkę - jego twarz rozjaśnił uśmiech, lecz nie mogłam w nim znaleźć niczego, co by mnie nie zaniepokoiło.
Przed znajomymi drzwiami wzięłam głęboki wdech i poprawiłam bluzkę. Bałam się tego pokoju i jego lokatora. Czy znów zastanę zgaszone światło? Rozświetlony monitor powtarzający to samo nagranie w kółko, aż do szaleństwa? Dawno tak nie drżałam...
Mosiężna klamka szczeknęła głośno, choć bardzo starałam się wykorzystać element zaskoczenia. Było ciemno, moje podejrzenia okazały się słuszne. Bezmyślnie pomacałam ścianę w poszukiwaniu kontaktu i...
- Mówiłem, żebyście zostawili mnie samego! - zabrzmiał spanikowany głos, a ja z żalem stwierdziłam, że wszelkie postępy, które uczynił wcześniej, wzięły w łeb.
A jednak wrzuciłaś <3
OdpowiedzUsuńWielbię cię kobieto, ma!
Od tej pory będę wyszukiwać zdjęć z Gregorem w roli głównej, jeśli ty masz takie szybkie weny dostawać! Jestem całkowicie za!
Aż nie chcę pytać jaki dźwięk lub kogo miała ustawiony, zgaduję, że z pewnością wesoły!
Dunia! Mistrzyni moja perswazji, intrygi i wszystkiego co tylko się da, byle Lenkę naszą uwolnić z zajęć. I to jej genialne porównanie Claudii dla panny Schlampe xD
Co do niej samej to muszę przyznać, że nie spodziewałabym się, że przyjdzie prosić, tak prosić, chociaż szkoda, że nie błagać i to jeszcze w dodatku na kolanach, żeby Lena wróciła do domu grozy! xD
Dalej nurtuje mnie ten tajemniczy blondyn, ale po tym uśmiechu to jestem już niemal pewna, że to chyba Thomas ;)
No i powrócił wściekły, zamknięty Gregor! Mam nadzieję, że choć trochę się stęsknił za naszą bohaterkę :>
Nie każ mi czekać długo na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam i buziolki! ;*
Moja wierna komentatorka :)
UsuńSzlampa^^ przyszła, bo miała w tym cel i była też zmuszona odrobinę :) Nic nie poradzę na ataki weny, gdy we mnie celujesz takimi zdjęciami :) Dziękuję za komentarz :* Blondyn puszcza oczko :D
No teraz to ty mnie zabiłaś szlampą jedną xD
UsuńPiękna ksywa :)
Usuń"pieprzona podróbka Claudii Schiffer "- tekst, który zrobił mi dzień :) Ja, podobnie jak Megi, też podejrzewam, że to Thomas, a co za tym idzie są dwie opcje:
OdpowiedzUsuń1) Sandra romansuje z Morgim
2) Morgi to po prostu dobry kumpel i martwi się o Gregorka-potworka
która by nie była, to z pewnością będzie się działo :)
Pozdrawiam :)
Cieszę się :) Dzięki za komentarz, a jeśli chodzi o Morgiego, to... kto wie? Może on, a może nie. No i z kim będzie romansował ten tajemniczy blondyn? :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie ataki weny! :D Rozdział jak zawsze świetny. Po prostu wielbię Lenę, jest taką pozytywną osobą. :D A Gregor, cóż jesteśmy w punkcie wyjścia. Zobaczymy co się dalej potoczy. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)
Usuńsuuuuuper <3 czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz :)
UsuńSwietny jak kazdy ;D no nie spodziewalam sien,ze Lena tak szybko zakocha sie w Gregorze :) czekam na kolejny i zapraszam na newsa do Roksany i Gregora:) pozdrawiam i weny
OdpowiedzUsuńOna się zauroczyła, a nie zakochała :) Dzięki! Wpadnę do Ciebie jak już znajdę sekundkę wolnego czasu :)
UsuńMam dla cb dobrą informację. Minowałam twojego bloga do Nagrody Liebster Award. Szczegóły http://stczps.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Nie wiedziałam, że taka nagroda istnieje :)
UsuńOjej *.* Świetny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno natrafiłam na Twoje nowe opowiadanie i zaczęłam je czytać z wielką ciekawością, po tym, jak prawie znam już na pamięć "Dziewczynę mojego brata" i "Krótką historię pewnych wakacji". Nie zawiodłam się. To jest niesamowite. :D
Pozdrawiam i jeszcze większej weny życzę. :D
Dziękuję :) Cieszę się, czytając takie miłe słowa. Trzymaj się :)
UsuńJakby ktoś pytał, to dalej nie lubię Gregora. Ale czekam cierpliwie.
OdpowiedzUsuńOjej, ojej :)
UsuńSandra, moja ulubienica. Ehhhh. No i ten pan tajemniczy blondyn, Morgi?
OdpowiedzUsuńSłodka z niej dziewczynka, prawda? :) Pan blondyn się ujawni w kolejnym rozdziale. Pozdrawiam :)
UsuńRanyyy genialny! Ja też myślę że będzie to Morgi ale z tobą nic nie jest pewne. Mam nadzieję że częściej będziesz mieć takie ataki weny XD
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Weny mi nie brakuje, tylko czasu. W weekend pojawi się nowy rozdział :) Ah, ten Morgi. On czy nie on :)
UsuńSandra femme fatale, przystojny, tajemniczy blondyn i willa warta miliony monet. Jestem zainteresowana, bo lecę na burżujstwo. Nawet jeśli Gregor jest walniętym dupkiem, wciąż pozostaje bogaty, a to dosyć pozytywna cecha :P
OdpowiedzUsuńBardzo zainteresował mnie fakt, że Lena tak bardzo zafiksowała się na punkcie kogoś, kto rzuca w nią owsianką (a więc stwarza zagrożenie i jest niestabilny emocjonalnie), chociaż sama studiuje psychologię i pewnie zna mechanizmy kierujące Gregorem. Może nie miała nigdy styczności z podobnie cierpiącym człowiekiem, ale ma jakąś tam wiedzę podręcznikową. Ponad to decyduje się spędzić z Gregorem noc w jednym łóżku. Ze swoim pacjentem, którego nie zdążyła jeszcze nawet poznać.
Co ten Schlierenzauer w sobie ma, że tak bardzo nie potrafi mu odmówić?
Lena ma rację, jest bardzo, bardzo słaba.
No, pobawiłam się w analizę, a teraz konkrety, bo chyba jeszcze nie skomentowałam żadnego rozdziału na tym blogu. Ktoś w jakimś komentarzu napisał, że historia kojarzy się z "Tajemniczym Ogrodem"- miałam dokładnie to samo skojarzenie. Ciekawie przedstawiasz punkt widzenia Leny, nie siląc się na pompatyczny ton. Narracja pierwszoosobowa stawia pewne wymagania w tym kierunku, bo wiadomo, że relacjonując zdarzenia, nikt nie sadzi w co drugim zdaniu rozbudowanych, poetyckich metafor, kwiecistych eufemizmów i hiperboli z kosmosu. Po prostu Lena dobrze wszystko obrazuje :>
Co do blondyna, nie wierzę, że to Morgi :D
Pisz więcej! Pozdrawiam ^^
Dzięki za komentarz. Lena jest słaba, nie ukrywa się z tym. Łaknie miłości i zainteresowania drugiej osoby, bo nie dość, że sama na obczyźnie, to jeszcze jej wczesne doświadczenia uczuciowe nie należały do przyjemnych. Staram się przekazać jej mój tok myślenia (tak, ja poleciałabym na faceta z kasą i zwichrowaną psychiką, gdyby mnie pociągał) więc akcja toczy się tak, a nie inaczej :) Jeśli chodzi o skojarzenia z Tajemniczym Ogrodem to niestety, ale muszę Was zawieść - nie wzorowałam się na żadnym filmie, ani żadnej książce. Ot tak, przyszedł mi do głowy obraz skoczka, który jest ograniczony ruchowo - na samym początku miał być to Maciej Kot^^
UsuńMówiłam, ci, że zachowanie Leny i Gregora przypominają w zachowaniu bohaterów z Tajemniczy Ogród to mi nie chciała wierzyć :P
UsuńPo prostu czysty przypadek podobieństwa więc już się tak nie bulwersuj. Wiemy, że nie brałaś z tego przykład, ale jak widzisz nie jestem pierwsza i ostatnia, która miała owe skojarzenie z Tajemniczym ogrodem! :)
Pozdrawiam ciebie i czytelniczkę! :D
I cieszę się, że nie był to Kot, Już raz o nim kontuzjowanym pisałaś i wystarczy xD
UsuńChylę czoła, że jednak Schlieri zapukał do ciebie z protestem, że może byś go jednak wypróbowała, że z pewnością nie będzie gorszy od Kotów czy z kim tam jeszcze chciałaś pisać ;)
Kochana, ja się nie bulwersuję - jestem od bulwersu tak daleka, jak od potargania włosów Kubackiego ( co chciałabym zrobić w Zakopcu ) :P Ten Tajemniczy Ogród to jest o dzieciach. Kiedyś chyba oglądałam ten film, więc może całkowicie podświadomie tak wyszło. Mniejsza o to. Schlieri w moim opowiadaniu to jest Twoja wina, Megi - chciałam pisać o Kocie, lubię pisać o Kocie... ale Ty mnie zaraziłaś Gregorem, choć wcześniej prychałam za każdym razem, gdy na ekranie pokazywali jego facjatę :P
UsuńKontuzjowany Kot to była burza, a o ile dobrze pamiętam, miał tylko coś z nogą. Wolę sobie nie wyobrażać furii sparaliżowanego Kota. Lena nie dostałaby owsianką, tylko wózkiem inwalidzkim xD
UsuńWiesz co, nawet jeśli zachowuje się jakby był niespełna rozumu i tak ociepliłaś jego wizerunek tym opowiadaniem ;P
Haha, Kot rzucający wózkiem inwalidzkim zagościł w mojej wyobraźni:D
UsuńUps, wciągnęłam się.
OdpowiedzUsuńWeszłam tu o tak o, przez przypadek i za pierwszym razem wyłączyłam nie czytając, bo schlierenzauer . Ale ostatnio wróciłam tu i zatrzymałam sie na dłużej. I to opowiadanie jest hmm.. całkiem wartościowe ;p
Naprawdę fajnie się to czyta i nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;p
Btw tak się wciągłam, że zawaliłam biologie, bo musialam nadrobic wszystkie rozdzały, więc możesz czuć się winna za napisanie czegoś tak dobrego xD
Witaj :)
UsuńCieszę się, że uważasz moje opowiadanie za całkiem wartościowe, cokolwiek to znaczy :P Przykro mi z powodu zawalenia biologi, ale wiedz, że ja też zawaliłam kiedyś kilka spraw przez skoki i związane z nimi opowiadania. Pozdrawiam :)
Puk puk, to ja!
OdpowiedzUsuńMusiałam nadrobić moje spore zaległości w tym opowiadaniu. Zapomniałam o nim na dłuższa chwilę, lecz gdy tylko za oknem mignęły mi płatki śniegu, to przed oczami stanął mi mój ukochany skoczek, a potem lawinowo, aż doszłam do Twojego opowiadania :D
Ewa, Ty tak pięknie piszesz! Mówię to z ręką na sercu, strasznie przyjemnie czyta mi się Twoje opowiadania. Ładnie opisujesz, WYDOBYŁAŚ TEGO PRAWDZIWEGO GREGORA. Jestem naprawdę szczęśliwa, że postanowiłaś pisać to opowiadanie.
Co do postaci Sandry nie mam słów, jest ŚWIETNAA. Tylko kłóciłabym się z tą jej 'perfekcyjnością'
Z niecierpliwością czekam na rozdział Kolejny. Niech on pojawi się szybko!
Cieplutko pozdrawiam ;3
Witaj :)
UsuńCieszę się, że jednak wróciłaś :) Dziękuję za miłe słowa, bardzo to dla mnie budujące. Tylko Lena widzi Sandrę jako perfekcyjną, a i to wynika tylko z bogatego ubioru blondyny i tej całej otoczki bogactwa. Moja bohaterka ma niskie poczucie własnej wartości i zbyt dużą wagę przykłada do wyglądu zewnętrznego, jak to młoda dziewczyna :) Nowy rozdział wstawię wkrótce, bo mam mały zastój przy pisaniu końcówki partu. Pozdrawiam cieplutko :*